Artykuły

Histerie pseudo-polityczne wobec fizjologii w teatrze oraz inne implikacje

Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej twierdzi, że "konflikt polityczny w Polsce przenosi się na obszar sztuki", teza dość ryzykowna, jako że w Polsce nie uprawia się polityki, w Polsce uprawia się mentalność - pisze do e-teatru Marek J. Terpilowski.

"Nie przenoście nam stolicy do Krakowa

chociaż tak lubicie wracać do symboli

bo się zaraz tutaj zjawią

butne miny święte słowa

i głupota która aż naprawdę boli"

Z pozoru mamy kolorowe spektrum od lewej do prawej, w rzeczywistości zaś spaloną tęczę, nad którą Polacy czynią gusła zwane - wyborami, a że ponad wszelką wątpliwość wiedzą, na kogo głosować, oddają swój głos po to, aby być przeciw. Akt polityczny - wybory - został dokonany stając się fundamentem przyszłych dokonań, również dla kultury, której definicję przypomnę: "całokształt duchowego i materialnego dorobku społeczeństwa. Bywa utożsamiana z cywilizacją. Również charakterystyczne dla danego społeczeństwa wzory postępowania, także to, co w zachowaniu ludzkim jest wyuczone, w odróżnieniu od tego, co jest biologicznie odziedziczone".

Pawłowski broni również wolności artystycznej, a czymże ona jest, pozwolę sobie zapytać? Bo jeśli wolność przekracza granice integralności to staje się agresją. Tak oto w chaosie pojęciowo-ideologicznym toczone są dyskusje wszelakie, gdzie używa się pojęcia demokracja, dopuszczając zróżnicowanie: nasza lub wasza. Pan Pawłowski oczekuje na deklaracje ministra tak jakby nieznane siły odebrały mu kompetencje, a przecież je ma. Roszczeniowy stosunek do wszystkiego, co się rusza, stał się normą i zwalnia z wszelkich obowiązków, to po jaką cholerę demokracja? Niech Zdrojewski decyduje o wszystkim i o niczym, chociaż przecież już zdecydował, Jan Klata został dyrektorem Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w mieście Krakowie, Roman Pawłowski doczekał się w końcu interwencji min. kultury, ten zaś spełniając pokładane w nim nadzieje, potępił grupę osób nie odróżniających aktora na scenie od osoby prywatnej, nobilitując tym samym ową grupę do rangi siły politycznej.

W innym artykule ten sam autor wyraża swe współczucie nowemu dyrektorowi: "Klata zażenowany chamskim zachowaniem" - dodajmy - widzów. I cóż w tym dziwnego, skoro zgodnie z prawem fizyki, akcja implikuje reakcję. Fizyka zatem jest demokratyczna sensu stricto, również w kwestii nominacji dyrektorskich. Nie, zapewniam, że nie jestem zwolennikiem Dziennika Polskiego, pozostawiam to czytelnikowi, który po stylistyce - mam nadzieję - sam orzeknie, róbmy swoje.

Pawłowski prezentuje także dramat, którego wystawienie stało się powodem incydentu: "Sztuka prekursora ekspresjonizmu Augusta Strindberga z 1898 r. opowiada o miejscu religii w życiu człowieka oraz potrzebie wiary i bycia w Kościele. Jej premiera otworzyła w październiku pierwszy z tematycznych sezonów Starego Teatru, poświęcony twórczości Konrada Swinarskiego. "Do Damaszku" to jeden z niezrealizowanych pomysłów tego wielkiego inscenizatora, który zginął w katastrofie samolotowej w 1975 r. właśnie pod Damaszkiem, dokąd leciał na festiwal teatralny".

Jest taka dykteryjka o klątwie Strindberga, która ma wisieć nad Królewskim Teatrem Dramatycznym w Sztokholmie, autorowi odmawiano bowiem wielokrotnie wystawienia jego dramatów i wtedy miał on przekląć teatr, skutkiem czego wszelkie, późniejsze próby wystawienia jego sztuk w tym miejscu, kończyły się fiaskiem. Odmawiano mu, bo był, jak na owe czasy, buntownikiem i twórcą nowej teorii teatralnej, której nie uległ królewski teatr, buntownikiem, przyjacielem, innych znanych nam jak: Stanisław Przybyszewski, czy Edvard Munch.

Przywołuję tę przeszłość, bo w tekście Pawłowskiego znalazłem zdanie: "Tęsknota za buntem" - rozumiem, że sformułowanie odnosi się do Jana Klaty - buntownika - dyrektora sceny narodowej, a skoro dwa w jednym w tej konstelacji, to obawiam się, że w tym przypadku trudne dla urzędnika państwowego, którym stał się Jan Klata. Nie wiem, czy należy mu współczuć? Sam dokonał wyboru, sam też zdecydował o wystawieniu "Do Damaszku" przywołując trochę nierozważnie, jak na krakowskie środowisko, ducha Konrada Swinarskiego, miejscową świętość, który co prawda "Do Damaszku" nie dotarł, ale swoją Golgotą krakowską odbył (Józef Opalski, Rozmowy o Konradzie Swinarskim i "Hamlecie").

Do Sztokholmu dotarł za to Marcin Jarnuszkiewicz z Teatrem Rozmaitości i pokazał swoją wersję "Do Damaszku." Recenzje w "Svenska Dagbladet" i "Dagens Nyheter" były wręcz entuzjastyczne, ale nie wiem, czy pomogły Marcinowi (również buntownikowi), bo jak wiadomo w Polsce zanim sukces zostanie uznany, musi zostać wybaczony.

Nie wybaczono również Janowi Klacie. I tu jestem zmuszony powołać się - prosząc o wybaczenie - na "Dziennik Polski": "Narodowy Stary Teatr w Krakowie nie ma jeszcze Rady Artystycznej, która powinna funkcjonować zgodnie ze statutem tej instytucji ("Statut teatru narodowego", załącznik do zarządzenia Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z dnia 5 grudnia 2012 r.)... Jan Klata objął stanowisko dyrektora narodowej sceny w styczniu 2013 roku. Od tego czasu minęło więc już prawie dziesięć miesięcy. Rady jednak wciąż jeszcze nie powołał, choć powinien to uczynić" - trudno przeczyć faktom, a buntownik - dyrektor Jan Klata jest zażenowany buntem po wystawieniu dramatu buntowniczego dramaturga, co zostaje zwieńczone wystąpieniem ministra kultury w aurze wielkiej polityki. Trudno o lepszą reklamę. Proszę o komentarz, bo sam zaczynam się buntować.

"... mimo drobnych przyjemności ... spektakl nie tyle pozostawia niedosyt, ile pozostawia z pytaniem o cel i powód całego przedsięwzięcia - napisała w recenzji "Do Damaszku" Joanna Targoń. 15-10-2013 ale już nazajutrz 16-11-2013 - "Obawiam się, że gdyby Swinarski jakimś cudem zmaterializował się w dzisiejszych czasach, nie miałby łatwo". Mam też swoje obawy, czy aby K. Swinarski byłby w stanie przysłużyć się obojgu zainteresowanym, użyczając blasku świec na swym grobie.

Kontynuując gdybanie - czy nie prościej byłoby wystawić "Do Damaszku" nie powołując się na legendę? Nie, Klata wybrał wersję: "the King is dead, long live the King!". Pomijam oczywiście, oczywiste oczywistości Stanisława Markowskiego, obawiam się bowiem kolejnego chocholego tańca, tym razem na grobie Konrada Swinarskiego.

Od chwili nominacji Teatru Starego do rangi narodowej sceny coraz trudniej jest ("Z biegiem lat") określić dokąd on zmierza. Wielu artystów odeszło, widocznie mieli powody, jakie ?... nie wiem.

"Do teatru nie wchodzi się bezkarnie", więc: "Nie boisz się, przyjdź...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji