Kto gra w salonowca?
Kaczmarski nie jest Szekspirem, ale jego sztukę się ogląda. Aktorzy Teatru Nowego to nie śpiewacy operowi, ale się ich słucha. Poznań to nie Warszawa, więc łatwiej było tu zrobić spektakl wymierzony w stolicę.
Blues-operę "Kuglarze i wisielcy" napisał Jacek Kaczmarski - zainspirowany "Człowiekiem śmiechu" Hugo - specjalnie dla Krzysztofa Zaleskiego i Teatru Nowego. Muzykę skomponował Jerzy Satanowski. Potem cała trójka przycinała, dopisywała, docierała, ustawiała. Na scenie gra prawie cały zespół i jeszcze tłumek statystów, akompaniują na żywo muzycy schowani za kulisą.
Dawno temu podobno tak bywało w normalnym teatrze, że jeden człowiek pisał zupełnie nową rzecz, drugi komponował specjalnie na tę okazję muzykę, trzeci reżyserował - wszyscy pracowali na jedno wspólne przedsięwzięcie. Czekało się wtedy na premierę, która była wielką niespodzianką. Takie oczekiwanie towarzyszyło też spektaklowi Nowego. "Kuglarze i wisielcy" to przedsięwzięcie, które mogłoby być normą w polskim teatrze, ale nie jest i dlatego zasługuje na miano wydarzenia.
Zbiorowe sceny, chóry, śpiewane monologi, jedenastozgłoskowiec, przerysowane makijaże, stylizowane kostiumy, lustra. Wszystko to przenosi nas w świat teatru, który powinien raczej śmieszyć, niż wzruszać, raczej powodować zniecierpliwienie i zniechęcenie - niż zaczarowanie. Ale jest jeszcze baśń, opowieść o cudzym życiu, o odległej epoce, o intrygach, o miłości i śmierci. I jest obraz miasta, do którego przypływają marynarze, w którym zatrzymują się kuglarze, walczą na ringu bokserzy.
Jest wreszcie stolica, w której obraduje parlament, królowa wydaje wyroki, a zaufany sługa wysoko postawionych osób jest na każde zawołanie. Stolica, w której "piwo jest ciepłe, a baranina zimna".
Ktoś powie, że trzeba było zagrać Szekspira, Goldoniego, klasykę po prostu. A ja mówię - nie. Bo teatr nie powinien bać się ryzyka. Kaczmarski nie zrobił prostej adaptacji "Człowieka śmiechu". Napisał historię nową, innym językiem, z dystansem, z przymrużeniem oka.
Może się rozczarować ktoś, kto oczekiwał historiozofii. Zachwycony będzie ten, kto ubrał krawat lub elegancką sukienkę i wyszedł sprzed telewizora na jeden wieczór. Kto podda się baśniowości, grze konwencją, kogo trochę śmieszy opera, ale lubi jej niecodzienny urok.
Największą atrakcją tego przedstawienia jest kreacja Bożeny Borowskiej, która gra królową Annę. Kiedy śpiewa - to pełną piersią, kiedy krzyczy - to pełnym głosem, kiedy się śmieje - jej sarkazm zabija. Dzielnie dotrzymuje jej kroku Mirosław Kropielnicki (lord Bolinbroke), cały w dworskich ukłonach, świadomy wesołości, którą wywołuje na widowni. Ta para to największy atut Nowego - niezwykle zgranego i dobrego zespołu. Kolejny raz okazuje się, że kostium i charakteryzacja dobrze robią Mariuszowi Sabiniewiczowi. Dzięki przenosinom z Polskiego odżył też Mariusz Puchalski, błyszczy Małgorzata Mielcarek.
Nie sądzę, żeby ostały się po tym spektaklu przeboje do śpiewania przy gitarze. Songi, które jeszcze przed premierą usłyszałam w radiu, nie wpadły mi w ucho. Na scenie bronią się znakomicie. Nagle wydaje się, że jesteśmy w teatralnym skansenie i brakuje tylko lóż, kreacji z piórami i perłami oraz lornetek.
Może publiczność będzie się w kuluarach zastanawiać, czy królowa Anna ma charakter naszego prezydenta, kto jest na politycznej scenie Bolinbrokiem, czy Mariusz Puchalski ma głos podobny do Przemysława Gintrowskiego specjalnie czy tylko przypadkiem. I będzie patrzeć, kto z kim przyszedł, kogo nie ma, czy Kaczmarski się czerwieni, co robi Zaleski. Temu przecież służy foyer. Ale mnie to wszystko mało obchodzi. Szkoda tylko trochę, że podczas warszawskich występów Nowego więcej pewnie będzie plotkowania i obrażania się niż sztuki.
W tym tygodniu pyry przyznajemy:
Jackowi Kaczmarskiemu, Krzysztofowi Zaleskiemu i Jerzemu Satanowskiemu - tercetowi, który miał odwagę zrobić "Kuglarzy i wisielców" - spektakl od samego początku. Jest to zupełnie nowa sztuka, zupełnie nowa muzyka i tylko Nowy Teatr jest po staremu dobry. W czasach kiedy autorzy zarabiają na teatrach, być może teatr zarobi też na autorze.