Artykuły

Niedosyt i pustka

W sztuce współczesnego amerykańskiego auto­ra, powstałej przed kilkunastu laty, a granej obecnie na scenie "Jaracza" wbrew jej tytułowi nie seks, ani tym bardziej nie perwersje są jej głównym tematem, lecz poniekąd zastępczym, choć seksualne przypadki bohaterów stanowią treść akcji.

Od pierwszych zdań dialogu, prowadzonego przez dwóch przyjaciół czy raczej bliskich kom­panów, wszystkie rozmowy i działania obracają się nie tyle wokół seksualnych przeżyć, ile sa­mych sytuacji, opisywanych dosadnie a barwnie miejscami dowcipnie dzięki inwencji słownej autora sztuki i jej polskiego tłumacza. O "tych rzeczach" mówi się tu raz nonszalancko, raz z afektacją, zależnie od rozmówcy i od nastroju chwili, często dla samego zaimponowania par­tnerowi.

Celuje w tym upajaniu się seksualnym tema­tem aktywniejszy życiowo Bernard, chełpliwie cyniczny, z którego zapewne podkoloryzowanych przygód można by sądzić, iż najbardziej zależy mu na własnym wizerunku człowieka sukcesu, który na wszystko ma sposób, również oczywiście na zdobycie kobiety. Z dużą siłą komiczną gra tę rolę MICHAŁ JACKOWSKI. Jest on w przyjaźni stroną silniejszą niż Dan, pełen podziwu i chyba zazdrości dla bardziej doświadczonego, nie potrafi bowiem tak jak on sterować swoimi emocjami i tak dbać o swój "image" co przekonująco prze­kazał Cezary rybiński.

Podobnie skontrastowano parę przyjaciółek, nie stroniących w potrzebie od lesbijskich pocieszeń. Nad skłonną do spontanicznych odruchów Deborah (AGATA PIOTROWSKA), dominuje opano­wana i skłonna do gorzkich refleksji Joan (pre­cyzyjnie poprowadzona rola BOGUSŁAWY PA­WELEC). Ale nad indywidualnymi różnicami zdaje się brać górę oszałamianie się seksem, zagłuszanie poczucia osamotnienia i jałowej egzys­tencji, pewnego jakby tragizmu istnienia ludzi będących wytworem zagubienia jednostki we współczesnej cywilizacji. I stąd ta żałosna zaba­wa w "perwersje" bez przeżywania autentycz­nej namiętności.

Nie należy więc winić samego seksu, lecz niezdolność do przeżyć u ludzi o niepełnej osobo­wości, którzy, jak Deborah jeszcze walczą z nie­możnością porozumienia się z bliskim człowiekiem, lecz nie wiedzą co począć, żeby słowa zbliżały nie zaś dzieliły. Jak przestać udawać mocnego i zdjąć koronę z głowy? Wiadomo prze­cież - zdaje się mówić autor, że sytuacje ero­tyczne wymagają ciągłej walki z rytuałem po­wielania słów i gestów (trochę jak między Swannem i Odetą u Prousta), poddawania się chwilowemu nakazowi uczuć i popędów.

Ale tę prawdę musi widz dopiero mozolnie wyłuskiwać z sytuacyjno-słownego gąszczu, z tych wszystkich drastyczności i wulgaryzmów, a zdawało się chwilami, że coraz to nowe, nieraz migawkowe scenki zmierzają do jakiegoś dra­matycznego wydarzenia, rzucającego światło na dotychczasowy przebieg zdarzeń, żeby wydobyć z nich przesłanie sztuki.

Autor jednak nie obdarował nas pointą, wątła od początku dramaturgia utworu rozmywała się w coraz słabiej z sobą powiązanych scenkach, rozgrywanych (pomysłowo i funkcjonalnie) w pięciu poziomych planach przestrzennych, zbie­gających się koncentrycznie u obszernego łoża, na którym nie działo się prawie nic z tego, na co widz wykosztował się kupując bilet. Tu i ów­dzie pojawiała się zabawniejsza sytuacja, jakaś śmieszna odzywka, aż skończyło się w momencie sprawiającym wrażenie całkiem przypadkowego. W ten sposób autor sam osłabił swoje ironiczno-demaskatorskie intencje...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji