Kąpiel sentymentalna
Za nami polska prapremiera sztuki Pawła Huelle "Kąpielisko Ostrów" i początek drogi przedstawienia, które w sobotni wieczór płynęło przez serca widzów niespiesznie i z namysłem. Autor podarował lubelskiej scenie sentymentalną opowieść o odzyskanym przez współczesną rodzinę domu, wokół którego przed laty pływał parostatek, a czereśniowy sad kłębił się od wczasowiczów. Dylematy wokół problemu sprzedaży resztek majątku wystawiają rodzinne więzy na próbę, ale w finale sentyment okaże się silniejszy od pieniędzy.
Współczesna wersja "Wiśniowego sadu" Czechowa została przez Krzysztofa Babickiego potraktowana ze zbytnią adoracją dla tekstu i kultowego pisarza. Momentami spektakl aż prosił się o nożyce, co dodałoby mu dynamiki, scenicznego nerwu i teatralnej esencji. Choć z drugiej strony rozumiem reżysera, który zwalniając czas, chciał wyrwać widzów z pośpiesznej gonitwy, zwanej życiem, i pozwolić im rozkoszować się sentymentalną kąpielą w klimatach rodem z XIX-wiecznych oleodruków. Takich, co to we wzruszający sposób potrafią więcej powiedzieć o domach, w których wisiały, niż najciekawsze listy czy pamiętniki.
Tak też było w spektaklu Babickiego z pięknymi malarsko scenami, kiedy w drugim planie pojawiali się dawni mieszkańcy kąpieliska Ostrów i w zwolnionym tańcu odpływali na niebieskie połoniny. Tak było z metafizycznym motywem małego dziecka łowiącego motyle i ten widok zostanie mi w sercu bardzo długo. Tam też pozostanie mi znakomita rola Jerzego Rogalskiego, który precyzyjnie wpisał się w nastroje stworzone przez Pawła Huelle. Był oszczędny w aktorskiej ekspresji, świetnie wyczuwał podskórne rytmy spektaklu, grał z lekkością i swobodą. W tej lekkości dorównywała mu Grażyna Jakubecka (brawo za naturalność) i to według mnie dwie najlepsze role w spektaklu.
Reszta aktorów poprawnie wykonała postawione zadania. Na plus zaskoczył mnie Ludwik Paczyński - jest to jego najdojrzalsza rola z ostatnich lat. Bardzo przyzwoicie partnerowała mu Olga Borys, nowa gwiazda lubelskiej sceny, oraz Włodzimierz Wiszniewski.
W spektaklu były także atrakcje bardziej komercyjnej natury. Jak choćby brązowy wyżeł Małgosi Bigelmeier, który głęboko wczuwał się w rolę. Jak ponętny widok nagiej studentki. Jak najprawdziwszy motocykl marki, Junak". Szkoda tylko, że jak przejeżdżał, to tylko w głośnikach i na niby.
Przed "Kąpieliskiem Ostrów" początek drogi. Na pewno zajdę do Osterwy jeszcze raz, żeby zobaczyć jak dojrzał, i smakować chwile, jakich w polskim teatrze coraz mniej. Tak jak coraz mniej gestów przytulenia, wzięcia w ramiona, uścisku i spojrzenia z miłością - które obecne w spektaklu, zostały wyparte w życiu przez pędzący czas.
Zajrzyjcie do Osterwy koniecznie. Może w trakcie przedstawienia przypomnicie sobie, że warto wziąć bliską osobę za rękę i choć na kilkadziesiąt minut być z nią jak za dawnych lat...