Artykuły

Postkryzysowo

Do Teatru Nowego w Poznaniu wraz z dyrektorem artystycznym Piotrem Kruszczyńskim zawitało młodsze pokolenie polskich twórców teatralnych. Z pewnością nie jest to przypadek, że wszystkie przedstawienia w showcasie Teatru Nowego krytycznie traktują społeczeństwo. I że w trzech z czterech przedstawień również kościół odgrywa istotną rolę - pisze Anja Quickert w Theater heute.

"Teatru nie sposób robić w oderwaniu od miejsca", deklaruje Piotr Kruszczyński i opiera się na stylowym drewnianym krześle. 46-latek od września 2011 kieruje Teatrem Nowym w Poznaniu, sceną przywiązaną do tradycji, posiadającą duże grono miłośników wśród dobrze sytuowanego mieszczaństwa w starszym wieku. Frekwencja jest tu tradycyjnie wysoka, Urząd Marszałkowski dofinansowuje teatr w kwocie siedmiu milionów złotych (ok. 1,67 mln euro), a samo miasto Poznań zalicza się do najlepszych pod względem gospodarczym miejsc w Środkowej i Wschodniej Europie. Wskaźnik bezrobocia oscyluje w okolicach zera. Dla dyrektora, który swój artystyczny profil ukształtował w miejscu kryzysu, brzmi to jak ekstremalnie trudne warunki pracy.

Inspiracja Wałbrzych

Jeszcze niedawno nazwisko Kruszczyńskiego, rodowitego Poznaniaka, łączone było z niegdyś górniczym miastem Wałbrzychem, położonym na dolnośląskiej prowincji, którego ekonomiczna i społeczna nędza po zamknięciu kopalń wyrażała się w bezrobociu sięgającym nawet 32 procent. "W Wałbrzychu chodziło najpierw o stworzenie podstawowej więzi między miastem a teatrem i poszukanie takich historii, które potrafiłyby odzwierciedlić sytuację społeczną i materialną.", porównuje Kruszczyński oba miasta. Zaprosił wtedy do Wałbrzycha nieznanego dramatopisarza młodego pokolenia Michała Walczaka, który w 2004 sztuką teatralną "Kopalnia" wniósł na scenę rzeczywistość (gospodarczej) depresji na polskiej prowincji po roku 1989 - sztukę tę zaadaptowano zresztą w Grillo-Theater w Essen w roku 2011.

Również twórcy tacy jak Jan Klata, który w tym roku przejął dyrekcję renomowanego Starego Teatru w Krakowie, albo duet Paweł Demirski/Monika Strzępka, którzy zyskali uznanie w Polsce i poza granicami, realizowali swoje estetycznie radykalne spektakle właśnie w teatrze w Wałbrzychu. Piotr Kruszczyński należy do młodego pokolenia polskich dyrektorów, którzy ze społecznych peryferii kształtowali polską historię teatru - by teraz odnaleźć swoje miejsce w teatralnych stolicach.

W Poznaniu Kruszczyński może już spojrzeć wstecz na sezon 2012/2013, pierwszy sezon, za który w pełni ponosi artystyczną odpowiedzialność: "Wciąż szukam bliskości z miastem i jego problemami, które na pierwszy rzut oka wcale nie są widoczne." Przysłużyły się temu też lokalne poszukiwania i wywiady z mieszkańcami, przeprowadzone przy realizacji projektu "Jeżyce Story". Jest to pierwszy serial dokumentalny w polskim teatrze, zbliżony do "Łotewskich historii" Alvisa Hermanisa i "Londończyków" Craiga Taylora. Zanim doszło do tej realizacji nowy szef teatru główny nacisk położył na potrzebę nadrobienia teatralnych estetycznych zaległości, jakie miało miasto: "W trakcie pierwszego sezonu mojej dyrekcji zaprosiłem reżyserów z pokolenia 35+, żeby zapoznać widzów z ich sposobami narracji, z językiem teatralnym, który w Polsce wprawdzie istnieje od kilkunastu lat, ale w Poznaniu nie był dotąd znany."

Nowe sposoby narracji

Międzynarodowy wymiar zyskała pod koniec sezonu prezentacja czterech nowych spektakli w ramach Festiwalu Malta w Poznaniu - w tym roku pod kuratorską opieką Romeo Castellucciego, który obok własnych prac, w programie umieścił również spektakle Jana Lawersa/Needcompany, TG Stan, Meg Stuart, Gisele Vienne czy też trójwymiarowy koncert Kraftwerk. Przekonuje w nich przede wszystkim nowe ujęcie, same przedstawienia w szczegółach mniej.

Pod koniec formatu telewizyjnego pod nazwą "Dom lalki" Nora Helmer (Anna Mierzwa) leży sama na proscenium, ubrana w zsuniętą nieco "małą srebrną", a jej wyraziście umalowane kocie oczy zostawiły na ślicznej twarzy lalki łzawe ślady tuszu. Upadła królowa popu właśnie wydyszała ostatnią frazę z piosenki Chrisa Isaaka "Wicked Game", która stanowi finał mądrego przedstawienia Michała Siegoczyńskiego "Dom lalki": "Nobody loves no one".

Dużo bardziej deprymujące jest oświadczenie Nory, że Ibsen już przed 130 laty zaplanował pozwolić jej odejść i zatrzasnąć drzwi domu lalki, z mężem i dziećmi. Okazuje się to niełatwe, zwłaszcza że w scenografii Jana Kozikowskiego, której blisko do programu Big Brother, nie ma już ani prawdziwych drzwi ani żadnego świata na zewnątrz; jest za to włączona kamera, która przekazuje obraz na żywo. W adaptacji Szymona Adamczaka, Michała Siegoczyńskiego i Kuby Mokrosińskiego Nora to program, który musi się powtarzać, ponieważ jej postać - jak zauważa pełen samozadowolenia mąż i producent pop Torvald Helmer (Andrzej Niemyt) w kłótni z Norą - już w ogóle do niej nie należy.

Również i w scenicznej adaptacji klasyka filmowego "Dyskretny urok burżuazji" (1972) Luisa Buuela w reżyserii Marcina Libera medium filmu uniemożliwia otwarcie przestrzeni teatralnej na jakąkolwiek rzeczywistość w zasięgu ręki. Podczas gdy na ekranie migocze perfidna bunuelowska satyra filmowa na dekadencję klasy posiadającej - widać ją jako tło pozbawione głosu - przy stole przed ekranem siedzą sceniczne odpowiedniki burżujskich postaci i dubbingują film tekstami - których sens w istocie ogranicza się do próby umówienia się na kolację.

Tam, gdzie postaci filmowe w absurdalnie komicznej nonszalancji przemilczają wszystkie społeczne wstrząsy, które mogłyby rozsadzić ich dystyngowaną pozorną idyllę, Liber zatrzymuje film i wypełnia puste miejsca tekstami o torturach i gwałcie Franki Rame albo fikcyjnymi monologami, które polska dramatopisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk w swoim dramacie "Śmierć człowieka wiewiórki" włożyła w usta Ulrice Meinhof. W myśl tych tekstów Liber konsekwentnie wystawi w finale swoje ekskluzywne sceniczne towarzystwo na eskalację sytuacji terroru - co w filmie majaczy tylko jako surrealistyczna sekwencja senna. W obliczu konsumencko zaspokojonego zamroczenia umysłu, w jakim obecnie znajduje się zachodni świat, stary Bunuel robi wrażenie bardziej aktualnego.

Szczery dialog

Z pewnością nie jest to przypadek, że wszystkie przedstawienia w showcasie Teatru Nowego krytycznie traktują społeczeństwo. I że w trzech z czterech przedstawień również kościół odgrywa istotną rolę. Jego ideologiczny monopol jest w Polsce wprawdzie zagrożony, ale "z drugiej strony wciąż jest mocnym politycznym narzędziem partii prawicowych przyciągającym głównie ludzi starszych i zawiedzionych", wyjaśnia Kruszczyński. Na Placu Wolności w Poznaniu, gdzie rezyduje tymczasowe centrum festiwalowe Malty, widzowie mimo nagłego spadku temperatury i deszczu zachwycają się nadzwyczajnym, wspaniałym "Chórem kobiet", który skanduje i parodiuje katolickie wzorce kobiecości w precyzyjnych obrazach malowanych głosem. W sezonie 2012/13 Teatr Nowy miał prawie sto procent frekwencji. Również i to przemawia za poszukiwanym przez Kruszczyńskiego "szczerym dialogiem między sceną a widownią".

Na zdjęciu: "Dom lalki", reż. Michał Siegoczyński

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji