Artykuły

Trudne sytuacje, czyli aktorzy grają dzieci, które grają dorosłych

"Głowa w piasek, dupa pod ścianę" - takie nauki daje synowi ojciec w "Sytuacjach rodzinnych", nowym spektaklu w warszawskim teatrze Studio

Z początku wydaje nam się, że podglądamy ubogą, patologiczną rodzinę. Ojciec bije syna i żonę, żona bije syna, a syn bije matkę. Wszyscy troje przyjmują okrucieństwo jako oczywistość.

Po chwili orientujemy się, że to nie jest prawdziwa rodzina. Aktorzy grają dzieci, które grają dorosłych. Układ skomplikowany do ukazania na scenie, ale genialny jako pomysł dramaturgiczny. W piwnicy zniszczonego domu trójka dzieci bawi się w rodzinę. Yojin (Jarosław Boberek) wciela się w autorytarnego ojca, jego siostra Milena (Agata Piotrowska-Mastalerz) jest na zmianę potulną żoną i wyemancypowaną kobietą sukcesu bezmyślnie recytującą hasła "wolności kobiet". Andrija (Dariusz Toczek) gra na zmianę Yojina i Milenę. W każdej z inscenizowanych przez nich scenek rodzice giną z rąk syna. To jedyne rozwiązanie rodzinnych konfliktów, jakie przychodzi bohaterom do głowy. Gdy do ich gry włącza się przestraszona i milcząca 12-letnia Nadieżda (świetna Maria Peszek), trójka dzieci bezwzględnie wyznacza jej rolę psa.

Sztuka Biljany Srbljanowić pokazuje konflikt bałkański poprzez pryzmat okaleczonej psychiki Jugosławian, dewastacji ustrojowej jako dewastacji ludzi klasy średniej. To nie jest sztuka polityczna. Dzięki świetnej pracy reżyserskiej Piotra Łazarkiewicza "Sytuacje rodzinne" uzyskują wymiar uniwersalny. Bo przecież nie tylko wojny wywołują ekstremalne zachowania i patologię w rodzinie. O niezrozumiałej agresji słyszymy coraz częściej w mediach, a historia opowiedziana przez młodą pisarkę mogła równie dobrze zdarzyć się w Warszawie czy Szczecinie. Nienawiść między bliskimi, agresja zamiast miłości, ślepy pęd za pieniędzmi, chora potrzeba bogacenia się to nie jest przecież temat nowy.

Aktorzy warszawskiego teatru Studio świetnie poradzili sobie z problemem teatru w teatrze. Kolejne sytuacje rodzinne oddzielają tutaj wyciemnienia (wtedy to widzów ogłusza muzyka Antoniego Łazarkiewicza), ale, mimo niewielkich zmian ról, ciągle oglądamy tę samą rodzinę, a właściwie esencję wszystkich rodzin, w których wzajemne relacje opierają się na zniewoleniu i nienawiści. Aktorzy z niesłychaną lekkością, bo tekst Biljany Srbljanowić jest czasem zabawny, mówią o rzeczach, od których jeżą się włosy na głowie. Dopiero koniec spektaklu wprowadza nas w atmosferę czystej grozy - Nadieżda po raz pierwszy przemawia. Opowiada o śmierci swoich rodziców, a jej próba usprawiedliwienia się jest także ich oskarżeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji