Śpiąca Królewna
- Balet te plastyka sama w sobie... Cały ruch ludzkiego ciała to plastyka, której swoistą cechą jest wyrazistość gestu, jego komunikatywność..." powiedział niedawno w wywiadzie PIOTR GUSIEW, słynny radziecki choreograf, sam kiedyś świetny tancerz, pedagog, profesor Konserwatoriom Leningradzkiego; człowiek, któremu sztuka tańca klasycznego ma ogromnie wiele do zawdzięczenia.
Zaproszony do Warszawy jeszcze w listopadzie ub. roku do realizacji baletu "Śpiąca Królewna" z muzyką Piotra Czajkowskiego do libretta Iwana Wsiewołożskiego i Mariusa Pe-lipy, mistrz Piotr Gusiew dał zespołowi tancerzy warszawskiego Teatru Wielkiego solidną lekcją klasyki. Jak wiele starań włożono w realizację przedstawienia widać było podczas spektaklu premierowego, 30 kwietnia br. Ta premiera, wspominając choćby poprzednie w gmachu przy placu Teatralnym, była nareszcie dopracowana i to nieomal w każdym szczególe. Niestety, znowu zawiodła orkiestra (dyrygował Aleksander Tracz), która mimo zmiany batut w przedstawieniach premierowych, nie potrafiła i tym razem zadowolić nawet niezbyt wybrednych słuchaczy. Szczególnie fatalnie wypadły instrumenty blaszane, których Czajkowski używa w partyturze "Królewny" i nie tylko, ze szczególnym upodobaniem. Tak więc, uczciwszy uszy, widzowie musieli skoncentrować się już tylko na samych popisach baletu, a tu każdy z tancerzy - solistów i cały corps de ballet, miał ogromne pole do ukazania swoich umiejętności.
Dzieło jakim jest "balet-feeria" ma swoje prawa. Nic zatem dziwnego, że Piotr Gusiew - inscenizator i choreograf, wiernie odtwarzający idee Mariusa Petipy, pierwszego współtwórcy "Śpiącej Królewny", której prapremiera, przypomnę, odbyła się w Petersburgu w styczniu 1890 roku starał się, zgodnie ze swoim credo artystycznym, możliwie najwierniej zachować jego konstrukcję pierwotną. Niestety stało się to z pewną szkodą dla przebiegu przedstawienia i jego tempa. Dzisiejszemu widzowi wydaje się ono czasami nieco rozwlekłe, niekiedy nużące jeśli nie ma do czynienia -- a taka jest prawda - z tancerzami na miarę Leningradu, czy Moskwy. Spektakl w Teatrze Wielkim w Warszawie, trwa (wprawdzie z dwoma antraktami) bite trzy godziny! Trudno więc polecać go zbyt gorąco najmłodszym, gdyż dzieci mogą po prostu nie wytrzymać do skrzącego się humorem aktu III, z paradą postaci z bajek...
I na scenę wprowadzono dzieci, uczniów Państwowej Szkoły Baletowej w Warszawie. Niektóre partie, także powierzono młodziutkim balerinom: Izabella Brożek tańczyła Czerwonego Kapturka, Tomcia Palucha - Monika Kłoczkowska. Dzieci wniosły wiele wdzięku do spektaklu, obok zdobytych już umiejętności.
Cieszy, że na scenę Teatru Wielkiego powróciła BARBARA RAJSKA, kreująca Księżniczkę Aurorę, bardzo podobała się EWA GŁOWACKA, jako Wróżka Bzu, znakomitą, charakterystyczną postać złej wróżki Carabosse stworzył EMIL WESOŁOWSKI. Na ogromne uznanie zasłużył sobie zresztą cały zespół baletowy, nie tylko soliści, których nazwisk już nie wymieniam z braku miejsca, dokładający wszystkich sił, aby sprostać niełatwym - oj, niełatwym! - wymaganiom choreografii "Śpiącej Królewny". Dopełnia obrazu całości bajkowa scenografia - dzieło JADWIGI JAROSIEWICZ i piękne - jakby nie kryzysowe - kostiumy.