Artykuły

Wyznania nawróconego mizogina po wizycie w "Perfumerii Lady Makbet"

W epoce rozbuchanego, pełnego pretensji do świata, Boga i nas, mężczyzn, "wyuzdanego" feminizmu, ciekawą propozycją, starającą się wielowątkowo ukazać nam tę nieco ulepszoną, sklonowaną z żebra Adama, wersję nieudanego dzieła szóstego dnia stworzenia, jest spektakl pań tworzących teatralną grupę "Chórraa" - pisze Zbigniew Radosław Szymański w Gazecie Świętojańskiej.

Kobieta, czy może szerzej - kobiecość, bywa tematem dzieł sztuki nader często, od czasów prehistorycznych, kiedy to na ścianach groty Lascaux ówczesny Michał Anioł kreślił głębokimi rytami wizerunek owego przerażającego monstrum, kobiety bogini, matki, modliszki sprowadzającej nas samców do roli uprzedmiotowionego fallusa. Magdalena Kajtoch, autorka scenariusza do tego niekonwencjonalnego, nawiązującego częściowo do teatru antycznego a częściowo do ulicznych, genderowych performansów, podeszła do zadania (przyznaję niełatwego, bo wielu już twórców połamało sobie pióra próbując zgłębić temat nieokiełznanej kobiecości), niezwykle rzetelnie, bez megalomanii, taniej ckliwości, czy też kobiecej egzaltacji. I być może to jest jedyny sposób nawiązania z nami, mężczyznami, prawdziwego, równoprawnego dialogu(równoprawnego dla nas, płci mniej udanej) o naszym miejscu w świecie i tym niełatwym, męsko-damskim układzie. Piszę, nawiązania dialogu z nami, mężczyznami, bo twierdzę, że ten spektakl skierowany jest głównie właśnie do naszej płci, ze szczerością przeprowadzając na scenie wiwisekcję kobiecości, zdolnej do niedostępnego nam, "facetom", niebywałego aktu stwarzania, jak też i niezrozumiałej apokalipsy, unicestwiania tego, co jest częścią własnej, kobiecej natury:

"Urodziłam, nosiłam

Zaśpiewałam, pochowałam

Dzieci bez dzieci

Apokalipsa"

Po Szekspirze trudno w teatrze powiedzieć coś oryginalnego, a że jak głosi plotka i Kazimiera Szczuka ów anglojęzyczny geniusz był kobietą, nic dziwnego, że autorka wybrała sobie Lady Makbet za przewodnika w tym Hadesie niewieścim. Piszę Hadesie, bo wizja, jaką nam ten spektakl ukazuje, radosną nie jest, sugerując funeralny epilog naszych ludzkich poczynań, nie pozostawiając nadziei na szczęśliwą wieczność. Chcąc przybliżyć nam, samcom, tę niezwykłą, pełną niepojętych ingrediencji perfumerię, jaką jest hermetyczny, zamknięty dla nas prostaków świat kobiet, ale też chcąc przestrzec przed destrukcyjnym żywiołem, jakim potrafią być same dla siebie kobiety, scenarzystka nie cofa się przed upublicznieniem zachowań ekstremalnych, bo czyż nie było już ekstremalnym pomysłem sprzeniewierzenie się woli Stwórcy, wręcz stanięcie z nim w zawody, o autorstwo tego, co dopiero co zostało erupcją boskiego geniuszu ulepione?

Ten spektakl to nie jest historia opowiedziana przez osobę stojącą obok, przez biernego, choć dociekliwego obserwatora, lecz głos z wprost z samego kotła warzonego nam przez szekspirowskie czarownice przeznaczenia. Wraz z nimi autorka umiejętnie podgrzewa atmosferę i zachęca do aktywności twórczej: "Dalej! Żwawo! W prawo! W lewo! W lewo! W prawo! Hasa! Hej! Buchaj ogniu! Kotle wrzej! Duchy czarne, białe, bure szare zstąpcie, zstąpcie w tę tu pieczarę". Stara się też zaktywizować nas, widzów, przed spektaklem, prawdziwie sokratejską metodą nakierować naszą uwagę na tematykę sztuki przy pomocy pytań, skierowanych do wybranych widzów, zachęcić do wspólnego poszukiwania prawdy. "Czy sztuka powinna mówić prawdę?" pyta raz po raz Magdalena Kajtoch widzów i przyznaję, że wynik tej przed spektaklowej sondy jest zdumiewający. Okazuje się, że my, widzowie, w teatrze, a być może także i poza teatrem, chcemy pozostać tylko biernymi widzami karmionymi ułudą. To bardzo ciekawy socjologicznie, może niekoniecznie zamierzony, wniosek z poszukiwań artystek zespołu "Chórraa".

Być może przez optymistów, zadowolonych z siebie i przez kilku polityków różnych opcji ten spektakl zostanie odczytany jako apoteoza aktu stworzenia, ale wielu, jak ja, i myślę sama autorka, tego optymizmu nie podzielamy. Tytułowa Lady Makbet łatwą diagnozą, podsuwaną nam przez Kościół, zadowolić się nie chce. Nie wystarcza jej już grzech protoplastki kobiecego rodu, zerwanie jabłka z "Drzewa poznania dobrego i złego". Ona stara się ów owoc poznać od podszewki, stąd też zapewne symboliczna scena obierania przez cały spektakl jabłek ze skórki. To takie symboliczne poszukiwanie sedna, nie dla czczej potrzeby zaspokojenia ciekawości, ale by rezultatem dociekań podzielić się z nami, bo pod koniec sztuki, Lady Makbet częstuje nas tym, co spod powierzchniowej okrywy wydobyła. Niewątpliwie w konfrontacji damsko-męskiej kobieta jawi się nam podmiotem bardziej twórczym. Nam mężczyznom, sprowadzanym jakżeż często do roli przedmiotu, sprawcy krótkotrwałej rozkoszy, zupełnie wystarcza, jak pisze poeta Andrzej Sosnowski, fakt, że: "A ponoć w raju najlepszy absynt dają, nic ponadto".

Kiedy chór kobiet deklamuje przytoczone tu już wezwanie szekspirowskich czarownic, aż ciśnie się na usta pytanie: o co właściwie chodzi? To już nasza mała stabilizacja w "m-ileś tam" nie wystarcza? Odpowiedź znajduje Makbet: "Nie postępujmy dalej na tej drodze", ale natychmiastowa riposta jego żony: "Chciałbyś posiadać to, co sam uznajesz/ozdobą życia, i chcesz żyć w własnym uznaniu jak tchórz?" nie pozostawia złudzeń, kto tu rozdaje karty. Cóż możemy odpowiedzieć na takie dictum? Chyba tylko użyć myśli safanduły Makbeta: "Przestań proszę, na wszystkom gotów, co jest godne męża".

My męska część widowni też jesteśmy gotowi na wszystko. A jest się czego bać! Osnową tej scenicznej wypowiedzi są dzieje Lady Makbet i historia dzieciobójczyń, których czynami jesteśmy epatowani codziennie przez media. Autorka w szeregu scen dotykających kwintesencji kobiecości, a więc potrzeby prokreacji, miłości, czułości, próbuje wyjaśnić fenomen tego niebywałego i niezrozumiałego okrucieństwa, do którego zdolne do uczuć wzniosłych kobiety potrafią się dopuścić. My wspólnie z aktorkami tego spektaklu staramy się zrozumieć drogę, jaka prowadzi od małej trzpiotki do bezwzględnej, a może tylko zdesperowanej dzieciobójczyni.

A jeśli zdesperowanej, to jakie są przyczyny owej desperacji? Czy leży ona w charakterze kobiet, czy też my, estetyczna mniejszość, jednak mająca zdecydowaną większość w aparacie ogólnego zniewolenia, nie stanowimy zbyt opresyjnych ram, zamieniając perfumerię, jaką budują potomkinie Ewy, w jednowymiarowy węchowo , estetycznie i etycznie pub.

Autorka tego gorzkiego przesłania nie daje jednoznacznej odpowiedzi, jedynie próbuje nas widzów naprowadzić na uogólniające wnioski, starając się szeregiem scen, dynamicznie zmieniających się i o różnym diapazonie emocjonalnym, pomóc w rozwikłaniu tego splotu wątków, dbając jednak, by to nie był węzeł gordyjski zachęcający do zbyt łatwych, aleksandryjskich rozwiązań. Cytaty z Szekspira uzupełniane cytatami z codziennych raportów kryminalnych, do tego wplecione cyniczne ustawodawstwo zwane prorodzinnym, plus ironia wiersza Szymborskiej i gorzki wiersz-pieśń samej autorki nie dają nam ani na chwilę pogrążyć się w bezmyślnej kontemplacji. To nie jest sztuka dla pięknoduchów, lecz społecznie zaangażowany głos grupy kobiet, którym nie chce być wszystko jedno. Przez ten Hades kobiecości autorka prowadzi nas zręcznie i w miarę bezpiecznie. Daje nam poczucie misji i utwierdza w twórczym samozadowoleniu, doskonale wiedząc, że my nie orły i się jak Orfeusz nie odwrócimy, zamieniając je, podążające wiernie za nami, w kamień. To wielka sztuka tak przemówić do męskiego widza, by nie urazić jego dumy, nie zburzyć dobrego samopoczucia i przekonania o jego samczej nieomylności, a jednocześnie poruszyć oliwione dotychczas tylko przez napoje wyskokowe jakieś tam trybiki w jego mózgu.

Spektakl nie robiłby zapewne takiego wrażenia, gdyby nie inwencja i pomysłowość reżyserska Reni Gosławskiej, brawurowej Jagny z inscenizacji "Chłopów", a wcześniej tytułowej "Lalki" - obie role w spektaklach w Teatrze Muzycznym. Ta wybitna aktorka teatru zawodowego nie wahała się wspomóc grupy entuzjastek teatru i zręcznie poprowadziła nowicjuszki w aktorskim fachu przez całe przedstawienie. Dzięki perfekcyjnej choreografii utytułowanej koleżanki z zawodowej sceny, chórzystki przez cały spektakl z dużą werwą przemieszczały się w przestrzeni scenicznej, absorbując uwagę widzów i stanowiąc same dla siebie znakomite tło i epicentrum wydarzeń. Na osobną uwagę zasługuje też muzyczna oprawa spektaklu, zwłaszcza doskonale trafione nastrojem piosenki, świetnie punktujące to wszystko, co wymagało w spektaklu szczególnego podkreślenia. Wzniosłość umiejętnie spleciona z tkliwością, wzbogacona ironią(piosenki wybrane jakby w ironicznej kontrze do tego, co się dzieje na scenie), plus energia i znakomita forma fizyczna chórzystek tworzą węzeł, który rozsupłać wzorem Aleksandra Wielkiego mógłby tylko równy jemu barbarzyńca. Ale i on z pewnością nie sprosta znakomitemu duetowi pań, Reni Gosławskiej i Magdaleny Kajtoch, które udowodniły, że teatr czują całym sercem. Pozostaje mieć nadzieję, że to nie ostatnie dzieło tego oryginalnego zespołu i nie raz nas jeszcze zadziwią niebanalną teatralną propozycją.

Propozycja grupy "Chórraa" to teatr zaangażowany społecznie, na szczęście bez uzurpowania sobie prawa do nieomylności. Jest krytyczny wobec własnej płci, w sposób niezrozumiały wmanewrowanej w nie budzący naszej akceptacji proceder mordowania własnych dzieci. Autorka, a właściwie autorki, bo po części każda z uczestniczek tego widowiska staje się jego współautorką, nie szuka usprawiedliwienia, nawet wtedy, gdy uświadamia nam cynizm naszego ustawodawstwa prorodzinnego. Nie zagłębia się w psychologizmy i freudyzmy, z pasją za to atakuje nasze stereotypowe wyobrażenie kobiecości. Jest to spektakl dla widzów myślących, którzy potrafią czytać między wierszami i formułować samo nasuwające się pytania. Być może następne (bo mam nadzieję, że "Chórraa" nie będzie przejściową efemerydą) spektakle dadzą nam asumpt do nieśmiałego formułowania odpowiedzi. Zaryzykowałbym też twierdzenie, że jest to spektakl skierowany głównie do nas, mężczyzn, dla których ta kobieca perfumeria jest światem zbyt hermetycznym. Gdy w jednej z przytoczonych przez chórzystki relacji dziennikarskich słyszę: "Dzieciobójczyni podczas zeznań przed prokuratorem przyznała się do zarzutów. Mówiła, że spaliła dziecko, bo załamała się psychicznie", zaczynam pojmować różnice męskiego i kobiecego myślenia. Kobieta skupia się na szczególe, szukając i znajdując bardzo konkretną ofiarę swoich psychicznych rozterek. Ja, gdy załamałem się psychicznie, poszedłem palić Komitety, symbole zniewolonego systemu (czego dziś bardzo żałuję i system bardzo przepraszam). Kobieta tworzy alfabet, my natomiast układamy go w literaturę i orędzia. Jakoś się nawzajem uzupełniamy, ale warto pamiętać o tym, kto stworzył podwaliny, dzięki komu posiedliśmy sztukę pisania.

Ci, którzy znaleźli się w "Perfumerii Lady Makbet" nieprędko z niej wyjdą. Cieszmy się, że są w Gdyni osoby, którym chce się w naszych niełatwych, merkantylnych czasach, myśleć niekoniunkturalnie i niezależnie. Za nawróconym mizoginem (to jest potęga sztuki!) wznieśmy na część dzielnych chórzystek, wznieśmy po trzykroć:

"Hip, hip "Chórraa!!!"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji