Płock. Dlaczego Szaniawski nie gra wieczorami?
Co się dzieje w płockim teatrze? - do "Gazety" zadzwonił zdenerwowany czytelnik. - Trzeba mieć wielkie szczęście, żeby trafić na popołudniowe przedstawienie. Ukrywają się przed widzami?
Za radą czytelnika przejrzeliśmy wrześniowy repertuar płockiego teatru. Faktycznie, na 20 wymienionych tam spektakli tylko siedem to przedstawienia popołudniowe. W dodatku dwa z nich to były spektakle gościnne (w Szydłowcu i Płońsku), a dwa kolejne to premiery "Rycerzy" Arystofanesa (prasowa i "normalna"). Czyli że na zwyczajne wieczorne spektakle płocki teatr zaprosił we wrześniu... tylko trzy razy. 13 pozostałych spektakli teatr wystawił o godz. 9, 11, 12.30.
- Czyli jak się człowiek nie załapie na premierę, powinien np. zwolnić się z pracy i wbić się na przedstawienie ze szkolną wycieczką - ironizuje czytelnik "Gazety". Dlaczego płocki teatr tak rzadko gra popołudniami, zapytaliśmy jego dyrektora Marka Mokrowieckiego [na zdjęciu].
- W ciągu tygodnia gramy przedpołudniami dla szkól i próbujemy - wyjaśnił. - Na popołudniowe przedstawienia zarezerwowaliśmy weekendy. Staramy się prezentować spektakle w każdy piątek i sobotę. Zdarza się jednak, że akurat wynajmujemy salę albo mamy wyjazd na gościnne występy.
Mokrowiecki dodaje, że kilka lat temu odpierał podobne zarzuty: - Spróbowaliśmy grać wtedy popołudniami w dni powszednie. I co? Zainteresowanie było zerowe - tłumaczy. - Nawet teraz, gdy zapraszamy w piątek lub sobotę na godz. 18, to na kilka dni przed spektaklem mamy dwa, trzy wykupione bilety. Drżę o przedstawienie. Nie dość, że aktorom głupio byłoby grać dla tych kilku osób, to widzowie na widowni też nie czuliby się najlepiej.
Na szczęście, jak podkreśla dyrektor, przed samym spektaklem zawsze zjawia się więcej spragnionych teatralnych doznań.
