Artykuły

Zbrodnie i cynizm władzy

"Miarka za miarkę" w reż. Simona McBurneya z Teatru Complicite w Londynie i "Kim jest ten człowiek we krwi?" w reż. Pawła Szkotaka z poznańskiego Teatru Biuro Pozdróży na III Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Dialog-Wrocław. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Szekspir to wywrotowy autor. Pod warunkiem że teatr mu zaufa, czego dowodem jest sukces brytyjskiego Complicite i porażka polskiego Biura Podróży

"Miarka za miarkę" [na zdjęciu] należy do najbardziej przewrotnych sztuk Szekspira. Pozornie jest to historia o winie i przebaczeniu: Vincentio, książę Wiednia, opuszcza miasto, przekazując władzę namiestnikowi Angelo. Ten pod nieobecność władcy wprowadza surowe rządy. Skazuje na śmierć młodego szlachcica Claudia oskarżonego o cudzołóstwo, sam jednak również ulega żądzy i zakochuje się w siostrze skazanego, zakonnicy Isabelli. Obiecuje jej laskę dla brata. Warunek: kobieta mu się odda. Ta jednak odrzuca propozycję. Dopiero interwencja Księcia, który powrócił do miasta w przebraniu zakonnika, przywraca porządek. Skazaniec zostaje uratowany, a namiestnik odsunięty od władzy. Simon McBurney, który przywiózł do Wrocławia inscenizację "Miarki za miarkę" z Teatru Compticite, wiedział dobrze, że to zakończenie jest zbyt optymistyczne, aby było prawdziwe. W swoim przedstawieniu wydobył okrucieństwo i cynizm ludzi wladzy, którzy stawiają się ponad życiem i śmiercią. Kilka drobnych nawiązań wystarcza, aby umieścić akcję we współczesnym świecie władzy: na ekranie monitorów miga przez chwilę twarz George'a Busha juniora, a Claudio nosi pomarańczowy kombinezon, taki, jakie noszą terroryści przetrzymywani w bazie Guantanamo. Vincentio jako głowa państwa podróżuje helikopterem, którego ogłuszający łoskot wypełnia teatr w scenie pożegnania i powrotu.

Siła tego przedstawienia nie leży jednak w mechanicznym przeniesieniu Szekspirowskiej intrygi na politykę amerykańskich neokonserwatystów. Polega na wydobyciu wszystkich sprzeczności dramatu. McBurney z chirurgiczną precyzją pokazuje, jak system wartości poddany próbie rozpada się niczym domek z kart. Bo czym jest wiara siostry, która nad życie brata przedkłada życie w czystości? Czym jest państwo, które po wyjeździe władcy zamienia się w burdel? Czym jest sprawiedliwość, które to słowo Angelo odmienia przez wszystkie przypadki, skoro kryje się za nim nadużywanie władzy do zaspokojenia własnych popędów? Czym jest wreszcie eksperyment Księcia, który omal nie doprowadza niewinnego człowieka do śmierci, a kraj pogrąża w chaosie?

Ta postać, którą gra sam McBurney, jest w spektaklu najbardziej dwuznaczna: to zręczny manipulator, któremu sytuacja wymyka się spod kontroli. Wpada w panikę, kiedy okazuje się, że mimo intrygi wyrok na Claudia został podtrzymany. Od tej chwili z reżysera, który pociągał za ukryte s/nurki, zmienia się w ofiarę własnej intrygi. Akcja przyspiesza, zamykają się z łoskotem kolejne niewidzialne więzienne bramy, a dobro zamienia się miejscami ze złem. Znamienna jest scena, kiedy Książę -każe stracić zamiast Claudia jego współwięźnia, rzekomo pochodzącego z Czech. Przypadkowo więzień ten ma ciemną karnację i arabskie rysy - cóż, takiego mniej szkoda.

Londyńska "Miarka za miarkę" to nie tylko oskarżenie hipokrytów, którzy moralną odnowę powinni zacząć od siebie. To nade wszystko gorzka analiza ludzkiej natury, w której dobro nieustannie mocuje się ze złem.

Tej wieloznaczności zabrakło w spektaklu Teatru Biuro Podróży "Kim jest ten człowiek we krwi" opartym na "Makbecie". Język poetyckiego, plastycznego widowiska, który przez lata wypracował reżyser Paweł Szkotak ze swoim zespołem, okazał się zbyt jednoznaczny dla złożonej tragedii. Zamiast analizować mechanizmy, które zdolnego żołnierza zmieniły w bestię idącą po trupach do władzy, Szkotak skupił uwagę na efektach, niekiedy fascynujących, wśród których zginęły jednak motywacje bohaterów.

Zamiast analizy mechanizmów, które popchnęły zdolnego żołnierza na ścieżkę zbrodni, mieliśmy pokaz jazdy motocyklami. Grająca Lady Makbet Barbara Krasińska nie miała szans, aby wydobyć z postaci skażonej złem cokolwiek poza histerią. Sprawiły to również cięcia w tekście: Makbet (Michał Kaleta) wygłasza strzępy monologów, które brzmią nieprzekonująco.

Może i wszystko byłoby do uratowania, gdyby nie ślimaczące się tempo. Akcja toczyła się niemrawo, już to ze względu na wielką przestrzeń Hali Ludowej, już to z powodu skali samego widowiska przekraczającej wszystko, co do tej pory robił poznański zespól. Także jakość plastyki, która zawsze była silną stroną Biura Podróży, tutaj okazała się nierówna.

Obok fascynujących obrazów - płonący zamek Makbeta, trzy wiedźmy ubrane jak muzułmańskie szachidki - zdarzały się sceny rażąco banalne, np. ta ze snuciem nitek losu albo walec z obciętymi głowami, który usiłuje przejechać Makbeta.

Żal tym większy, że po serii nieudanych "Makbetów" w polskim teatrze oczekiwaliśmy odkrywczego przedstawienia. Wygląda jednak na to, że Szekspir źle znosi zabiegi inscenizacyjne. Zwłaszcza jeśli polegają na ilustrowaniu tekstu, a nie jego zrozumieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji