Artykuły

Rzecz o Ślązakach XX wieku

Twórcom udało się zbudować obraz rodziny rozdartej między Polską a Niemcami, niewolnej od wad, od słabości - o spektaklu "Cholonek" w reż. Mirosław Neinert i Robert Talarczyk z Teatru Korez z Katowic prezentowanym w ramach V Jesieni Teatralnej w Lubinie pisze Grzegorz Ćwiertniewicz z Nowej Siły Krytycznej.

Z radością przyjąłem wieść, że w ramach V Jesieni Teatralnej, wspaniałego przedsięwzięcia artystycznego zainicjowanego przez Centrum Kultury "Muza" w Lubinie, pielęgnowanego przez oddaną kulturze wysokiej dyrektor placówki Małgorzatę Życzkowską-Czesak, katowicki Teatr Korez wystawi "Cholonka". Zgodzę się, że nie jest to spektakl nowy, bo żyjący w świadomości widzów już blisko dziesięć lat. Wśród publiczności można znaleźć się jednak w dowolnej chwili, gdyż traktuje on o historii, której biegu nie da się odwrócić. Nie traci tym samym na znaczeniu. Cieszę się, że nie dane było mi zmierzyć się z nim w 2004 roku. Niewiele zrozumiałbym z tej głębokiej opowieści, a już na pewno nie doceniłbym wartości artystycznych.

Mirosław Neinert i Robert Talarczyk, reżyserzy spektaklu, osadzili akcję, podobnie jak uczynił to Janosch - autor powieści "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny", w realiach niemieckiej części Górnego Śląska. Widz obserwuje historię bohaterów żyjących w okresie dwudziestolecia międzywojennego i II wojny światowej. Wraz z nimi dotyka w końcu stalinizmu. Poznaje rzeczywistość zza kuchennego stołu.

Rzecz dzieje się w śląskiej górniczej rodzinie o bardzo wyraźnie zarysowanej hierarchii. Rozwój zdarzeń skłania do zastanowienia się, kto tak naprawdę stoi na jej czele: ojciec podatny na wspomnienia czy matka świadoma, że "z niczego nie ma nic". Twórcom spektaklu udało się zbudować obraz rodziny rozdartej między Polską a Niemcami, niewolnej od wad, od słabości. Niemalże codziennością staje się pijaństwo (ucieczka?), rozpusta (zezwierzęcenie czy ukazanie prawdziwej natury człowieka?). Bohaterowie umiejętnie dostosowują się do okoliczności, które niesie los. Starają się przetrwać za wszelką cenę, nierzadko kosztem własnej godności. Ich okrucieństwo miesza się z dewocją, znaną nam świętoszkowatością. Na jaw wychodzą śląskie kompleksy, nacjonalizm, a także krzywdy wobec Polski i Niemiec. Twórcy, opowiadając losy rodziny, posługują się anegdotą. W konsekwencji, niestety, humor przegrywa z tragizmem. Można utwierdzić się w przekonaniu, że dola Ślązaków nie była łatwa. Bohaterowie porozumiewają się gwarą. Nie stanowi ona jednak problemu w zrozumieniu opowieści. Wręcz przeciwnie - zyskuje ona na wiarygodności.

Rzadko zdarza się, aby spektakl pochłonął mnie tak, że nie wiedzieć kiedy, staję się jednym z jego bohaterów. W pewnym momencie zacząłem żyć rzeczywistością teatralną. Straciłem poczucie teraźniejszości. W postaciach dostrzegłem przyjaciół ze Śląska (co prawda Cieszyńskiego, ale podobieństw było całkiem sporo). Czekałem, aż poczęstują mnie swojską kiełbasą, świeżym chlebem, naleją do kieliszka dobrej wódki i zachęcą do wspólnego wybełkotania urywanego "Jak zech jechoł do Gliwic". Śmiałem się z nimi, wzruszałem, ale i protestowałem - przeciwko ich fascynacji nazizmem. Zaprosili mnie do swojego świata, a ja nie potrafiłem im odmówić. To zasługa bardzo dobrego zespołu aktorskiego. Na szczególne uznanie zasługuje Grażyna Bułka, która nie odegrała jedynie swojej roli. Pani Świętkowa się wygadała! Perfekcyjnie opanowała umiejętność tworzenia autentycznych postaci. To nie była aktorka, to była sąsiadka z familoka. Śląska Dulska. Wspaniale odnalazła się Izabella Malik. Udowodniła, że można śmiać się i płakać na zawołanie. Charakterystyczny tembr głosu czyni z niej aktorkę nietuzinkową. Barbara Lubos-Święs potrafiła zirytować. Sukces! O jej warsztacie można mówić tylko dobrze. No i panowie: Mirosław Neinert, Robert Talarczyk, Dariusz Stach - fenomenalnie, jeśli mogę jednym słowem.

Trudno mi sobie wyobrazić, aby historię tę - tak znakomicie, w tak sugestywny sposób, mogli opowiedzieć inni reżyserzy i inni aktorzy. Zespołowi udało się opisać losy Ślązaków XX, wywołując u widza i śmiech, i zadumę. Co ważne, twórcy nie posunęli się do kabaretu. Słusznie, bo wówczas przegraliby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji