Artykuły

Księga śmiechu i płaczu

"Milczenie o Hiobie" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

A zatem i Piotr Cieplak nie oparł się obowiązującym modom. Jego wcześniejsze spektakle były przeważnie przedstawieniami opartymi na konwencji swoistej gawędy opowiadania. Słynna "Historyja" czy "Nieskończona historia" pokazywały prostych ludzi wrzuconych w pewne określone realia.

Wielkim pozytywem teatru Cieplaka było skupienie na doświadczeniu zbiorowości. Poszczególne tożsamości zderzały się u niego ze sobą, ale każda z nich była na swój sposób ważna. Chroniło to przedstawienia reżysera przed ryzykiem aktorskiego gwiazdorzenia. Co więcej, przyjęcie takiej koncepcji miało swoje konsekwencje dla estetyki. Widowiska twórcy "Lokomotywy" nabierały cech quasi-misteriów, świeckich jasełek. Kluczowym pojęciem poetyki Cieplaka było słowo ,,opowieść". To dzięki spójnej narracji jego spektakle nabierały żywotności.

Tymczasem w "Milczeniu o Hiobie" brakuje najbardziej integralności fabuły. Reżyser ulega modzie na intertekstualność. Przedstawia kilka interpretacji przypowieści o biblijnym męczenniku. Znacząco odbiega w nich od starotestamentowego oryginału. Na początku scenografia ukazuje rząd stolików, na których stoją przygotowane pliki tekstu i butelki wody. Gdy na scenie pojawiają się aktorzy i zajmują miejsca przy stołach, te nagle odjeżdżają na bok. Grający siedzą dłuższą chwilę w milczeniu. Zdają się nie wiedzieć, w jaki sposób mają zacząć. Pozbawiono ich wsparcia ze strony słowa pisanego; nie mogą się też schować za pulpitem. Każdy zaczyna zatem prowadzić własną narrację.

Postawy każdej z postaci zdają się być jedynie luźno powiązane z oryginalną wersją opowieści o Hiobie. Poszczególni aktorzy są zarówno kolejnymi wcieleniami biblijnego bohatera, jak i jego przyjaciółmi. Jerzy Łapiński prezentuje człowieka opuszczonego przez najbliższych. Lamentuje nad upadkiem obyczajów, przejawiającym się w braku szacunku wobec osób starszych. Dominika Kluźniak czyta relacje z warszawskiego getta, które przywołują dość oczywiste skojarzenia: osaczenie, opuszczenie, a przede wszystkim pytania do Boga - dlaczego? Inna z postaci prowadzi wykład. W tej roli popisuje się Monika Dryl, która parodiuje feministyczne dyskursy. Zadaje bowiem pytanie o żonę Hioba, o której mówi się - podobno - niewiele. Analizuje dokładnie obraz Georgesa de la Tour pod tytułem "Żona Hioba". W ten sposób ideał silnej matrony staje naprzeciwko zżartego chorobą męża. ,,Przeklnij Boga i umrzyj" - biologizm i egoizm mają przezwyciężyć wszelkie ludzkie odruchy.

Karol Pocheć poprzestaje z kolei na odczytywaniu fragmentów wywiadów. Jeden z nich prowadzony był z Andrzejem Stasiukiem i dotyczy - a jakże! - antysemityzmu Polaków. W nieco bełkotliwej wypowiedzi polski pisarz stwierdza, że ,,antysemityzm jest reakcją na zło", które spotkało naród znad Wisły. Następna rozmowa, którą odczytuje aktor, odbywała się między Anką Grupińską i Markiem Edelmanem. Żydowski działacz stwierdza w trakcie dyskusji, że kobieta nie może go zrozumieć. Jest wreszcie Zbigniew Zamachowski, który wciela się w postać prowincjonalnego Polaka. Opowiada o cudowności symbolu bociana, który jest dla niego symbolem śmiałego życia bez kompleksów. A wszystko w myśl tego, że ptak ów jest tak ściśle związany z naszą ziemią. Aktor wypowiada przy okazji parę dowcipów, które śmiało mogą zostać uznane za rasistowskie.

Tomasz Sapryk gra znerwicowanego biznesmana, ale niestety nie można nic zrozumieć z jego mówionego bardzo szybko monologu. Wiktoria Gorodeckaja staje się jedną z córek Hioba, która prowadzi partie wokalne. W jednej ze scen śpiewa, rysując po posadzce kawałkiem kamienia. Wyrzucane przez nią słowa nabierają wtedy dosłownej chropowatości. Cezary Kosiński przedstawia się jako sceptyk, którego trądem okazuje się wrodzona gnuśność. Niechęć do rad przyjaciół objawia się w tym, że ze swoim życiem nie robi tak naprawdę nic. Kolejną wersją przypowieści o jednym z proroków jest bajka o czapli. Pozostałe zwierzęta chcą ją zmusić do przewrotu w tył. Ptak stoi jednak twardo na swojej jednej nodze. Niewzruszoność czapli ma ją zbliżyć do biblijnego wzorca.

No właśnie: ,,ma". Bo nie zbliża jej w sposób pozwalający na przeprowadzenie tak ścisłej analogii. Cieplak odwołuje się do Starego Testamentu, ale robi to jedynie przy użyciu pewnych tropów. Przykład z bajką o czapli jest znamienny. Jedna cecha - niewzruszoność - nie czyni z bohatera fantazji odpowiednika Hioba. Tak samo jest w przypadku Łapińskiego. Starcze lamenty nie ustanawiają go męczennikiem. Z kolei temat relacji polsko-żydowskich jest wciśnięty w spektakl na siłę. Musi pojawić się wzmianka o naszym rzekomym narodowym antysemityzmie. Szkoda tylko, że przy okazji wypowiedzi Kluźniak nikomu nie chce się wspomnieć o udzielanej Żydom pomocy. W dodatku jak ma się to wszystko do Biblii? Czy jest to aluzja do wzajemnego "robienia sobie piekła"? Pokazanie postaci wiejskiego głupka nie jest raczej rzetelnym argumentem w tej mętnej cokolwiek historiozofii. W dodatku w przedstawieniu pada dwuznaczna sugestia, że między Żydami z getta a Hiobem istnieje jedno podobieństwo - bierność wobec losu. Ciekawie to brzmi wobec doświadczenia powstania z wiosny 1943 roku. Takie same wątpliwości mam wobec wspominanej "gnuśności" Kosińskiego.

Problemem "Milczenia o Hiobie" jest zbyt duża rozpiętość tematyczna. Cieplak próbuje stworzyć uniwersalną opowieść, w której wszyscy okazujemy się biblijnymi męczennikami. Tymczasem w konkretnych przypadkach skala pokazanych doświadczeń jest zupełnie różna. To, co w jednym przypadku jest ewidentnym cierpieniem, w innym okazuje się tylko błahostką, pogłębiając tym samym brak spójności. Gdyby reżyser zdecydował się na jedną wersję interpretacji przypowieści, miałoby to o wiele ciekawsze konsekwencje dla warstwy merytorycznej. Wystarczy przywołać znakomity film braci Coen - "Poważny człowiek". Opowieść o Hiobie znajduje tam swoje odbicie w historii amerykańskiego wykładowcy. Świetnie skrojona fabuła zadaje o wiele więcej istotnych pytań niż chaotyczny kolaż Cieplaka. Po raz kolejny potwierdza się reguła, że to prostota jest najlepszą drogą do solidnie konstruowanej sztuki.

Brak spójności fabuły pociąga za sobą dramaturgiczny nieład. "Milczenie o Hiobie" staje się chwilami zwyczajnie nudne. Komizm przeplata się tu z ludzkim dramatem, ale jest to emocjonalność niezwykle chłodna. Warstwa muzyczna niewiele wnosi do treści ani formy spektaklu. Jest jedynie miłym dla ucha dodatkiem, choć i tak urasta do rangi jednego z mocniejszych atutów widowiska. Właściwie tylko ostatnia scena - przemówienie Boga - jest pokazem artystycznego warsztatu Cieplaka. Stanowi swoiste deus ex machina, które jednak nie wnosi nic odkrywczego do interpretacji biblijnego wątku. Tajemnica pozostaje tajemnicą, i chyba tylko diabeł zna uzasadnienie dla boskich wyroków. Niestety ten aspekt nie wybrzmiewa w spektaklu. Pozostaje jedynie efektowna i mroczna oprawa oracji Najwyższego. Cóż z tego, że aktorzy wykonują całkiem dobrą robotę, a rola Zamachowskiego jest prawdziwą perełką. Nawet udane zakończenie nie przesłoni faktu, że Cieplak po prostu nie ogarnia materii swojego przedstawienia. Historyja ta przepadnie w zgiełku pokoleń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji