Artykuły

Kraków. Wielkie powodzenie książki o Gajosie

Jedną z najciekawszych premier Targów Książki w Krakowie była książka "Gajos" Elżbiety Baniewicz. Fani znanego aktora o mało nie wywrócili w niedzielę stoiska wydawnictwa Marginesy. Rozmowa z autorką biografii.

Mateusz Borkowski: To druga pani książka o Januszu Gajosie. Czym różni się od poprzedniej?

Elżbieta Baniewicz, autorka książki "Gajos" (Marginesy): Została uzupełniona o dwanaście lat twórczości. To aktor wybitny, gra stale, a kilka ról, które zagrał przez ostatnie lata, jest wartych najwyższej uwagi. W młodszym pokoleniu nie ma już aktorów, którzy tak świetnie potrafią mówić. Gajos potrafi mówić językiem prostego chłopa, intelektualisty, ale też znakomicie podać wiersz Fredry czy Szekspira. To jest absolutny kunszt operować w taki sposób słowem. Gajos ma zadziwiającą umiejętność transformacji. To nie jest tak, że w każdej roli jest taki sam i pokazuje w niej siebie. On pokazuje człowieka, którego gra. Przywiązuje szczególną uwagę do plastyki ciała. To ważny aktor i można się od niego wiele nauczyć i wiele dzięki niemu przeżyć.

Trudno było pani namówić Gajosa do mówienia o sobie?

- Na pewno nie chciał książki plotkarskiej o sobie. To jest aktor, który swoje role zostawia w garderobie. Ma prywatne życie i życie publiczne jako aktor, ktoś, kto stwarza różnych ludzi na scenie i ekranie. Umówiliśmy się, że nie będziemy opowiadać o jego odczuciach osobistych, tylko o jego pracy. Zresztą mnie też to bardziej odpowiadało. Oczywiście jest tak, że przy okazji trzeba powiedzieć o życiu, bo Gajos nie wziął się przecież z Księżyca - urodził się w Zagłębiu w określonej rodzinie. Nie da się tego zupełnie ominąć. Nie znajdziemy jednak w tej książce wypowiedzi aktora na temat ludzkości czy polityki. Mój bohater uważa, że robi dobrze to, co umie. Myślę, że to dobry przykład, bo u nas ostatnio wszyscy na wszystkim się znają.

Pisze pani przede wszystkim o środowisku teatralnym. Pisała pani o Erwinie Axerze, Kazimierzu Kutzu, Annie Dymnej...

- Lubię tych swoich bohaterów. Każdy z nich miał ogromne przeżycia generacyjne. Erwin Axer umarł w ubiegłym roku, urodził się w 1917, ja z nim przeszłam przez cały XX wiek... Podobnie z Kazimierzem Kutzem, który urodził się 12 lat później. To są ludzie z pokolenia, które ma inne wartości i inne widzenie świata. Zawsze mi imponowało, kiedy człowiek nawet z marnego losu, jaki jest mu przypisany, potrafi zrobić wielką sztukę. Sądzę, że to się moim bohaterom udało. Doszli do wszystkiego własnym wysiłkiem, nie przez cudowne urodzenie, tylko pracą - ciężko, potykając się. Jak mówi Gajos: "Sam właziłem w maliny i sam musiałem z nich wyłazić". Tak jak Kutz, który pochodził również z prowincji. W wyobrażeniu jego rodziny zdawanie do szkoły filmowej było całkowitą ekstrawagancją i wariactwem. A jednak mu się udało. Z kolei Axer, który był pochodzenia żydowskiego, dwa lata ukrywał się w czasie wojny i nie wychodził z domu. Niemcy zabili mu ojca i brata. Miałam styczność z niebywałymi, trudnymi losami ludzkimi. Wszyscy ci ludzie potrafili je pokonać i robić sztukę, która dawała nadzieję innym ludziom. Ania Dymna była piękną kobietą, dobrą aktorką. Dzisiaj jest aktorką, nadal piękną kobietą, ale stała się także zjawiskiem socjologicznym, swego rodzaju firmą, to już jest full-time job. Trzeba przyjść do takich ludzi z propozycją. Nie stawiałam przed nikim magnetofonu i nie oczekiwałam, że opowie mi swoje życie. Sama starałam się je opisać. Moim największym bogactwem okazały się właśnie spotkania z ludźmi. To strasznie fajne, kiedy można się ze sobą po prostu porozumieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji