Artykuły

Sceniczny reformator czy twórca zahukany - opinie o teatrze Klaty

Spływają do nas kolejne głosy w dyskusji nad poziomem Starego Teatru pod dyrekcją Jana Klaty - czytamy w Dzienniku Polskim. Redakcja kontynuuje dyskusję o Starym Teatrze.

Kwestia gustu

Teatr? W gruncie rzeczy kwestia gustu. Może dałoby się znaleźć przykłady teatru "bezwzględnie" złego i "bezwzględnie" dobrego. Może mamy jakiś kanon, sceniczne realizacje, które wydają się "powszechnie" interesujące i ważne, przynajmniej jako materiał badawczy. Może. Nie ulega jednak wątpliwości, że zwykle kłócimy się i potykamy o dziesiątki opinii i wizji teatru, zastanawiamy, co teatrem jeszcze jest, a co już nie, szukamy granic dramatyczności, miejsca dla nowych mediów i strategii partycypacji... Pytań, pomysłów, perspektyw i kontekstów jest mnóstwo.

Prowokowanie ich i próby odpowiedzi to z pewnością zadanie każdej sceny narodowej, która powinna być miejscem żywych polemik i ścierania punktów widzenia. I Jan Klata zadeklarował, że jako dyrektora Starego Teatru to ten typ prowokacji go interesuje. W praktyce okazuje się, że niestety, jest troszeczkę inaczej.

Nie udało się wzniecić żadnej interesującej i owocnej dyskusji, bo zamiast konfrontowania różnych postaw teatralnych, Klata narzucił Staremu Teatrowi jedną estetykę opartą na nowej dramaturgii, tworzonej na potrzeby projektu teatralnego mającego służyć określonej ideologii - tak teatralnej, jak i politycznej. Pierwsze sześć premier ("Poczet Królów Polskich", "Dumanowski Side A/ Side B", "Bitwa Warszawska", "Być jak Steve Jobs", "Wanda") pod hasłem nowego definiowania historii było właściwie sceniczną publicystyką. Ktoś może się z nią zgadzać lub nie, ktoś może lubić taki teatr albo go nie lubić. Ale nie ulega wątpliwości, że po pierwsze, były to projekty, które możemy zaliczyć do kategorii projektów eksperymentalnych, a po drugie, że wszystkie mieściły się w jednym nurcie i proponowały jedną perspektywę teatru (opartego na rozbitej, fragmentarycznej narracji) oraz historii (która w spektaklach była przepisywana na podstawie arbitralnie dobieranych wątków i wydarzeń, co z góry wyklucza jakąkolwiek, porządną próbę przedefiniowania i napisania jej od nowa). Klata wprowadził więc novum, ale w wymiarze totalizującym, po pierwsze stawiając na jeden, bardzo wąski krąg odbiorców, a po drugie sprawiając, że debata o produktach jego dyrektury jest debatą zewnętrzną, nie prowokowaną przez sproblematyzowane w spektaklach wątki tematyczne, a przez stylistyczny zwrot narodowej sceny. Nie dyskutujemy więc o różnych wizjach teatru i jego funkcjach, bo zaproponowano nam jedną, potwierdzaną przez kolejne premiery. Dziwne i wykluczające to podejście, jak na postępową dyrekcję. Ale przede wszystkim - na dłuższą metę zupełnie nieopłacalne. Jan Klata niejednokrotnie miał okazję popisać się dość pochopną świadomością własnej wielkości, która zdążyła już przerodzić się w arogancję. Daje nam do zrozumienia, że nie jest zainteresowany ani krytyką, ani debatą, ani wymianą poglądów. Można wyciągnąć wniosek, że jest reformatorem, nierozumianym przez zacofane albo niedouczone środowiska. Niestety, na razie to właśnie one wydają się być w zaściankowym Krakówku dominujące. Pustki na widowni spektakli, które dopiero weszły na deski teatru, są chyba tego najlepszym dowodem. Tak, teatr jest kwestią gustu. Niektórym podobają się robiący z siebie idiotów wybitni aktorzy, młode absolwentki szkół teatralnych, które powinny raczej być pacjentkami logopedii, niż pchać się do teatru. Są tacy, którzy doceniają wartości specyficznego "przepisania" dzieła Strindberga, lubią patrzeć na kopulujące z trupami postaci, nawet jeśli nie wiadomo czemu kopulują. Na pewno istnieje jakaś grupa odbiorców takiej sztuki. Ja do nich nie należę.

Aleksandra Sowa

***

Dajmy trzy szanse

Od pewnego czasu śledzę toczącą się debatę nt., co możemy oglądać w Starym Teatrze pod rządami Jana Klaty i zastanawiam się, o co tak naprawdę w tej dyskusji chodzi. Czy może o to, co możemy oglądać w tej "Świątyni" teatralnej miasta Krakowa zwanej Narodowym, czy może raczej o to, że "Świątynią" tą kieruje i rządzi człowiek spoza Krakowa, człowiek spoza zapyziałego artystycznie krakowskiego kulturalnego establishmentu, gdzie tylu godniejszych, tylu bardziej zasłużonych i tylu "swoich".

Osobiście sądzę, że minister kultury, desygnując na to stanowisko p. Klatę, miał na celu "ruszenie bryły z posad świata", czyli wpuszczenie świeżej krwi, która spowoduje, że ta placówka ożyje, że to, co w niej będzie prezentowane, będzie szeroko komentowane i opisywane, że będzie wydarzeniem artystycznym i może sukcesem kasowym. Czy ministrowi się to udało i swoje zamierzenie osiągnął - póki co nie sądzę.

Misją Starego Teatru zwanego Narodowym, hojnie subwencjonowanego przez ministerstwo, jest granie repertuaru, za który każdy normalny teatr muszący się samodzielnie utrzymać po prostu by się nie zabrał, bo zainteresowanie takim repertuarem poza obowiązkowym dla szkół i abonamentowym dla zakładów pracy jest znikome lub żadne. To już druga od lat taka scena obok Teatru im. Słowackiego wpisana w stołeczne miasto Kraków, gdzie niewiele się dzieje, ale zawsze się będzie wspominało czasy reżyserii Swinarskiego, ról p. Treli w "Dziadach" czy p. A. Polony w wielu spektaklach. Stary Teatr to teatr, gdzie żyło się ciągle minioną epoką i sławą, zapominając, że świat biegnie do przodu i rządzi się zupełnie innymi prawami. Teatr to magia, to swoiste przeżycie, które winno pochłonąć i porwać widza, a gdy kurtyna opadnie, jeszcze długo smakować to, co się zobaczyło i w czym wzięło się udział.

Jedno w tym wszystkim jest pewne, że jest to kim w Krakowie zrobić. Są bowiem tutaj znakomici aktorzy, znakomici muzycy, scenografowie. Tego, czego nie ma na razie, to pomysłu i reżysera, który jest odważny, charyzmatyczny i konsekwentny jak kiedyś Hanuszkiewicz, Wajda, Swinarski i również Gruza.

Może p. Klata jest takim reżyserem, ale póki co jest zahukany, wystraszony i pewnie trochę przerażony w zderzeniu z tym, co jest takie krakowsko-zaściankowe. Myślę, że celowo nie powołuje tej tzw. Rady Artystycznej, żeby nie dać się zdominować i nie stracić wizji, którą ma w sobie i w swojej ciekawie ostrzyżonej głowie. Dałbym mu 3 szanse. Jeśli 3 razy mu się nie powiedzie, to czwarty raz już na pewno nie i trzeba próbować z kimś innym. Może p. Stuhr, jeśliby zechciał.

Pozdrawiam Wszystkich cudownych krakowskich aktorów, pozdrawiam p. Klatę i oczekuję na coś, co mnie przyciągnie do Starego Teatru, a nie zmusi jedynie do "zaliczenia" propozycji, bo tak wypada i tak jest trendy.

Marek (nazwisko do wiadomości redakcji)

ZAPRASZAMY

***

Dyskusja trwa. Zapraszamy do nadsyłania swoich opinii na temat spektakli prezentowanych w Starym Teatrze:

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji