Artykuły

Wieczór starych spowiedzi

425. uroczysty, Salon Poezji z okazji 120. lecia Teatru im. Słowackiego. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

To w sumie krzepiące, że wciąż jeszcze są nad Wisłą teatry, którym - by z okazji jubileuszu istotę swą światu zaprezentować, istotę, sedno, naczelną zasadę, nieusuwalną powinność - wystarcza przywołać na scenę stare słowa, kiedyś tutaj mówione niejeden raz.

Słowa, nie co innego. Nie rekwizyty wczoraj przebrzmiałych przedszkolnych rewolucyjek estetycznych, nie scenograficzne i kostiumowe rewelacje, które wstrząsały publiką, nie adidasy, dresy seledynowe, paździerzowe sprzęty, telefony komórkowe, laptopy, rowery, mikrofony, mikroporty i nie kałasznikowy w łapach aktorów paradujących w dżinsach i "panterkach" wprost z dzisiejszego Afganistanu, choć przecież grany był "Ksiądz Marek" Juliusza Słowackiego.

I nie goła d..., pokazywana we wszystkim, co było grane. Nie to, ani tysiąc podobnych smaczków scenicznych. Nie to, a słowa. Słowa nietknięte, zdania nietknięte, nie poprzestawiane, nie zamienione na inne, nowocześniejsze, pasujące do panującej epoki językowej. Nie. Tylko słowa i zdania takie, jakie były zawsze. Na jubileusz 120-lecia Teatr im. Juliusza Słowackiego przywołał stare słowa, co tu przez ponad wiek ożywały na premierach. Choćby monolog Judyty z "Księdza Marka". Nie było na scenie kałasznikowów, dżinsów, panterek. Były zdania. Pełne zdania Słowackiego.

Monolog Judyty, monolog Grabca z "Balladyny", Wielka Improwizacja z "Dziadów", monolog Papkina z "Zemsty", monolog Gospodarza z "Wesela" i jeszcze inne. Było trzynaście wielkich monologów i tyluż aktorów i aktorek. Na pustej, dużej scenie - dyskretne suknie, taktowne garnitury, spokojne światło i falujący, szemrany jazz gitary, saksofonu i kontrabasu. Tak wyglądał w niedzielę 425. uroczysty, wieczorny Salon Poezji. Niech artyści wybaczą, że ich nie wymienię, lecz zwyczajnie brak miejsca na 16 imion i 16 nazwisk. A poza tym - to akurat nie było najistotniejsze.

Najistotniejsza była ich elegancka dyskrecja, ich taktowne schowanie się za wielkimi frazami - to nie paćkanie niczym, nie pstrzenie trzynastu potężnych spowiedzi, wieki temu ułożonych przez Sofoklesa, Wyspiańskiego, Słowackiego, Mickiewicza, Kochanowskiego, Fredrę, Racine'a, Corneille'a i Szekspira. Stąd - tajemnica przez godzinę.

Ile jeszcze trwa nad Wisłą teatrów, które nie skłamią, gdy wyznają: "Jestem tym, co i jak powiedziałem. Jestem tym, co i jak mówię. Będę tym, co i jak powiem"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji