Artykuły

"Miasto mania" to album koncepcyjny

Płyta Marii Peszek z Waglewskimi jest tak dobra, że całą naszą piosenkę aktorską musimy włożyć do lamusa - o płycie Marii Peszek "Miasto mania" pisze Bartek Chaciński w Przekroju.

Niewygodnie jest tak debiutować. Maria Peszek [na zdjęciu], nie dość że starsza ode mnie o rok (a z upływem czasu coraz trudniej myśleć "debiutant", gdy ktoś od nas starszy), to jeszcze aktorką jest już bardzo znaną (choć niedługo przeciwieństwem "znana" będzie "teatralna", a Peszek grywa na deskach, a nie w telewizorze). Jej spektakl "miasto mania", którego premierę zapowiedziano na 14 października w warszawskiej Fabryce Trzciny, i związana z nim płyta są jednak na tyle dojrzałym wejściem aktorki z własnym materiałem na scenę muzyczną, iż można nie zauważyć, że to debiut.

"Miasto mania" to album koncepcyjny - z bohaterką żyjącą w mieście przytłaczającym ją, odpychającym, dającym zarazem wolność i samotność w tłumie (z jednej strony je kocha, a z drugiej "pieprzy je czule"), wysyłającą z niego erotyki pisane SMS-ami. Teksty wokalistka pisała wspólnie z Piotrem Lachmannem i Olgą Tokarczuk, a tytuł można też odnosić do całkiem realnego syndromu stresu, zmęczenia życiem w wielkim mieście. W sumie mogłoby to być banalne na piśmie, ale w piosenkach się broni - bo jest jeszcze druga strona, muzyka Wojciecha, Bartka i Piotra Waglewskich. Ci mają już doświadczenia w pracy z teatrem i nagrali ścieżkę dźwiękową, która te teksty uskrzydla. Muzyka płynie, lekko ociężałym rytmem popycha wokal do przodu i jest jej w sam raz - tyle, żeby był nastrój oraz tak zwane funty, czyli podstawa akordowa do śpiewania. Gdy do głosu dochodzi Waglewski ojciec, wpada w jazzowe harmonie, gdy pałeczkę przejmują synowie - w lekką pulsację reggae albo dubową. A Peszek głos ma intrygujący, wpadający w chrypkę i pewny, śpiewa zaś z taką pewnością, że pozwoliłaby słuchaczowi przeprawić się przez każdą liryczną mieliznę.

Rzecz jest wiarygodna, przynajmniej dla mnie, bo podzielam ten ambiwalentny stosunek do Warszawy, pomieszanie oczarowania i osaczenia, melancholii i euforii w myśleniu o tym mieście, charakterystyczne dla ludzi, którzy chorują tu na syndrom wiecznego przyjezdnego żyjącego w świecie duchów. Peszek mieszkała we Wrocławiu (zresztą stolicy naszej piosenki aktorskiej - występowała tu z sukcesami na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej) i Krakowie (też superważny ośrodek piosenki), ale to Warszawa dała jej coś, co choć niewytłumaczalne, związuje z nią jej mieszkańców i inspiruje. Czy to nie jest aby ta mania, obsesja?

Wraz z ukazaniem się tej płyty cała tradycja - bogata i wspaniała - polskiej piosenki aktorskiej zestarzeje się jednego dnia. Jak człowiek, który pod wpływem wstrząsu psychicznego jednego dnia siwieje. Nie dlatego, że ten miejski obłęd opisywany przez Peszkównę jest tak silny. I nie dlatego, że jej poprzednicy byli źli. Po prostu nie mieliśmy dotąd aktorskiego śpiewania, któremu towarzyszyłoby tak postępowe i odkrywcze granie.

Maria Peszek "Miasto mania", Kayax

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji