Artykuły

Szklana menażeria

Z wojny ludzie wracają ze zdumiewa­jąco trwałymi urazami pamięci. Jak czarodzieje dzielą czas i przestrzeń na świat własny, boleśnie poświad­czany przez historię, i ten poza ich bólem. To cza­soprzestrzeń naszych politycznych koniunktur, śniedziejących odznaczeń czy poblakłych ob­wieszczeń jest dla nich nierealna. Bo tylko ta pier­wsza, ich, trwa. Bohaterowie Wolfganga Borcherta reagują histerycznie, dręczą ich koszmary.

"Pod drzwiami" to tekst bardzo nierówny. Opo­wiada o powrocie w 1947 r. żołnierza z Syberii do ruin miasta, nieżyjącej rodziny i wygasłej miłości. Bardzo w tej równoległości wątków - nadziei i roz­czarowań, snów i spełnień - przypomina klimaty "Dwóch teatrów" Jerzego Szaniawskiego. Na sce­nie Teatru Współczesnego Paweł Szkotak i Izabe­la Kolka, bo scenografka jest współautorką wido­wiska, stworzyli rodzaj iluzji, która z pewnością urzeknie fanów poetyckiego i malarskiego space­ru nad brzegami Styksu. Realistów sztuka znudzi.

Beckmann (Mirosław Guzowski) śni swój śmiertelny sen. To co widzimy, dzieje się w krót­kiej pauzie między próbą samobójstwa a śmier­cią. Być może to jest ów słynny ułamkowy film życia, który każdemu z nas wyświetla się tuż przed śmiercią.

Pierwszy z obrazów opisuje miłość. Rozgrywa się w pięknej scenie rysowania domu na szklanej ścianie, tak jak rysuje się palcem na szronie pokry­wającym szybę zimowego okna. Otulona w kusy płaszczyk Renata Kościelniak (Dziewczyna) albu­mową, odświętną dziecięcością przesłania zdradę. Beckmann porzucony, oszukany, samotny wobec złud miłości małżeńskiej, też popełnia świństwo - zagarnia dziewczynę przyjaciela z frontu. Kto tu jest żywy, kto martwy, kto zdradził, a kto pragnie miłości - każdy widz rozstrzyga na własną rękę.

Podobnie w drugim obrazie - w salonie z surrealnej bajki o łowcy owadów, a może o łowcy dusz. Bo kolekcjonerem śmierci jest Pułkownik, który nie chce przejąć odpowiedzialności Beckmanna za straconych na wojnie kompanów. Bolesław Abart gra nadętego głupka, woskową figurę. Jest martwy jak owady w gablotach.

Trzeci slajd to powrót do rodzinnego domu. Do puste­go domu. Bo rodzice Beck­manna nie odnaleźli się w po­wojennym świecie, zwykli mieszczanie ulegli politycz­nej hibernacji.

Ozdobą spektaklu Pawła Szkotaka jest z pewnością Eryk Rafał Lubos jako alter ego Beckmanna. To najdynamiczniejsza rola sezonu. Sprawność ciała aktora może zdumieć nawet świadków tre­ningów w Laboratorium Gro­towskiego. Lubos chwilami szarżuje wśród metalowych konstrukcji, jakby to on - ten dobry, wierzący i ufający, po­zytywna cząstka człowieka - chciał znaleźć śmierć w tych miejscach, których pokraczność chwilami po prostu zagaduje rozpoetyzowany, nie­zdecydowany Beckmann. Lu­bos jest jak jego oddech, o pół kroku za nim - tak spragnio­ny miłości, że nierzeczywisty. Trudny spektakl, piękny sen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji