Artykuły

Najgorzej, jak sztuka wszystkim się podoba

- Pisanie to ciężki, samotny trud. Chociaż bywa bardzo przyjemny - mówi dramatopisarz Piotr Rowicki.

Marta Odziomek: W programie tegorocznej edycji festiwalu Rzeczywistość Przedstawiona są pana "Matki", "Niewierni" i "Tato nie wraca". W ciągu sześciu lat teatry wystawiły kilkanaście pańskich utworów. Skąd ta popularność? Piotr Rowicki: Mówienie o popularności to przesada. Jestem po prostu dość pracowity i w miarę regularny. To, że w Zabrzu na festiwalu są trzy sztuki mojego autorstwa, to czysty przypadek.

"Matki" mierzą się z mitem matki Polki, zaś "Tato nie wraca" traktuje o potrzebie ojca. Dlaczego postanowił wypowiedzieć się pan na te tematy?

- Sztuka "Matki" jest moja od początku do końca. Nikt jej u mnie nie zamawiał, nikt nie ponaglał, nikt nie oczekiwał, nie sprawdzał, nie podpowiadał. Napisałem, bo chciałem, bo miałem pomysł. No i od czasu "Chłopca Malowanego" miałem niedosyt związany z tym, że piszę na zamówienie, realizując czyjeś pomysły.

Monodram "Tato nie wraca" był inicjatywą grającej w nim Agnieszki Przepiórskiej. Nie miałem takiej koncepcji, że oto napisałem sztukę o matce, to może teraz do kompletu coś o ojcu. Potem jednak okazało się, że te sztuki są jakoś ze sobą ściśle powiązane, dialogują ze sobą i właśnie dlatego dyrektor zabrzańskiego Teatru Nowego Jerzy Makselon wpadł na pomysł, żeby je pokazać na jednym festiwalu, jednego dnia.

W "Tato nie wraca" opisuje pan osobiste przeżycia Agnieszki Przepiórskiej. Czy sztuki inspirowane życiem pisze się łatwiej?

- I łatwiej, i trudniej. Łatwiej, bo Agnieszka daje mi gotowy materiał: historie, zdarzenia, fakty. A trudniej, bo muszę te puzzle, które rozsypała przede mną, jakoś poukładać. Muszę znaleźć formę, język, postać musi mieć jakiś przebieg, rozwój, całość musi się trzymać dramaturgicznej osi, teatralnych prawideł, bez których nawet najbardziej pasjonująca historia nikogo nie zainteresuje. Trudność polegała na umiejętnym połączeniu i znalezieniu proporcji między prawdą a fikcją.

Trzeci tekst - "Niewierni" - jest opowieścią o apostatach, którzy wyrzekli się Kościoła katolickiego. To sztuka napisana na podstawie prawdziwych historii. Jak szukał pan bohaterów?

- Można powiedzieć, że "Niewierni" powstali na podstawie autentycznych świadectw, ale to jest tylko część prawdy. W teatrze tworzenie postaci jest znacznie bardziej skomplikowane niż wzięcie jakiegoś tekstu z prasy, książki czy internetu. Jest pewien materiał bazowy, jest historia i dopiero spotkanie z konkretnym aktorem zaczyna tak naprawdę budowanie postaci. Na końcowy efekt postaci składa się praca moja, aktora i ostateczny rys reżysera. Często z autentycznych świadectw zostaje tylko niewielka część. Teatr musi karmić się fikcją.

Oglądałam niedawno "Matki" i zauważyłam bardzo różne reakcje na widowni. Starsi panowie szeptali, że to jest "bardzo nowatorska sztuka", młode matki niektórymi porównaniami były święcie oburzone, inny widz komentował, że to świetna komedia...

- Świetnie, że każdy wynosi coś innego, tak powinno być. Czytałem, że podczas pokazu w Częstochowie wszyscy klaskali, a jeden pan gwizdał. I bardzo dobrze, sztuka to też negatywne emocje. Najgorzej, jak wszystkim się podoba, ale tak dokładnie nie wiadomo dlaczego.

Czy dramaty są w stanie zobrazować w jakiś sposób naszą "rzeczywistość przedstawioną"?

- Wydaje mi się, że nie. Byłby to wówczas nieznośny kicz. Rzeczywistość sama w sobie, tak jeden do jednego, jest mało ciekawa, powtarzalna, monotonna i głupia. Dopiero przez subiektywne spojrzenie, które zawarte jest w każdym utworze, czy to dramacie, czy prozie, uzyskujemy jakiś punkt odniesienia i dystans do rzeczywistości. I chyba dzięki temu możemy później się z tą rzeczywistością mierzyć - łatwiej i lepiej.

Jaka jest kondycja rodzimej dramaturgii współczesnej? Śledzi pan to zjawisko?

- Nie śledzę, niestety, tak dokładnie rodzimej dramaturgii w sensie tego, co się pisze. Wiem natomiast, że ostatnio w Bydgoszczy podczas Festiwalu Prapremier pojawiła się próba skonsolidowania i zorganizowania dramatopisarzy w jakiejś formie, nie wiem, czy stowarzyszenia, czy grupy twórczej. Jako skrajny indywidualista i anarchista z zamiłowania nie wyobrażam sobie, w jaki sposób koleżanki czy koledzy mogliby mi pomóc. Pisanie to ciężki, samotny trud. Chociaż bywa bardzo przyjemny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji