Lekko, przyjemnie i ładnie
Natręci, natręci, natręci - tak aktorzy, śpiewając jedną z piosenek Hemara z "Pięknej Lucyndy", "wyganiali" widzów z teatru po premierze spektaklu. Efekt był dokładnie odwrotny - publiczność biła brawo jeszcze głośniej.
A zawiniły muzy - Talia, Melpomena i Terpsychora (Kazimiera Nogajówna, Sława Kwaśniewska, Krystyna Feldman) - które nagle zdawszy sobie sprawę z obecności publiczności, postanawiają "teatr zacząć". Teatr w teatrze.
Na scenie pojawia się portret króla Stasia, salony osiemnastowiecznej Warszawy i ich mieszkańcy: hrabia Faworski (Mariusz Sabiniewicz), jego zaufany przyjaciel - Poufalski (Janusz Andrzejewski, znakomity!), wdówka Lucynda Wahadłowska (Maria Rybarczyk) i jej ciotka (Daniela Popławska, również znakomita!). Jest uczucie znajdujące ujście w muzyce i poezji, są komplikacje, intryga i szczęśliwe zakończenie.
Marian Hemar wykorzystał błahą fabułkę "Natrętów" (1765 rok) Józefa Bielawskiego i opowiedział historię po swojemu -"własnym słowem zdobnym w dowcip, finezyjny żart i lekką jak piana piosenkę" - czytamy w programie do polskiej prapremiery sztuki w Londynie.
Bohaterowie "Lucyndy" są mądrzejsi od bohaterów "Natrętów" o prawie 200 lat. Mimo osiemnastowiecznych rekwizytów odnosimy wrażenie jakbyśmy byli w przedwojennym kabarecie. Nakładają się na siebie dwie płaszczyzny czasowe, dwie konwencje teatralne, dwa odmienne sposoby mówienia. Ta konfrontacja jest bardzo zabawna i mądra. Widz zostaje o niej lojalnie powiadomiony przez autora.
Ale nic nie traci przez to na zabawie. Spektakl jest żywy, dynamiczny - nudzić nie może. I nie powinien - został stworzony bowiem tylko po to, by bawić. Muzy fruwają (tak!); hr. Faworski choć grafoman równa się z Franiem Zabłockim; stryjowi hrabiego (Witold Dębicki) ciągle mylą się słowa; namiętna ciotka Lucyndy udziela przebiegłych rad młodej wdówce - a przedstawienie zagrane jest tak, że te drobiazgi naprawdę śmieszą. Są też dowcipy bardziej wyrafinowane. Rację ma autorka programu do poznańskiej "Lucyndy", gdy pisze, że "w warstwie językowej dzieje się czasem więcej niż w akcji sztuki". Przez przeniesienie dialogu w inną rzeczywistość historyczną czy społeczną Hemar czyni aluzje np. do powojennej sytuacji Polski. Doskonała zabawa!
Podobno pani Włada Majewska, sukcesorka spuścizny po Marianie Hemarze, długo zastanawiała się, zanim wyraziła zgodę na wystawienie "Pięknej Lucyndy" w Teatrze Nowym. Bo chociaż przed kilku laty polska publiczność szturmowała kasy warszawskiego Ateneum - "Hemara" w reż. Wojciecha Młynarskiego chcieli zobaczyć wszyscy - pani Władzie ta inscenizacja ponoć się nie spodobała. Przedstawienie w Nowym (reż. Eugeniusz Korin) przyjęła łaskawiej - zespół i "Lucynda" otrzymali zaproszenie do Londynu.