Żurek kontra Szekspir
Jerzy Żurek jest obecnie autorem bardzo modnym. Jego dramaty - a napisał dotąd dwa - są przez teatry rozchwytywane. Niedawno odbył przemarsz przez sceny jego dramatopisarski debiut: "Sto rąk, sto sztyletów", obecnie teatry opolski, warszawski i wrocławski wystawiły jego następny utwór pt. "Po Hamlecie".
Krytycy chwalą błyskotliwość pomysłów Żurka. W obu wymienionych utworach zastosowany został chwyt zwany "teatrem w teatrze" - lecz w każdym z nich w innej formie. Akcja "Stu rąk, stu sztyletów" spięta jest, jak klamrą, fragmentami przedstawienia sztuki Scribe'a "Matka chrzestna" w Teatrze Rozmaitości, gdzie u Żurka rozegrają się wypadki Nocy Listopadowej. Z kolei "Po Hamlecie" rozpoczyna się i kończy cytatem z Szekspirowskiego "Hamleta". Scena z duchem podana na początku utworu, cytowana jest w tłumaczeniu Józefa Paszkowskiego, epilog z wejściem Fortynbrasa - w spolszczeniu Jerzego S. Sito. Z dzieła Szekspira Żurek zaczerpnął też część postaci swojego dramatu: Fortynbrasa, Guildensterna, Rozenkranza... Hamlet, król, królowa, Laertes występują również, ale tylko w ostatniej scenie i to w charakterze zwłok. Wiele jest też osób podobnych do postaci z "Hamleta". Grothe, szlachetny przyjaciel Fortynbrasa (który jest odpowiednikiem Hamleta) przypomina Horacego, Lizon - Poloniu-sza, Miła - Ofelię.
Utwór Żurka stanowi bowiem swoisty komentarz do tragedii Szekspira - ukazuje mianowicie wypadki, które mają miejsce w Norwegii po śmierci ojca Hamleta i które doprowadzają do znanych nam z lektury Szekspira wydarzeń na dworze duńskim: śmierci Hamleta i całej reszty. Tylko że w utworze Żurka wydarzenia owe zostały, jak się okazuje odpowiednio sprowokowane, wyreżyserowane przez Lizona, namiestnika króla Norwegii. Postać ta bliźniaczo jest podobna do bohatera "Stu rąk, stu sztyletów" Rożniewskiego, wyższego urzędnika tajnej policji, który jak pamiętamy - wyreżyserował z kolei wypadki Nocy Listopadowej 1830 roku. Rożniewski - to był superszpicel, kompletny cynik, wytrawny gracz pociągający za wiadome sobie sznureczki, by wywołać powstanie i spowodować jego klęskę, a tym samym rozbroić młodych ich własną bronią. Na podobnej zasadzie działa Lizon, machiawelistyczny typ polityka, bezwzględny, przewrotny, inteligentny, o naturze zimnego szpicla. Intrygę przeprowadza szybko, bezszmerowo. Bez większego wysiłku udaje mu się rozbroić Danię i uczynić z Fortynbrasa - niewinnego księcia o czystych rękach - człowieka bez twarzy, godnego siebie ucznia.
Inni bohaterowie sztuki Żurka okazują się być marionetkami na usługach Lizona. Cała ta masa ludzi - to typy sługusów i zdrajców, podłych tchórzy. Owszem, jest jeden wyjątek, ów Grothe, powiernik Fortynbrasa, ale jego Lizon wykańcza nader szybko i łatwo. Grothe jest typem żałosnego idealisty, przegrywającego, bez szans na wygraną. Jest bowiem w omawianym dramacie Żurka, jak i w poprzednim, wszystko podporządkowane odautorskiej tezie: ludzie są zwykłymi pionkami w rękach wytrawnych politykierów, a historia - ciągiem dworskich intryg, knowań i zasadzek. Obrońcy prawdy, jeśli nawet pojawią się, są naiwni, żałośni i z góry skazani na klęskę. Rożniecki i Lizon mają zaiste ułatwione zadanie.
Właśnie: chyba zbyt łatwo udaje im się realizować tę podłą grę - i dlatego nie jest ona pasjonująca. Niestety w dramatach Żurka wszystko jest zbyt jednoznaczne, a motywacje ludzkich czynów
- proste, rzekłbym wręcz uproszczone. Ludzie po prostu okazują się być jednowymiarowi. I tu jest zasadnicza różnica między Szekspirem a Żurkiem. Szekspir widzi ludzi w całej ich złożoności, Żurek - w całej niezłożoności. U wielkiego Strattforczyka następuje starcie człowieka z mechanizmem historii, przy czym następuje zaciśnięcie tragicznego węzła, bo człowiek jest istotą posiadającą poczucie moralne. Cała pasjonująca rozgrywka w "Hamlecie" sprowadza się do starcia człowieka o podejściu etycznym z ideą władzy. W dramatach Żurka etyka nie istnieje. Dlatego władza może zupełnie bezkarnie być "najgorszą dziwką świata". Określenia tego typu, wypowiadane przez bohaterów, nic nie dają, jeśli autor nie potrafi pokazać, jak okrucieństwo władzy doprowadza do tragicznego niszczenia wartości.
Żurek jest może pisarzem efektownym, jeśli rozumieć przez to brak umiaru w dolewaniu czarnej farby, w wyniku czego powstaje obraz zbyt już ciemny i nieprawdziwy. Żurek jest też nowoczesny w tym znaczeniu, że boi się tragizmu. Tragizm przeważnie wiąże się ze wzniosłością, czym można się w oczach widza ośmieszyć - takie w każdym bądź razie jest zdanie współczesnych pisarzy. Według nich dzisiejszy człowiek nie znosi tragedii, woli groteskę. Stary Szekspir jakoś nie bał się tragedii i potrafił widzami wstrząsnąć, wywołać katharsis - dramaty Żurka odbiera się chłodno.
Już Jan Koniecpolski odnotowując w "Polityce" (26. IV. 1980 r.) sukces, jaki odniosło "Sto rąk, sto sztyletów" w teatrze krakowskim, pisał nie bez zdziwienia, że jednak dzieło to "pozostawia widza w obojętności". Podobnie można powiedzieć o wrocławskim przedstawieniu "Po Hamlecie". Niby zrobiono wszystko, aby przedstawienie było na poziomie. Reżyser Piotr Paradowski, scenograf Krystyna Kamler i autor muzyki, Bogusław Klimsa, stworzyli interesujący nastrój, klimat, w którym rozpoczyna się spektakl. Rychło jednak nastrój pryska, bo sytuacja zaczyna się powielać i trudno z jakąkolwiek postacią nawiązać bliższy kontakt. Żurek stworzył postacie mało zindywidualizowane, a młodzi aktorzy, niestety, pogłębiają to wrażenie; niektóre osoby są wręcz nie do odróżnienia, tak mało mają cech indywidualnych. Wyróżnia się tylko Lizon Ferdynanda Matysika. Wytrawny aktor potrafi chwilami przykuć uwagę, ale ponieważ jego Lizon seryjnie odnosi zbyt łatwe sukcesy w swych knowaniach i on w końcu nuży.
Człowiek zaczyna się od momentu, gdy posiadł zdolność odróżniania dobra i zła - zauważył już Arystoteles. Może więc dylemat Żurka wynika stąd, że w jego dramatach człowiek jeszcze nie zaistniał?