Artykuły

W krainie krasnali

Amelia - tytułowa bohater­ka niezwykłego filmu wyświe­tlanego na naszych ekranach chce, żeby wszystkim było do­brze. Pomaga się zakochiwać w sobie znajomym, nieszczę­śliwej kobiecie podrzuca list miłosny od męża, a swojego zgorzkniałego ojca prowoku­je do podróży, zabierając mu krasnala ogrodowego, i przy­syłając pocztówki z różnych miejsc na świecie z wizerun­kiem ulubieńca. Gdyby dobro­tliwa Amelia trafiła do Teatru Bagatela na premierę "Absol­wenta", bardzo musiałaby się nagłowić, jak pomóc ludziom, którzy przygotowali to dzieło, znane notabene z kultowego filmu Mike Nicholsa.

Pewnie zaczęłaby od reży­sera, czyli od osoby odpo­wiedzialnej za wszystko w teatrze - w tym wypadku Piotra Łazarkiewicza. Może nie poobcinałaby mu sznuro­wadeł, tak jak złośliwemu sprzedawcy warzyw, ale na pewno podrzuciłaby mu na­ostrzone nożyczki, żeby miał czym pociąć scenariusz, w którym co druga scena prosi się o wyrzucenie, gdyż nie wnosi nic nowego i jest powtarzaniem w kółko tego samego.

Potem, mająca dobre serce Amelia, przespacerowałaby się do pierwszej z brzegu wy­pożyczalni wideo i podrzuciła­by mu - tak jak to zrobiła w wypadku malarza o szkla­nych kościach - kasetę z fil­mem "Absolwent". Wtedy pewnie reżyser mógłby naocz­nie uświadomić sobie i akto­rom, że nie grają historii o rozwydrzonym, niedojrza­łym pajacu, którego zaciąga do łóżka rycząca, niezaspoko­jona seksualnie "czterdziest­ka". Oczywiście, że grający Benjamina Marcin Kobierski, nie jest Dustinem Hoffmanem i nikt o to nie ma do niego pretensji, ale gdyby obejrzał film, może dotarłoby do niego, że nie gra lekko niedorozwi­niętego umysłowo chłopaka, tylko wrażliwego młodzieńca, buntującego się przeciw świa­tu dorosłych. No i przede wszystkim musi dać jakiś po­wód pani Robinson, tu Kata­rzynie Gniewkowskiej, by miała ochotę się z nim prze­spać. W filmie wszystko dzieje się w kontekście hipisowskiej rewolty, co dodaje smaczku obrazowi, w przeciwieństwie do krakowskiego "Absolwen­ta", który rozgrywany jest niby współcześnie (komputer w pokoju Beniamina, choć w kostiumach z lat 70-tych).

Ale jeżeli chodzi o sceno­grafię i kostiumy autorstwa Joanny Schoen, myślę, że Amelia nie zrobiłaby nic i to nie dlatego, że się już nic zdobić nie da, ale z bardzo prostego powodu, iż lubi swojego krasnala. A ogrodo­wy krasnal poczułby się na­prawdę dobrze w świecie stworzonym na scenie Baga­teli. Jego smakowi i gustowi odpowiadałyby ulubione ko­lory pani scenograf łączące w sobie ostry fiolet z niebie­skim i odrobiną wpadającego w wiśnię różu w futerku zdo­biącym pantofle Pani Braddock, do których chętnie by się przytulił. Krasnal byłby w swoim żywiole, gdyby mógł odpocząć przy basenie, który symbolizowały na sce­nie niebieskie choinkowe światełka.

Amelia jest wrażliwą dziewczyną, więc żal by się jej zrobiło tylko Urszuli Grabow­skiej, czyli Elaine Robinson. Dziewczyny pewnie by się szybko zaprzyjaźniły, a Ame­lia zaproponowałaby jej ucieczkę z tego świata, w któ­rym tylko krasnale ogrodowe mogą czuć się dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji