Artykuły

O co chodzi ze spinkami

"Trzej muszkieterowie" w reż. Giovanny Castellanosa w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Renata Radłowska w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Pięcioro aktorów z Warszawy, nowohucki teatr Łaźnia Nowa i literacki klasyk - powstał spektakl, którego w żadne formalne ramy wcisnąć się nie da. Na pewno śmieszny, na pewno inteligentny. "Trzej Muszkieterowie" to żart i nieustające mruganie okiem.

Kto widział produkcje warszawskiego teatru Montownia, ten wie, że są więcej niż autorskie. Że do wszystkich tradycyjnych środków wyrazu aktorzy dokładają jeszcze jazdę po bandzie. Co podobać się może, ale nie musi.

"Trzej Muszkieterowie" w reżyserii Giovanny Castellanosa to spektakl bardzo w stylu Montowni - fabuła, tekst literacki (mniej lub bardziej literacki) to tylko pretekst do zabawy. Z reguły ambitnej. Gag sceniczny to najważniejszy bohater.

Rafał Rutkowski, Marcin Perchuć, Maciej Wierzbicki, Monika Fronczek i Adam Krawczuk, czyli zespół Montowni, zrobili wraz z nowohucką Łaźnią kabaret o muszkieterach (tak, punktem wyjścia był Dumas). Nie uciekając jednak ani od fabuły, ani od bohaterów. Tyle że nie klasyk sam w sobie był ważny, ale opakowanie klasyku. Żadna to rzeź na dziele, raczej dziełem bawienie się; dziełem żonglowanie.

Na scenie tylko szafa, do której aktorzy grali, pod którą występowali, w której się chowali. I nic więcej potrzebne nie było. Bo opakować Rutkowskiego w dodatkowe rekwizyty, to zrobić Rutkowskiemu krzywdę - to taki typ aktora, który gra nawet powietrzem wokół siebie. Znakomity był więc kardynał Richelieu w wykonaniu Rutkowskiego - jakiś taki nerwowy, postrzępiony, "przegięty" (wyznawcy prozy Michała Witkowskiego wiedzą, o co chodzi). Lord Buckingham Marcina Perchucia? Można powiedzieć, że zbudowany ze stereotypów (i taki miał być), a zagrać chociażby jeden stereotyp - wielka sztuka. Milady według Moniki Fronczek? Prawdziwa suka, a nie jak u Dumasa, suka, ale jednak dama. Tekst miejscami błyskotliwy, niepoprawność polityczna umiejętnie dawkowana, kontakt z publicznością terapeutyczny (wydaje się, że dla obu stron).

Opowieść Dumas przepakowana jest intrygami, kto mniej uważny, ten szybko może się pogubić; tym bardziej że współczesny odbiorca kultury nie umie już odczytywać piętrowych scenariuszy (nuda, nuda, nuda). Montownia wreszcie wytłumaczyła, o co chodzi z tymi spinkami, z podróżą do Anglii, z pościgiem za i ucieczką przed.

I doprawdy szkoda, że zapowiadana na koniec adaptacja "Quo vadis", specjalnie dla Nowej Huty, nie odbyła się. Bo zobaczenie jednego z dzieł narodowych pełnego dewiacji, której Montownia z pewnością by sobie nie odmówiła, byłoby bezcenne.

Zdjęcie z próby przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji