Artykuły

Opera o Annie Grodzkiej

- To nie będzie śpiewana publicystyka. Pokażemy wiele głębokich emocji i doznań: samotność, smutek, rozdarcie, miłość, tęsknotę, ale i wielkie zwycięstwa, godność. Jak to w operze - mówią twórcy libretta opery o transseksualnej posłance, Marta Konarzewska i Piotr Pacewicz.

Izabela Szymańska, Wojciech Karpieszuk: Jak Anna Grodzka reaguje na pomysł opery "Anna Grodzka"? Dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej Jerzy Lach zapowiedział premierę opery o transseksualności inspirowaną pani życiem. Kiedy zadzwoniliśmy z prośbą o rozmowę, zaśmiała się pani. Anna Grodzka: Opera kojarzyła mi się z czymś koturnowym. Nigdy nie sądziłam, że mam z nią cokolwiek wspólnego. Ale później przyszła refleksja: super! Piotr i Marta wiedzą, co robią. Szymańska, Karpieszuk: Piotr Pacewicz, były wicenaczelny "Wyborczej", i Marta Konarzewska, redaktorka lesbijsko-feministycznej "Furii", pracują nad librettem... Grodzka: Sama zapytam, bo prawie niczego o tym nie wiem: co was w tym temacie inspiruje? Jaką wartość widzicie w transgresji, którą jest transseksualność? Mnie doświadczenie transgresji wzbogaciło, dostrzegam rzeczy, których inni nie widzą. Bo nie zastanawiamy się nad potrzebą oddychania, dopóki nie brakuje powietrza, póki nie zaczynamy się dusić. Skąd w ogóle pomysł tej opery?

Piotr Pacewicz: Z japońskiej restauracji w East Village w Nowym Jorku. Podczas dużej kolacji ktoś mnie zapytał o wywiad, który przeprowadziłem z Grodzką kilka lat temu, zanim została osobą publiczną. Zacząłem opowiadać. Kiedy doszedłem do tego, jak Anna odkrywa, że jest adoptowanym dzieckiem, i na te wszystkie paradoksy i cierpienia osoby transseksualnej nakłada się szukanie kontaktu z biologiczną matką, przy stole zapanowała cisza. Po chwili Piotr Uklański [warszawsko-nowojorski artysta, ostatnio miał retrospektywę w Zachęcie] powiedział: "To jest gotowa opera".

Libretto już powstało?

Pacewicz: Powstaje. W Polsce nie było prób zrobienia współczesnej opery. A przecież opera była kiedyś żywą sztuką, nawet rewolucyjną. Po premierze "Traviaty" Verdi napotkał taki opór, że musiał zmienić tytuł i cofnąć akcję w czasie, bo opowieść o szlachetnej kurtyzanie zbyt bulwersowała mieszczańską publiczność. Zapomniana opera "Niema z Portici" Aubera wystawiona w Brukseli w 1830 r. wyprowadziła lud na ulice i tak powstała Belgia. Do dziś nie jest tam wystawiana, by nie irytować Flamandów.

Na świecie opera ożywa, także w nurcie zwanym żartobliwie "CNN opera". "Nixon w Chinach" Adamsa to śpiewana polityka zagraniczna. Poruszający jest utwór Stewarta Wallace'a o Harveyu Milku [polityku gejowskim zamordowanym w San Francisco w 1978 r.]. Opera o Annie Grodzkiej wpisuje się w te poszukiwania. Seksualność, tożsamość, gender są w Polsce gorącym tematem.

Zauważyliśmy. Ledwie dyrektor WOK wspomniał w "Gazecie Stołecznej" o waszym projekcie, prawicowy portal wPolityce.pl napisał: "Ludowy trans! Mazowsze bankrutuje, ale na zamówienie... opery o rzekomej transseksualistce Grodzkiej pieniądze są!". Powtarzają się zarzuty o brak wstydu, niestosowność, nieprzyzwoitość. Opera już wywoła burzę. Taki chcecie osiągnąć cel?

Marta Konarzewska: Nie chciałabym komentować tego, co tam zostało powiedziane. To jest wrzątek, który musiał być wylany. I pewnie jeszcze będzie. Myślę, że opera faktycznie może wyprowadzić "lud" na ulice, może - jak prace Luigiego Nono - stanąć po stronie wykluczonych. Anna zawsze podkreśla, że jest ich głosem. Po to jesteś, Anno, w świecie polityki i po to są takie działania w świecie sztuki, żeby temat wypłynął. Bo o ciało Anny, osobę Anny, personę Anny rozbija się polskie społeczeństwo. I ze względu na jej poglądy, i ze względu na to, kim jest.

Pacewicz: I ze względu na jej sukces polityczny. Nasza operowa historia toczy się na kilku planach. Jednym z nich jest narodowy rozrachunek sumienia. O co przeciwnikom Anny chodzi? Dlaczego są tak okrutni, zawzięci wobec osoby, która jest tak skromna i przyzwoita?

Konarzewska: Nie traktujemy ich jak jednostek, myślimy o "Polsce", o tej strasznej Matce Polonii. Traktujemy naszą operę politycznie - nie dlatego, że Anna jest polityczką, tylko dlatego, że ciało jest polityczne, że płeć jest polityczna. Zawsze, a w Polsce szczególnie. "Płeć ma ciężar" - pisze Tomasz Sikora, badacz queer. Ten ciężar boli. Ale to nie będzie śpiewana publicystyka. Pokażemy wiele głębokich emocji i doznań: samotność, smutek, rozdarcie, miłość, tęsknotę, ale i wielkie zwycięstwa, godność. Jak to w operze.

Grodzka: Tak, ciało jest polityczne, w waszej propozycji jest prowokacja. Dostrzegamy, że doszliśmy do jakiegoś punktu zwrotnego. Pytanie: co zrobimy? Mam nadzieję, że pójdziemy naprzód. Opera, którą piszecie, to polityka, oddziaływanie na stosunki społeczne. Wszyscy bierzemy w tym udział. To oczywiście musi wkurzyć tych, którzy chcą, żeby życie toczyło się wstecz.

Nie boi się pani śmieszności?

Grodzka: Głupcem jest ten, kto się nie boi, tylko trzeba umieć pokonywać swój lęk. A ja jestem w takiej sytuacji, że nic mi już nie zaszkodzi. Wiele nowego mnie nie spotka.

W klasycznych operach, jak "Traviata" czy "Carmen", główne bohaterki są osobami wykluczonymi. Żyją wbrew regułom. Czy dlatego historia Anny Grodzkiej będzie dobrym tematem opery?

Pacewicz: To nie był punkt wyjścia, ale widzimy ex post, jaką siłę dramatyczną ma postać buntowniczki, która nie spełnia kołtuńskich kryteriów. Tamte bohaterki były skazane wyłącznie na moralne zwycięstwo. Anna, a wraz z nią my wszyscy nie jesteśmy bez szans. Mamy jakieś wyobrażenia o przestrzeni, w jakiej to wszystko będzie się działo, mrocznej, tajemniczej, żywiołowej, z mocnymi symbolami.

W internetowym programie "Pociąg osobowy" opowiadała pani Pacewiczowi o matce, która czasem dawała do zrozumienia, że zna pani tajemnicę, o próbach, by się przystosować, o miłości do żony i "zabijaniu w sobie Ani", o śmiertelnej chorobie, z której się pani cudem wywinęła, o relacjach z synem przed transformacją i po niej... Co państwo z tego chcą pokazać?

Pacewicz: Na poziomie symbolicznym - prawie wszystko, pomijając rzeczy zbyt skomplikowane dla opery.

Konarzewska: Anna na początku rozmowy mówiła o łapaniu powietrza. Chcemy uchwycić ten rodzaj doświadczenia, nawiązując epizodycznie do tego, co miało miejsce w jej życiu. Najważniejszy jest moment zachłyśnięcia się powietrzem, oddechu, przemiany...

Konkretnie zmiany płci.

Konarzewska: No, niezupełnie. Nie chodzi tu o jednorazową zmianę pici, czegoś takiego zresztą nie ma. Raczej o rodzaj przekroczenia. Poprzez chaos emocji, przez Izy, lęki, samotność i rozpacz dochodzimy do śmierci, ale śmierć okazuje się transgresją.

Grodzka: Ojej. Bardzo tajemniczy jesteście. Co to będzie?!

Chcecie opowiedzieć historię życia Anny Grodzkiej?

Pacewicz: To nie będzie reportaż biograficzny. Pokażemy jednak główne linie napięcia, na przykład w małżeństwie Anny, gdy miłość i prawda wchodzą w głęboki konflikt.

Konarzewska: Anna podkreśla w wywiadach: "Kochałam swoją żonę". Pada więc pytanie: "Jak to? Przecież pani ją okłamywała". Fascynujące jest owo "jak to?" między miłością a kłamstwem.

Pacewicz: Każde z nas kłamie, udaje, gra, żeby jakoś bronić swej tożsamości, a zarazem nie ranić innych.

Konarzewska: Jakiś dziennikarz zapytał Annę, czy w dzieciństwie czuła się chłopcem, czy dziewczynką. Odpowiedziała: "Wiedziałam, że jestem chłopcem, przecież miałam lustro". Napięcie, które jest między tym, co wewnątrz, a tym, co na zewnątrz - w lustrze - napędza nasze myślenie o tej historii.

Pacewicz: Wszystko to będzie się działo w polskim kontekście, co nam ułatwia zadanie. Możemy pozwolić sobie na symboliczną obecność Matki Polki, po scenie szaleć będą grupy transfobów, "złych ludzi" zaślepionych nienawiścią do Innej, jaką jest Anna. To kołtuństwo jest okrutne, ale także komiczne.

Konarzewska: "Źli ludzie" są w cudzysłowie. Nie chodzi o czysto ludzkie reakcje, lecz o procesy historyczne, o dziedzictwo. Kiedy to piszę, mam w głowie dużo romantyzmu. Bo Polska bez niego nie istnieje. To nie jest tak, Anno, że weźmiemy pod lupę twoje życie w sensie psychologicznym i zobaczymy, co ci się przytrafiło. Bo to, co nam się "przytrafia", jest sterowane przez procesy społeczne, przez język, przez kulturę.

Anna Grodzka bohaterką naszych czasów?

Konarzewska: Ciało jest narzędziem polityki. Wystarczy powiedzieć "Anna Grodzka" i od razu posypią się te wszystkie negatywne głosy. Wystarczy powiedzieć "kobieta", "gej", "seksualność". Ciało samo w sobie jest tym, o co się w Polsce rozbijamy. Pokazuje nasze uprzedzenia, lęki, pragnienia, oczekiwania, słabości. Jest - znów ten znak! - lustrem, miejscem, które skupia te lęki. Wystarczy to wyciągnąć i pokazać.

Pacewicz: Dla mnie to będzie trochę taka opowieść o walce dobra ze złem. W Polsce toczą się homeryckie zmagania: z jednej strony życzliwość, tolerancja, zgoda na odmienność i różnorodność, zamiłowanie do współpracy i radość ze wspólnotowego życia, z drugiej - podejrzliwość, bezinteresowna nieżyczliwość, nawykowe podkreślanie "polskiej tożsamości" i cała ta gadka o tym, co naturalne, a co nie. Kto w tej walce wygra? Jako człowiek wiekowy jestem raczej pesymistą: wygra zło i dlatego ten kraj nie będzie się rozwijać. Dopiero w dłuższej perspektywie "dobro" zwycięży, m.in. dzięki takim ludziom jak Anna. Nasza opera będzie opowiadać o kulturowej wojnie, która się w Polsce toczy.

Grodzka: Jeśli romantyzm zdefiniować jako emocje, które wciąż budzą się wokół historycznych symboli: Bóg, Naród, Ojczyzna, to w tej wojnie, o której mówicie, bijemy się o to, by w centrum znalazły się inne pojęcia: Człowiek i Społeczeństwo. Musimy mówić też o Równości, Wolności i Akceptacji, która należy się każdemu.

Konarzewska: Dokładnie o tym myślę. Wolność też jest pojęciem romantycznym. Chcemy przekonstruować domyślną złą duszę romantyzmu: "Witaj, wolności aniele,/ Nad martwym wzniesiony światem" - pisał Słowacki.

Kto zagra Annę Grodzką? Mężczyzna? Kobieta? A może do pewnego momentu mężczyzna, a później kobieta?

Konarzewska: To oczywiste, że kobieta. Bo bohaterka jest kobietą. Męskość Anny Grodzkiej jest czymś odwrotnym, niżby się wydawało. Czymś czysto zewnętrznym. Biologia jest w ogóle mało istotna. Ale niektórzy z jakiegoś psychopatycznego powodu wciąż widzą w Annie mężczyznę. Wciąż patrzą w lustro i widzą siebie - swoje przekonania, które mają krępować wolność innych.

Pacewicz: Oczywiście musimy jakoś rozegrać sytuację, że ta kobieta przez większą część życia jest postrzegana jako mężczyzna, sama w lustrze widzi męską postać.

Grodzka: Skoro mówimy o symbolach, taki jest symbol osób trans [pokazuje broszkę w kształcie motyla] - transformacja larwy w motyla. Jeżeli tego użyjecie, to każda osoba trans będzie wiedzieć, o co chodzi.

Dlaczego zdecydowaliście się na współpracę z Antonim Komasą-Łazarkiewiczem?

Pacewicz: Tu znowu był nam pomocny jakiś Anioł Stróż. Spotkałem Antoniego na polskiej premierze serialu o Janie Palachu w reżyserii Agnieszki Holland, do którego napisał przejmującą muzykę. Rozmawialiśmy o tym i owym i nagle Antoni mówi, że myśli o napisaniu współczesnej opery o Polsce.

A jak przekonaliście Michała Znanieckiego, by reżyserował?

Pacewicz: Michał jest znanym na całym świecie artystą, którego interesuje współczesność. Ostatnio we Wrocławiu pokazał przejmującą operę społeczną, w której o losie starego króla Leara opowiadają Szekspir, Verdi, a także mieszkańcy domów opieki społecznej. Gdy przedstawiłem mu nasz pomysł, od razu powiedział, że w to wchodzi.

Kiedy premiera?

Pacewicz: Dyrektor Jerzy Lach wspomniał o listopadzie 2014. To realny termin. Dużą część tego czasu zajmie komponowanie, libretto jest szybsze, zwłaszcza że pracują dwie osoby. Znaniecki twierdzi, że zawsze reżyseruje w sześć tygodni, od A do Z. A że robi to po całym świecie, od Buenos Aires po Saloniki, ze szczególnym uwzględnieniem Włoch, Hiszpanii i Polski, to można uznać, że wie, co mówi. Dalsze losy projektu zależą od rzeczy prozaicznych: pieniędzy, których na razie nie ma, a także od pogody. Bo mówimy o przestrzeni industrialnej, na pewno nie będziemy tego wystawiać w klasycznym teatrze operowym, a taką przestrzeń trzeba ogrzać.

Warszawska Opera Kameralna kojarzyła się raczej ze skansenem, gdzie można obejrzeć romantyczną "Halkę" chyba tylko po to, by zobaczyć, jak była wystawiana w dniu premiery. Czy widz WOK przyjdzie na współczesną operę o Annie Grodzkiej?

Konarzewska: Ten albo inny.

Pacewicz: O widzów akurat boimy się najmniej.

Grodzka: Mnie możecie być pewni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji