Artykuły

Mój Babilon

Jeszcze dziś o godz. 19 na scenie WOK zaprezentowana zostanie opera "Balthazar" Zygmunta Krauze­go, oparta na dramacie "Daniel" Wy­spiańskiego. Jej prapremiera otwo­rzyła w niedzielę I Festiwal Polskich Oper Współczesnych.

Ponad sto lat "Daniel" czekał na wy­stawienie na deskach opery. I trafił na nie w chwili, kiedy odpowiedzi na stawiane przezeń pytania nie są tak oczywiste, jak jeszcze kilka tygodni temu.

Była to jedna z obsesji Ryszarda Peryta, by z "Daniela" zrobić operę. W koń­cu udało się. Biblijna historia proroka Daniela więzionego na dworze Baltaza­ra, ostatniego władcy Babilonu, jedno­znacznie zarysowuje konflikt dwóch po­staw. W ujęciu Wyspiańskiego łatwo przyjdzie nam rozdzielić racje pomiędzy ciemiężonymi a tyranem, zwłaszcza je­śli pamiętać będziemy, że widział w tej historii metaforę Polski pod zaborami. Daniel tłumaczy Baltazarowi sens pro­roctwa wypisanego na ścianie przez ta­jemniczą rękę: pycha i świętokradztwo zostaną ukarane, cierpienia Narodu Wy­branego - pomszczone. Babilon upad­nie. U Peryta i Krauzego to jednak nie Daniel, lecz Baltazar jest postacią naj­ważniejszą. Nie tylko dlatego, że zło jest bardziej fotogeniczne, ale dlatego, że ka­ra za grzechy daje szansę na odkupienie. Takie złagodzenie osądu pysznego kró­la nie pozostaje bez konsekwencji dla te­go, jak odbieramy tę historię dziś, zwłasz­cza w kontekście ostatnich wydarzeń na świecie. Czym jest bluźnierstwo, a czym fanatyzm? Czy prorokujący Daniel, z imieniem Boga na ustach, nie staje się nagle postacią dwuznaczną, jak zadufa­ny Baltazar? Na te pytania nie jest łatwo odpowiedzieć, ale to, że stawia je nowa polska opera, reinterpretując przy okazji romantyczny topos, jest znaczące.

Opera Krauzego rozpada się na dwie niespójne części. Akt pierwszy to ob­raz świętokradczej uczty Baltazara zło­żony z krótkich, muzycznych sekwen­cji, w których dominującym czynni­kiem jest rytm. Z tego muzycznego patchworku Peryt bezskutecznie pró­buje ułożyć linearną dramaturgiczną ca­łość. Akt drugi to dwie duże, zwarte sceny: monolog Daniela i śmierć Bal­tazara. Tu Krauze sięga do całego arse­nału słodyczy, zarówno melodycznej, jak harmonicznej. Pięknie zainscenizowana śmierć Baltazara, jej elegijny ton, uwzniośla estetycznie to dzieło, jesz­cze bardziej komplikując odpowiedź na stawiane przezeń pytania.

Rozmowa z kompozytorem

Bartosz KamIński: Skąd wziął się pomysł na napisanie opery do tekstu Wyspiańskiego?

ZYGMUNT KRAUZE: Pomysłodawcą był Ryszard Peryt, który regularnie two­rzy spektakle dla WOK. Opracował tekst dramatu "Daniel", uzupełniając go kwe­stiami z innych sztuk Wyspiańskiego. Libretto jest samodzielną literacką kre­acją, opartą jednak w pełni na słowach Wyspiańskiego.

Stworzył więc Pan operę literacką. Uważa się Pan za tradycjonalistę?

- Podział na to, co tradycyjne i nowo­czesne jest mi z gruntu obcy. Współcze­sny kompozytor zawsze wyraża współ­czesność. Moja muzyka nie różni się za­sadniczo, kiedy biorę na warsztat tekst "Gwiazdy" mojego przyjaciela Helmu­ta Kajzara, jak było to w poprzedniej operze, i kiedy komponuję do tekstu Stanisława Wyspiańskiego. Można oczy­wiście wskazać w "Balthazarze" ele­menty, które wiążą go z tradycyjną ope­rową formą: recytatywy, arie, ansamble i chóry. Jednak przesłanie i sens są uni­wersalne, choć historia oparta na bibli­jnej księdze Daniela rozgrywa się 600 lat przed naszą erą w Babilonie. To wła­śnie było dla mnie najważniejsze - ob­raz zniewolenia jednego narodu przez drugi, wyzwalania się z pęt strachu, wciąż tak aktualny temat. Kilkanaście dni temu rozpoczął się nowy rozdział tej historii. Nowy Jork i Stany Zjednoczo­ne dołączają do wielu innych miejsc na świecie, gdzie zbiorowości muszą prze­ciwstawić się terrorowi. "Balthazar" opowiada o sile ducha, która prowadzi do wyzwolenia.

Nie kusiło Pana, by nawiązać do hi­storycznego kontekstu? Starożytny Babilon to przecież fascynujące miej­sce i czas w historii ludzkości.

- Kusiło, ale nie wiemy, jak tamta mu­zyka brzmiała, choć zachowały się pła­skorzeźby przedstawiające ówczesne in­strumenty. Niektóre używane są na Bli­skim Wschodzie do dziś. Myślałem, aby wpleść w muzykę brzmienie podobnych instrumentów. W końcu odstąpiłem od te­go, bo to zburzyłoby spójność mojej dźwiękowej wizji. Chciałem nadać histo­rii Baltazara i proroka Daniela własną ekspresję, bez zakładania maski. W histo­rii opery znajdziemy więcej przykładów, gdy kompozytor w zderzeniu z historycz­nym tematem posługiwał się językiem bez stylizacji, tworzył autonomiczny świat. Choćby Verdi w "Nabucco", operze te­matycznie tak bliskiej "Balthazarowi".

Jak u większości współczesnych kom­pozytorów, Pana język muzyczny ewo­luował. Jaka jest dziś muzyka Zyg­munta Krauzego?

- Najprościej: emocjonalna. Staram się, by poruszała emocje słuchacza tak, jak porusza moje. Nie jest spekulatywna, nie lubi brutalności. Pozostała lirycz­na i melodyjna.

Czy wpłynęła na to Francja, gdzie mieszka Pan od wielu lat?

- Na pewno. Francja zawsze była mi bliska. Trafiłem tam zaraz po studiach, na stypendium w 1968 r. regularnie wra­całem, aż zamieszkałem w Paryżu. Od­powiada mi mentalność Francuzów, ich serdeczność. Właśnie to odcisnęło na mojej muzyce największe piętno. Współpracowałem niejednokrotnie ze wspaniałym reżyserem Jorgem Lavellim, tworząc muzykę do jego przedsta­wień, m.in. w Comedie Francaise. Ta współpraca polegająca na bardzo dłu­gich i wnikliwych dyskusjach całej eki­py twórczej była wspaniałym i bardzo pouczającym doświadczeniem.

A jak pracuje się Panu w Warszaw­skiej Operze Kameralnej?

- To bardzo dobry, profesjonalny ze­spół. Tutejsi soliści i chór, co się rzadko w operach zdarza, są tak wyszkoleni, że zrozumieć można każde słowo. To istot­ne w przypadku "Balthazara", ponieważ wiersz Wyspiańskiego jest niezwykle trafny i mocny. Ta lapidarność, fakt, że każde słowo jest ważne, była dla mnie dużym ułatwieniem, dawały podnietę do pracy. Z radością konstatuję, że tak czy­telnie brzmi ze sceny Warszawskiej Ope­ry Kameralnej.

Czy zdarza się Panu zmieniać coś w operze jeszcze w czasie prób?

- Nawet sporo. To jednak drobne zmia­ny - wydłużenie czy skrócenie jakiegoś fragmentu, dodanie instrumentu. Scena, żywe wykonanie niemal zawsze kory­gują dzieło napisane za biurkiem. Przy­najmniej w moim doświadczeniu. Część zmian proponuje Ryszard Peryt - reży­ser, który świetnie czuje muzykę. Jego sugestie są zawsze bardzo trafne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji