Artykuły

Na scenie gwałt, przemoc, nienawiść, dominacja silniejszego

- W spektaklach zaproszonych na tegoroczną edycję mamy do czynienia z gwałtem w sytuacji intymnej, ale też z wojną, ludobójstwem, polityką. Hasło, jakie nam towarzyszy w tym roku - "Gwałt porządkuje świat" - nie było konceptem, który dyktował wybór przedstawień. Przeciwnie - to ich zestaw je narzucił - mówi Krystyna Meissner, dyrektorka Festiwalu Teatralnego Dialog - Wrocław.

Magda Piekarska: O czym będzie pani tym razem rozmawiała z publicznością? Krystyna Meissner: VII edycja festiwalu to jedna z trudniejszych ze względu na kaliber tematów, jakie będziemy poruszać. Gwałt, przemoc, nienawiść, dominacja silniejszego nad słabszymi, to tylko niektóre z nich. Hasło tegorocznego festiwalu jest kontrowersyjne, ale chciałabym, aby zadziałało jak terapia wstrząsowa. I zmusiło do zadania pytań: gdzie żyjemy, dlaczego godzimy się na rzeczy nieetyczne, dlaczego rozkoszujemy się pozycją widza oglądającego cudze nieszczęścia, zamiast działać.

Chcemy rozmawiać o tym, co ważne, i szukać szans na zmianę. Dlatego na zakończenie organizujemy debatę "O brunatnej Polsce" - zajmiemy się tym, co ostatnio dzieje się na ulicach polskich miast, na stadionach i na uniwersytetach. Przerwany wykład Magdaleny Środy w Warszawie i Zygmunta Baumana we Wrocławiu to przecież przykłady gwałtu polegającego na brutalnym narzuceniu własnej opinii. Chcemy, żeby formuła tego spotkania była jak najbardziej otwarta, zapraszamy wszystkich - dziennikarzy, polityków, artystów, wykładowców i studentów. Będziemy zastanawiać się, na ile takie ekscesy są w tej chwili polską specjalnością, a na ile szerszym zjawiskiem. A jeśli to pierwsze, to dlaczego pojawiają się właśnie u nas. I w jaki sposób ich unikać?

Ma pani odpowiedź na to pytanie?

- Ja mam wciąż wrażenie, że u źródeł tego zjawiska tkwią braki w edukacji, że ci, często młodzi, ludzie nie bardzo wiedzą, w czym biorą udział. Ta ideologia trafia na wyjałowiony intelektualnie grunt i dlatego - z braku innych propozycji - jest tak entuzjastycznie przyjmowana. Trzeba jednak pamiętać, że tak samo niepozornie przygodę z faszyzmem zaczęły Niemcy w latach 30. A potem niepostrzeżenie nadszedł taki moment, kiedy nie można było się od tego odciąć. Dlatego musimy być czujni, zwłaszcza w tym okresie, kiedy to, co istotne i naprawdę niepokojące, w przekazie medialnym koegzystuje z milionami błahych informacji. Musimy mieć wyostrzony słuch, umieć je wyławiać. Po to, żeby zająć wobec nich odpowiednie stanowisko. Dlatego oprócz wybitnych artystów zaprosiliśmy intelektualistów. Jestem przekonana, że spotkania z prof. Philipem Zimbardo, Magdaleną Środą, Kingą Dunin, Kazimierą Szczuką czy Wojciechem Tochmanem nam w tym pomogą.

Ale ta rozmowa z widzem będzie się toczyła nie tylko podczas debat, ale i pokazów spektakli. Jaki tym razem przyjmie ton?

- Zawsze zapraszam spektakle, które mnie w jakiś sposób poruszają. A tym razem, kiedy już miałam taką krótką listę ułożoną w głowie, odkryłam, że wszystkie one dotykają w istocie jednego tematu - gwałtu, tego zadawanego przez jedną osobę drugiej, całej grupie społecznej czy narodowej. Ten gwałt może polegać na narzuceniu własnej opinii, ale może mieć też fizyczny wymiar. W spektaklach zaproszonych na tegoroczną edycję mamy do czynienia z gwałtem w sytuacji intymnej, ale też z wojną, ludobójstwem, polityką. Hasło, jakie nam towarzyszy w tym roku - "Gwałt porządkuje świat" - nie było konceptem, który dyktował wybór przedstawień. Przeciwnie - to ich zestaw je narzucił. I przyznam, że kiedy te słowa ułożyły mi się w głowie, przestraszyłam się ich wymowy. I wciąż obawiam się, czy nie staną się prorocze.

Czyli: nie ma nadziei?

- Ależ jest! Pojawi się ostatniego dnia festiwalu. Pokazujemy wtedy węgierski "Salon Ulissesa" Gabora Gody i mój ostatni spektakl zrealizowany we Wrocławskim Teatrze Współczesnym - "Hopla, żyjemy!". Bohaterem tego pierwszego przedstawienia jest teatr rozumiany jako miejsce prawdziwego, intymnego porozumienia. Twórcy burzą tu kompletnie barierę dzielącą aktorów od widowni. Na scenę wchodzimy przez ich garderoby - widzimy, jak przygotowują się do spektaklu. A potem zajmują się nami czule, sadzają na wygodnych sofach, które ustawione są tak, żeby zbudować przestrzeń dialogu, a nie dystans. Częstują winem, głaszczą. I odgrywają przed nami szereg scen, których tematem jest właśnie próba porozumienia. To taki spełniony sen o teatrze, który staje się tu, na moment, miejscem intymnej rozmowy, ale też debaty służącej poszukiwaniu rozwiązań, które pozwoliłyby nam żyć lepiej, pełniej. W tych mikroscenkach widzimy, jak niewiele czasem brakuje, żeby do takiego porozumienia doszło, że czasem nasze próby ponoszą fiasko przez czysty przypadek, że mijamy się zaledwie o ułamek sekundy. Z kolei "Hopla" pozwala wierzyć, że nawet w starości możemy odnaleźć smak i nadzieję. Ten ostatni dzień nie ma oficjalnego hasła, ale w liście, który będziemy rozdawać widzom, piszę do nich, że "miłość burzy porządek". Ten porządek, który próbuje ustanowić gwałt.

Wyjątkowym punktem tegorocznego programu będzie pokaz "Oczyszczonych" Krzysztofa Warlikowskiego - w 12 lat po premierze i po kilkuletniej przerwie. Łatwo było doprowadzić do powrotu tego przedstawienia?

- Nie było łatwo i bardzo się wahałam przed tą decyzją, ale mam wrażenie, że ten spektakl nie został dotąd do końca "wygrany", zwłaszcza tu, we Wrocławiu. Jako koprodukcja trzech teatrów - wrocławskiego, poznańskiego i warszawskiego - był bardzo trudny w eksploatacji. A jednocześnie odegrał tak istotną rolę w najnowszej historii teatru, nie tylko polskiego, że nie mogłam sobie odmówić podjęcia tego ryzyka. Udało mi się namówić do współpracy Grzegorza Jarzynę, żeby przejął przedstawienie - odnowił dekoracje, i wszystko wskazuje na to, że żywot "Oczyszczonych" wcale nie zakończy się na festiwalowym pokazie.

Obsada się nie zmieni?

- Zupełnie nie. Pojawią się ci sami aktorzy, tyle że o dwanaście lat starsi.

Łatwo ich było namówić do tego powrotu?

- Łatwo nie było - wszyscy mieli obawy. Ale od razu też myśl o powrocie do "Oczyszczonych" wydała im się ekscytująca. Małgosia Hajewska-Krzysztofik w momencie premiery była młodą dziewczyną. Kiedy usłyszała o naszym pomyśle, krzyknęła: "Jezus Maria! Do jakiego momentu ja mogę się rozbierać?". "Do końca, jeśli tylko ma to sens" - odpowiedziałam. Myśl o tym powrocie jest ekscytująca także dla mnie - jestem szalenie ciekawa, jak dojrzeje ten spektakl. Publiczność też - bilety na "Oczyszczonych" zniknęły jako pierwsze.

Zobaczymy także inną wersję "Oczyszczonych" - trzy tekst Sary Kane, wyreżyserował Johan Simons.

- Jego obecność na festiwalu wiąże się z nowym pomysłem, który zostanie zrealizowany na Dialogu po raz pierwszy - specjalne miejsce chcemy poświęcić twórcom teatralnym o istotnej randze. W tym roku jest ich dwóch - to Krzysztof Warlikowski i Johan Simons. Każdy z nich prezentuje dwa spektakle, obaj spotykają się w jednym punkcie, przy "Oczyszczonych" właśnie. Spotykają się i zderzają zarazem, bo te dwie wersje tekstu Kane pokazują dwa odmienne podejścia do teatru. Podejście Warlikowskiego jest romantyczne - przesłanie, jakie płynie z jego spektaklu, pozwala nam myśleć, że miłość jest prawem każdego z nas, niezależnym od orientacji i upodobań. Simons stawia światu ostrzejszą diagnozę - słowa Kane zostały tu osadzone w sytuacji piaskownicy, w której odbywa się okrutna zabawa, sterowana przez bohaterkę, dziewczynkę, która lubi manipulować, dominować, bezwzględnie podporządkowywać sobie innych.

Czy teatr może zmienić świat, zburzyć porządek ustanowiony przez gwałt?

- I tak, i nie. Nie przez rewolucję, na to nie ma wystarczającej siły. Tak - bo może narzucić obowiązek myślenia, twórczej refleksji, głębszego odczuwania. Może zmienić nasze podejście do świata, pogłębić wrażliwość. I powiem, że jeśli teatr ma taką moc, to jest już bardzo dużo. Samo już przeciwstawienie płytkiej, tandetnej rozrywce, z jaką mamy do czynienia na co dzień, która w żaden sposób nie nobilituje człowieka - jest już istotną wartością. Ale jego siła jest, niestety, zbyt nikła.

Czego oczekuje pani od tej edycji Dialogu?

- Każda edycja to nowe wyzwanie. Największym jest rozszerzenie zasięgu. Chciałabym sprawić, żeby wszyscy nabrali apetytu na festiwalowe spektakle, żeby nasza publiczność nie ograniczała się do profesjonalistów i młodzieży. Stąd pomysł debaty, która odwołuje się do tematów bolesnych dla nas wszystkich, bez względu na wiek i profesję, bo jedynym kryterium jest tu przecież wrażliwość. A nasze spektakle warto oglądać - bo stać nas wszystkich na większą mądrość i wrażliwość. I nie powinniśmy dać się złapać w pułapce tandety, która otacza nas zewsząd.

***

Krystyna Meissner, reżyserka teatralna, kierowała teatrami Lubuskim w Zielonej Górze, Starym w Krakowie i Wrocławskim Teatrem Współczesnym. Twórczyni i organizatorka międzynarodowych festiwali teatralnych - Kontakt w Toruniu, a od 2001 roku - Dialog - Wrocław.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji