Artykuły

Naprawdę strasznie

"Koralina" w Koralina reż. Karoliny Maciejaszek w Teatrze Pinokio w Łodzi. Pisze Karol Suszczyński w serwisie Teatr dla Was.

Horror w teatrze lalek, brzmi obiecująco, zwłaszcza gdy ma się w pamięci spektakle i pokazy wybitnego australijskiego lalkarza, Nevillea Trantera. Jeśli do pokazania takiej stylistyki wykorzysta się jednak licznie nagradzany, wielokrotnie inscenizowany i mający kapitalną (za sprawą Henryego Selicka - twórcy m.in. "Miasteczka Halloween") ekranizację tekst Neila Gaimana pt.: "Koralina", to efekt powinien wywoływać natychmiast gęsią skórkę Niestety w łódzkiej inscenizacji ten hurra optymizm pryska jak bańka mydlana i trzeba dopiero drugiej części spektaklu, żeby doczekać się spodziewanych efektów.

Wina leży po stronie nieudanej adaptacji, której autorką jest reżyserka przedstawienia, Karolina Maciejaszek. Próbując nazbyt starannie przedstawić wszystkie (drobne w książce) sytuacje, opisy i zdarzenia, które doprowadzają do głównego wątku opowieści, wpadła w sidła własnej pracy. Doprowadziło to, do nic nie wnoszących dłużyzn, pogubionych puent i przegadanych scen bez pomysłu. W efekcie to, co w książce zajmuje 3 strony, w spektaklu trwa ponad 30 minut. Ale gdy już się przetrwa ten nieznośny początek, to ze sceny wieje grozą (tą właściwą dla horroru), a spektakl nabiera fantastycznego tempa.

Jego motorem napędowym są jednak postaci drugoplanowe, zwłaszcza grane przez Annę Sztuder-Mieszek i Ewę Wróblewska panny Spink i Forcible - podstarzałe, niespełnione aktorki, których zachowania i dialogi bawią do łez, a kabaretowy występ z trupim striptizem w tle, wywołuje niemal owacje na stojąco. Obok nich świetną, budzącą wśród publiczności przemiennie zachwyt i grozę, rolę zwariowanego cyrkowca Bobo (specjalizującego się w tresurze niewidzialnych myszy) stworzył Pavel Kryksunou. Sceny z jego udziałem, zwłaszcza te w stylistyce horroru, są prawdziwie przerażające i niezwykle efektowne.

Tytułowa postać Koraliny, grana przez Hannę Matusiak, która jest na scenie nieprzerwanie przez cały spektakl, zupełnie niepotrzebnie wzorowana jest na filmowej bohaterce, przez co traci urok. Wielka szkoda. Narzucona stylistyka przerysowanych ruchów, bogatych gestów, częstych zmian emocji, którym towarzyszy silna nadekspresja, świetnie sprawdzają się w filmie rysunkowym. W teatrze to jednak trochę męczy, zwłaszcza, gdy młodej aktorce zaczyna brakować siły i pomysłów, przez co zaczyna się powtarzać. Dzieci tego jednak nie zauważą i postać Koraliny z pewnością najbardziej zapadnie im w pamięci.

Najmłodsza widownia z łatwością także odszuka nawiązania do znanych utworów literackich, zwłaszcza do "Alicji w krainie czarów", może nawet do "Czarnoksiężnika z krainy Oz". "Koralina" jest bowiem współczesną wersją opowieści o dziewczynce, która w tajemniczy sposób przenosi się do innego świata i by powrócić zwycięsko do domu, musi przede wszystkim pokonać swój lęk. To najsilniejsza wartość spektaklu. Pokazuje bowiem dzieciom, jak ważna jest siła charakteru, jak nie poddawać się w najtrudniejszych sytuacjach, a także jak czasem skomplikowane sprawy wymagają najprostszych rozwiązań. Szkoda tylko, że w łódzkiej inscenizacji niezbyt wyraźnie wytłumaczono, z jakiego powodu bohaterka rozpoczyna swoją podróż i dlaczego bez problemu wędruje raz w jedną, to w drugą stronę pomiędzy światem rzeczywistym a światem fantastycznym. Przez to pozostaje bez odpowiedzi pytanie, czy drugi świat Koralina stworzyła sama, z nudów, czy jest rzeczywistym światem równoległym.

W spektaklu niezwykle cieszy oko narzucona przez sam tekst konwencja innego świata, która swą stylistyką przypomina znane wszystkim produkcje Tima Burtona czy wymienionego wcześniej Henryego Selicka. Jest to świat żywych trupów, przerażających potworów i zaginionych dusz - doskonale dzieciom znany z coraz popularniejszego (za sprawą machiny komercyjnej) święta Halloween. Szczęśliwie w spektaklu nie ma typowego dla niego kiczu. To zasługa współpracy reżyserki ze scenografką, Anną Chadaj. Tu należy dodać, że cały spektakl dzieje się wokół stojącej na środku sceny, obrotowej scenografii, do której tylko od czasu do czasu dokładane są dodatkowe elementy, w stylu starej sofy czy cyrkowego wózka. Spektakl zyskuje dzięki temu na hermetyczności i zwięzłości, a mnogość scen ma szybkie i sensowne rozwiązania - podróż pomiędzy światem rzeczywistym a fantastycznym odbywa się w ułamku sekundy. Reżyserka w spektaklu połączyła także żywy plan z lalkami i maskami, przez co ujednoliciła każdy ze światów w swej odrębnej formie, nie pozostawiając wątpliwości, gdzie w danej scenie znajduje się bohaterka. Pozwoliło to, zwłaszcza w scenach lalkowych, urozmaicić spektakl o kapitalne pomysły inscenizacyjne.

Dyskusyjne jest tylko wprowadzenie do przedstawienia piosenek, a raczej ich nierówne wykorzystanie. Początkowo ma się bowiem wrażenie, że spektakl przeplatany jest utworami śpiewanymi, te jednak później znikają i zostaje tylko jedna przewodnia piosenka.

Nie ma się jednak co zrażać, a tym bardziej bać, bo podróż Koraliny, pomimo scen naprawdę budzących strach, najczęściej powoduje radość i zainteresowanie - zarówno u małych, jak i u tych trochę starszych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji