Iwona Bielska jako królowa Elżbieta
Na zakończonym w niedzielę w Kaliszu festiwalu sztuki aktorskiej jedną z głównych nagród otrzymała Iwona Bielska, aktorka z Krakowa, za rolę Elżbiety I w sztuce Esther Vilar "Królowa i Szekspir", opowiadającej o ostatnim dniu życia królowej Anglii. Bielska w roli siedemdziesięcioletniej, umierającej Elżbiety odważyła się zagrać starość, chorobę i śmierć. Zanim ubiorą ją w szaty, królowa Anglii wygląda jak manekin, bez peruki, z kępkami rzadkich włosów na łysej czaszce. Co chwila zanosi się od astmatycznego kaszlu, od którego puchną uszy. Kiedy jednak pokaże się w pełnym przepychu stroju, z berłem i diademem, z truchła rodzi się władczyni, która do końca nie poddaje się śmierci.
Bielska gra kogoś, kto czepia się życia ostatkiem sił, najpotężniejszą władczynię Europy, która nie potrafi samodzielnie wstać z tronu. Kiedy wreszcie wstanie, porusza się jak na szczudłach, sztywno i niepewnie, zawinięta w kokon swojej królewskiej sukni, wyprostowana jakby połknęła kij. Ale w jej oczach, w złośliwych docinkach, w głośnym śmiechu tli się jeszcze siła, która wywołuje podziw i strach świadków tej sceny.
Rola Bielskiej ma bowiem jeszcze jeden poziom: Elżbieta gra spektakl umierania przed Williamem Szekspirem, sprowadzonym, by opisał ostatnie chwile królowej. Majestat i siła są jedynie aktorską grą, w rzeczywistości królowa jest starą i słabą kobietą, która boi się śmierci.
Oczywiście Esther Vilar to nie Szekspir, nie ma tu powikłanej psychologii ani filozofii, ale rola Bielskiej podnosi dramat o kilka pięter. Kiedy na łożu śmierci odmawia słabnącym głosem swoje przewrotne wyznanie wiary w piękno życia, mądrość natury i nieśmiertelność dzieł Szekspira, wydaje się, że to umiera nie Elżbieta, ale Hamlet, Król Lear i Otello razem wzięci.
To pierwszy znany mi przypadek szekspirowskiej roli w sztuce, której nie napisał William Szekspir.