Artykuły

Wspomnienie: Maria Fołtyn

Minęło już dziewięć miesięcy, jak odeszłaś, a ja stale nie mogę się z tym pogodzić, Mario. Kiedy Cię poznałem, był to mój najszczęśliwszy dzień w życiu. A była to wiosna 1940 roku w Radomiu. Wracając do domu, usłyszałem niezwykły śpiew dochodzący z sąsiedniego mieszkania. Zafascynowany tym głosem postanowiłem poznać śpiewającą osobę. Kiedy drzwi się otworzyły, ujrzałem młodą śliczną dziewczynę z czarnymi warkoczami i płonącymi czarnymi oczami, które zrobiły na mnie, 15-latku, kolosalne wrażenie.

Tak - to byłaś Ty, MARIO... Zaprzyjaźniliśmy się. Ta nasza przyjaźń trwała do ostatnich chwil Twojego życia.

Dziś, kiedy już Cię nie ma, przywołuję z pamięci czas okupacji niemieckiej, kiedy to spotykaliśmy się w domach naszych przyjaciół. Rodziców pp. Jakubców i pp. Jakaczyńskich - na tajnych kompletach i koncertach domowych z Twoim udziałem, Mario.

W roku 1945 wyjechałaś do Bytomia na dalsze kształcenie głosu do prof. Adama Didura, a ja na studia reżyserskie do Łodzi.

Gdziekolwiek przebywaliśmy, byliśmy w stałym kontakcie. Z nieprawdopodobnym entuzjazmem organizowałem Twój pierwszy recital wokalny w Radomiu w roku 1949. Sekundowałem zawsze Twojej karierze, organizując wiele recitali na terenie całej Polski.

W Gdańsku, gdzie pracowałem jako asystent reżysera w Studiu Operowym, późniejszej Operze Bałtyckiej, z radością witałem Twoje gościnne występy już jako primadonny Opery Warszawskiej. To były pamiętne przedstawienia "Halki", "Toski" i "Strasznego dworu".

Od ponad 40 lat, już w Warszawie, widywaliśmy się codziennie. Uczestniczyłem wraz z Twoją Mamą Palinką w Twoich radościach i smutkach. Byliśmy sobie bliscy. Wspominam Twój debiut reżyserski i sukces w Hawanie. Zaczął się nieszczególnie. Z relacji świadka wiem, że kiedy wylądowałaś na lotnisku, nikt Cię nie przywitał. Czekając na pracownika ambasady, nie namyślając się długo, urządziłaś na lotnisku koncert hiszpańskich pieśni zakończony ogromnym aplauzem słuchaczy. To byłaś cała Ty, Mario. Przebojowa i spontaniczna. Wprawiłaś w zdumienie spóźnionego urzędnika ambasady, który to obserwował. Od tamtego momentu ambasada w Hawanie stała dla Ciebie otworem.

Nazywałaś mnie zawsze swoim bratem, a ja Ciebie siostrą.

Żegnam Cię, Marysiu - ukochana Siostro moja.

Do zobaczenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji