Artykuły

Odpowiedź na listy

Ponieważ korespondencja do mnie na e-teatrze zawiera już dwa listy otwarte, zostałam też zaczepiona w kilku artykułach, więc jeśli można, odpowiem na wszystkie za jednym razem - pisze Joanna Szczepkowska.

Pierwszą odpowiedź posyłam, oczywiście, do Pani Elżbiety Baniewicz

Pani Elżbieto!

Serdecznie dziękuję za Pani otwarty list, za wyrazy solidarności i otuchy. To naprawdę potrzebne. Jednak w swoim liście dotknęła Pani tematu, który od dawna za mną chodzi. To porównanie teatru "dawnego" z dzisiejszym. Pisze Pani: "Była Pani w teatrach prowadzonych przez Erwina Axera, Kazimierza Dejmka i Zygmunta Hübnera." Odkąd weszłam w polemikę z tym, co teraz się dzieje w polskim teatrze jestem przez oponentów postrzegana, jako osoba, która " nic nie rozumie", bo wychowała się na starym typie teatru i nie może się pogodzić z tym, że jej mistrzowie odeszli w niepamięć. To może nareszcie powiem, co naprawdę myślę o starym teatrze. Otóż myślę, że gatunkowo był znacznie lepszy od dzisiejszego. Wszystko, od dekoracji po buty aktorów było robione na miarę dzieł sztuki, choć nie zawsze udanych. Po prostu był na to czas i pieniądze, więc teatr miał więcej szans, żeby zaczarować widza. Aktorzy mieli wspaniałe głosy, dykcję i fizyczne siły na to, żeby uciągnąć długą frazę. Dzisiaj niejeden widz mówi wyraźniej od aktorów. To prawda. Z jednym tylko nie mogę się zgodzić: teatr dawny wcale nie był bardziej etyczny. Twierdzę stanowczo, ze dzisiejsi aktorzy, zwłaszcza młodzi traktują spektakl znacznie poważniej niż pomnikowe wielkości. Kiedy byłam studentką poszłam zobaczyć w teatrze mojego profesora. Wszedł na scenę, a kiedy mnie zobaczył po prostu ukłonił się nisko, prywatnie, o tak dla śmiechu. Czesław Wołłejko na scenie z wprawą zdejmował młodym aktorkom staniki a wielki Stefan Jaracz grywał tak pijany, ze Eichlerówna mówiła za niego tekst, co on kwitował wzruszeniem mówiąc do publiczności: " jak ona mi pomaga" Nie myślę, ze dzisiaj podskórne życie sceniczne jest pozbawione wzajemnych żartów. Z całą stanowczością twierdzę jednak, że kiedyś często dominowały nad spektaklami, a czasem były jedynym celem, dla którego aktorom chciało się iść do pracy. Fajne to było, wiele anegdot jest z tego, ale kiedy dziś opowiada się je młodemu pokoleniu, to jakoś mało się śmieją a raczej patrzą z niedowierzaniem. Bo dawniej praca była pewna a dziś można ją z stracić jak się nie wykona dobrze roboty. Rzadko chodzę na premiery, bywam na codziennych spektaklach i gram codzienne spektakle. Jakościowo jesteśmy na minus, etycznie natomiast moim zdaniem nie ma porównania na korzyść dzisiejszego teatru. Sprawa druga. Ponieważ sprawiła mi Pani wielką przyjemność, więc tym bardziej jestem zobowiązana przestrzec Panią przed wypowiadaniem takich słów, jak te poniżej: "Znam wielu [gejów], z niektórymi się przyjaźnię od dziecka, kilku uwielbiam za wrażliwość, intelekt i inne cechy charakteru[...]. Znam dwie gejowskie pary tak wspaniałe, że"_ na litość Boską, Pani Elżbieto! Cokolwiek napisze Pani dobrego o gejach świadczy o tym, że już jest pani bliska homofobii! Ja zostałam o tym pouczona poprzez wywiad w Opolskiej Gazecie Wyborczej, jakiego udzieliła Pani profesor Pogorzelska. Pomijam, ze według pani profesor "zjudaizowałam geja" i cokolwiek by to znaczyło, brzmi groźnie. O geju zjudaizowanym mam zamiar zresztą napisać obszerniej i przy innej okazji. Rzecz w tym, że w zapalnym tekście " Homo dzieciństwo" napisałam o swoim sielskim dzieciństwie w otoczeniu homoseksualistów nie wiedząc, że to jest jawny dowód mojej fobii. Tu cytat z pani prof. Pogorzelskiej: -" I to też jest znów bardzo charakterystyczne. Antysemita też nigdy nie powie, że jest antysemitą. Powie, że przeciwko Żydom nic nie ma, że ma znajomych wśród żydowskiej społeczności, ale powie też, że nie chce, by Żydzi się wtrącali i spiskowali." Tak więc pani Elżbieto, jeśli nie chce być Pani posądzona o homofobię, to po prostu nic dobrego o gejach nie należy mówić. O gejach. " sza".

***

Do Pana Andrzeja Urbańskiego:

Dziękuję Panu za list otwarty i tak serdeczny. Pisze Pan w nim:

"A tym ujadającym złamanym fiutom, nie-ważne, jakiej orientacji służą, należy powiedzieć krótko: paszoł won do budy! Gdzie ich miejsce."

Ja bym tak chętnie zrobiła tylko, że to są psy gryzące. Wychodząc z przenośni: manipulacja, czyli montowanie moich wypowiedzi to było dla mnie tylko gorzkie zaskoczenie. Gorzej, że spotkałam się z kłamstwami, z przypisywaniem mi słów, których nigdy nie powiedziałam a robiono to z takim cynizmem, jaki pamiętam tylko z czasów komuny. I jeśli zapowiedziałam walkę poprzez sąd, to nie tylko z osobistych pobudek. Odwołam się do najbardziej wyśmiewanego i uznanego za naiwne powiedzenia, jakie powtarzaliśmy na ekranach telewizorów po osiemdziesiątym dziewiątym roku: "Jesteśmy wreszcie we własnym domu". Otóż wzięłam sobie te słowa do serca. Dlatego jeśli widzę, że w moim domu zalęga się grzyb, to moim obowiązkiem jest zwrócić na niego uwagę. Ponieważ wiele osób o to pyta, więc dodam tylko, że czekam na ocenę poprawek do pozwu, jaki złożyłam przeciwko TVN, bo Sąd mi takie poprawki zalecił. Tekst pozwu pisałam sama, bez pomocy adwokata. Myślę po prostu, że nie o walkę na paragrafy tu chodzi a o to, żeby zdanie po zdaniu, kłamstwo po kłamstwie pokazać publicznie skalę manipulacji. Wiele osób mi mówi: przecież nie wygrasz z nimi. Jeśli nie wygram to przynajmniej publicznie będzie jasne, co i jak można w Polsce ominąć, żeby kłamstwo uszło na sucho. Jeszcze raz serdecznie dziękuję Panu za miłe słowa dotyczące mojego życia artystycznego, a propozycje męskiego ramienia przyjmuje z chęcią i trzymam za słowo.

Teraz kilka słów do pana Piotra Zaremby W związku z artykułem "Dwie aktorki: studium zagubienia"

Pisze Pan: "Szczepkowska w "Rzeczpospolitej" narzekała, że jest ofiarą linczu.[] Dla Szczepkowskiej aktor Poniedziałek to prześladowca." Wielkich słów Pan używa. Nie znam tej Szczepkowskiej, która narzeka na lincz ani tej, dla której aktor Poniedziałek to prześladowca. Gdybym jednak miała wybierać między blokadą moich artystycznych inicjatyw a linczem to wolę lincz. Poniedziałek nie ma powodu nikogo prześladować, bo cokolwiek zrobi będzie uznane za znaczące. Ja się tylko zastanawiam czy naprawdę trzeba wszystko podkręcić i przekłamać, żeby się wdać w polemikę z moimi słowami? A może lepiej się w nią nie wdawać jak słów brakuje albo adresaci zbyt toporni na mniej jednoznaczne określenia? Za komplementy dziękuję, ale czy mają wagę?

***

Kilka słów do Nowej Siły Krytycznej i Michała Centkowskiego autora tekstu "4 czerwca NON FICTION" - recenzji spektaklu w Wałbrzychu. Piszę to w związku z pierwszym zdaniem tekstu, które mam prawo odnieść do siebie. To zdanie brzmi: "Proszę Państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm I cóż z tego?" Centkowski pisze: "Czy bohaterowie tamtych wydarzeń i przemian w istocie przypominali Gary 'go Coopera - szlachetnego szeryfa, rozprawiającego się z bandytami w samo południe, samotnie, przy bierności mieszkańców miasteczka? A może po prostu scenariusz dla owych zwyczajnych mieszkańców szarej rzeczywistości w tej rozgrywce nie zakładał zbyt wielkiej roli?

Nie do końca rozumiem, o co chodzi, ale wyczuwam jakąś wyższościowość, niesmak w stosunku do "bohaterskiego kiczu" Solidarności. Nowa Siło. Nikt z "bohaterów" Wam nie odpowie, bo boją się Was bardziej niż komuny i więzień. Ja spróbuję. Ta osoba, która poszła do studio powiedzieć, że skończył się komunizm nie zrobiła tego po to, żeby pokazać kowbojski j uśmiech. Poszła tylko poczuć się jak wolny człowiek. Jak wiele innych kobiet, narażała siebie i wolność swoich dzieci organizując w mieszkaniu składy bibuły i zebrania podziemia. Żadnych wielkich ról w tym nie było. Jak wiele innych matek, niosąc w plecaku podziemną prasę szłam na miękkich nogach myśląc, co będzie z dziećmi, jeśli mnie złapią. Poszłam powiedzieć " proszę państwa czwartego czerwca skończył się w Polsce komunizm", żeby samą siebie przekonać, ze mogę się już wyzwolić z tego strachu. A robiliśmy to wszystko po to, żebyście mogli teraz wybrzydzać i oceniać naszą " bohaterszczyznę". A Wam co doskwiera? Jaki " marny świat" poczwartoczerwcowy pokazujecie? Co Was nuży, męczy w tym górnolotnie wywalczonym świecie? Czytam: "Pierwszy joint, rozwód rodziców, pierwsza konsola do gier, z której ktoś nauczył się angielskiego, przeterminowana prezerwatywa, wycieczka syna do Disneylandu, zebrania opozycji w teatrze, nowe adidasy, epizod w zagranicznym filmie z przyszłym zdobywcą Oscara z rolę w "Pulp Fiction".

Czwartego czerwca myśmy dobili do brzegu przełamując fale a Wy płaczecie, ze brzydkie na lądzie zabawki? Że prezerwatywa Wam pękła? Że, po co było tak się nadymać na wolność skoro syn wsiąkł w kicz Disneylandu? To go tam nie posyłajcie. Produkujcie inne piękno. Produkujcie piękno konkurencyjne do Disneylandu jak macie do dyspozycji teatralną salę. Tak myślę i pozdrawiam.

***

I jeszcze kilka słów do Wojciecha Tochmana w związku z jego artykułem W Dużym Formacie pod tytułem " Oops!"

Panie Wojciechu! Pan?!! Pan używa jednego z najbanalniejszych tricków felietonowych, jakim jest konwencja " miałem sen"? To wstyd po prostu. "Sen" zwalnia z odpowiedzialności za słowa i obrazy, dlatego używają go tylko felietoniści, którzy nie są pewni swojego zdania. I piszę to, jako Pana wielbicielka. Ponieważ jednak Pana felietonowy sen dotyczył mnie, więc odpisuję. Śniłam się Panu tak: "...Zatrudniona w Teatrze Studio Joanna Szczepkowska szaleje z podniecenia i (podjudza i zachęca do zniszczeń) wołając: "Tutaj, panowie, tutaj jest lobby! " Panie Wojciechu. Mimo utraty weny Pan cały czas dobrze zna znaczenie słów. I dobrze Pan wie, że nie obraża mnie obraz " szalejącej z podniecenia, i podjudzającej do zniszczeń" tylko zwykłe z pozoru słowa "zatrudniona w Teatrze Studio". Dobrze Pan wie, że zatrudniony w teatrze jest pion administracyjny a artysta jest "zaangażowany". Odczuwam znaczenie słów i doskonale rozumiem aluzję, bo nie jest pan pierwszy, który mi sugeruje, że w Studio " dają mi etat", mimo, że towarzystwo Genderowe a ja przecież jestem homofobką. Otóż życzę jak najlepiej tej scenie, nawet jeśli będzie bardzo ideologizująca, bo rzadko się widzi tak oczywiste zmartwychwstanie. Kiedy się tu angażowałam nie byłam jeszcze homofobką i nie wiedziałam, że nastąpi taka konfrontacja. Zaangażowałam się na dwa lata, jest mi lżej żyć z etatem, ale nie wytrzymam więcej wyzłośliwiania się takich jak Pan i oczywiście już od przyszłego sezonu nie będzie mnie ten teatr utrzymywał. I jeszcze na koniec: Teatr Studio zorganizował akcję "Uczymy się teatru". Jak widać na plakacie, do uczenia teatru został zaproszony między innymi właśnie Pan, Maciej Nowak i Kazimiera Szczuka. Mnie natomiast, chociaż jestem zatrudniona, teatr umiem, gadać umiem, młodzież rozumiem to jednak na tym plakacie nie ma i uczyć teatru nie będę. Będzie natomiast go uczył reportażysta i feministka. Z tego powodu zaczęłam szaleć z podniecenia, zawiści i zdziwienia i choć nie nawołuję do zniszczeń to jednak pana sen był proroczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji