Świat pragnie ułudy
W przedstawieniu Julii Wernio Paweł Dobrzycki zabudował przestrzeń prawie zgodnie z życzeniami Ibsena. W części mieszkalnej poddasza, wśród starych mebli i aparatury fotograficznej toczy się życie rodzinne. Ale tylna ściana pokoju, oklejona przez Dobrzyckiego fototapetą z wielkimi zmiennymi, kolorowymi pejzażami leśno-górskimi, wyraźnie dzieli scenę na dwa światy. Gdy rozsuwa się, odsłania głębię tajemniczego strychu, powiększoną sztuczkami techniczno-świetlnymi, stwarzającymi iluzję ogromnej przestrzeni.
Redzina i lokatorzy Ekdalów żyją na strychu i strychem. Konsekwentnie wraz ze zmianą proporcji w podziale przestrzeni przesuwa się interpretacja postaci w kierunku anormalności czy też degradacji sfery racjonalnych działań. Oto dzika kaczka z kosza przeniosła się do starego dziecinnego wózka nakrytego klatką, którym wjeżdża na mieszkalną część sceny. Zaadoptowała się do nowych warunków życia - świetnie gra swoją rolę. Ta kaczka wyprowadzona na spacer nie zauważyłaby ani wody, ani nieba. Złamany życiem, stary Ekdal, dobrotliwy, całkowicie oderwany od rzeczywistości, w świetnym wykonaniu Andrzeja Kruczyńskiego, jest radosny jak niewinne dziecię. Z równie dziecinną beztroską Hjalmar ucieka na strych od obowiązków prawdziwej i urojonej pracy nad wynalazkiem. Męskie słabości i zabawy z uśmiechem pobłażliwości znosi Gina Urszuli Popiel, która dba o atmosferę rodzinnego szczęścia. Zburzy ją Gregers. Prawda o bohaterach jest bezpośrednią przyczyną tragedii, zabija Jadwinię - finał potwierdza więc słuszność ocen Rellinga i zasady miłosiernego kłamstwa. Ale jest tylko pozornym zwycięstwem jego filozofii życiowej. Krakowskie przedstawienie ukazuje świat w krzywym zwierciadle - bohaterów śmiesznych i żałosnych, ale nie drwi z postulatów ideowych ani naiwności Gregersa.
W "Dzikiej kaczce" głównym bohaterem taniego frazesu jest Hjalmar. Ibsen dekonspiruje go i kompromituje od pierwszych scen, ale ta rola daje aktorowi szansę obrony postaci. Leszek Zdybał nie oszczędza go. Jego Hjalmar jest niesympatycznym, bufonowatym egoistą i prymitywnym mitomanem. Ale wszyscy podtrzymują jego mity, Gregers wierzy w niego wbrew racjom zdrowego rozsądku i ostrym ocenom Rellinga. Czy Gregers działa w imię bezinteresownej miłości prawdy? Franciszek Muła stara się bronić jego szlachetnych intencji i wiary szczerym zaangażowaniem w los rodziny, czułością wobec Jadwini. Gregers widzi źródło wszelkiego zła w zakłamaniu społeczeństwa. Ale, podobnie jak wszyscy domownicy Ekdalów, "żyje na strychu". Nawet Relling wpadł w sidła własnej filozofii złudzeń. Jako lekarz dusz leczy objawowo, likwidując skutki, a nie przyczyny choroby. W koszt działań ubocznych jego kuracji wliczyć trzeba rozwój schorzenia, pogłębiającą się "emigrację wewnętrzną" pacjentów, nieumiejętność racjonalnej oceny zjawisk. W przedstawieniu wiele znaczy pomysł rozegrania I -go aktu poza przestrzenią sceny, w foyer. Pięknie odrestaurowane wnętrze służy świetnie za scenerię domu Werlego, XIX-wiecznego dorobkiewicza. Ale przyjęta konwencja gry odsyła bardziej do współczesnych doświadczeń widza niż do historyczno-realistycznych tradycji. Szacowni goście, szambelanowie - tu play-boye w modnych jedwabnych koszulach, biegając po teatrze bawią się w ciuciubabkę z roześmianą Panią Sorby. Ta zabawa, w innym planie znaczeń, rozwija się na scenie przez dalszą część spektaklu i prowadzi do tragicznego finału. Strych, który w poprzednich odsłonach ucieleśniał marzenia bohaterów, teraz, w obliczu śmierci, stał się zwykłą, okropną graciarnią. Świat stracił urok marzeń - została szara rzeczywistość maleńkiego mieszkania na poddaszu.