Artykuły

Ziemia obiecana

Wrzesień dobiega końca. Jak w całej Polsce, również w Łodzi rozpoczął się nowy sezon teatralny. Na wspólnej konferencji prasowej w Teatrze Nowym dyrektorzy łódzkich teatrów zdradzają plany repertuarowe, chwalą się nadchodzącymi premierami, ale na fotografii prasowej miny mają smętne. Może, dlatego, że tak naprawdę z łódzką kulturą dobrze nie jest - pisze do e-teatru Ireneusz Janiszewski.

Tymczasem żadna poważniejsza ogólna refleksja na temat tego, w jakim kierunku zmierza kultura w Łodzi w zasadzie od dawna się nie pojawiła. Nikt nawet nie próbuje krytycznie podsumować sytuacji w łódzkiej przestrzeni kulturalnej.

W Łodzi o kulturze pisze się dobrze albo wcale. Jeśli już ktoś odważy się na światło dzienne wynieść niewygodne fakty, to są one szybko zamiatane pod dywan i znów zapada błoga cisza. Niestety, o łódzkiej kulturze na ogół też milczy się w ogólnopolskich mediach po prostu dlatego, że niewiele ważnych wydarzeń ma miejsce w "ziemi obiecanej".

A przecież w Łodzi w ostatnim okresie mają miejsce zdarzenia dość kuriozalne.

Przede wszystkim Łódź jest jednym z niewielu miast, których władze, będąc organizatorem dla kilku teatrów, w żadnym nie zdecydowało się na zmianę dyrekcji w drodze konkursu, więcej - na zmianę dyrekcji w ogóle.

Czyżby władze Łodzi były zadowolone z pomysłów na prowadzenie Teatru Nowego? Pomijam już kuriozalny pomysł na promowanie się teatru za pomocą browarnictwa - piwko, szczególnie w Łodzi, nie powinno być znakiem firmowym instytucji kultury. Nie chcę nawet zastanawiać się, w jaki sposób wzbogacił się Teatr Nowy o nowego zastępcę dyrektora, którym został człowiek nieposiadający adekwatnego doświadczenia zawodowego. O tym zresztą pisał Michał Centkowski w felietonie "Procenty dyrektora Jaskuły". Interesuje mnie natomiast to, co dzieje się przede wszystkim pod względem artystycznym - powstają nowe spektakle, często robione, z mniejszym lub większym powodzeniem, przez twórców młodszego pokolenia, ale w repertuarze teatru dominują farsy i komedie, często mające swoje premiery jeszcze za poprzednich dyrekcji. Czyżby Teatr Nowy miał aż tak złe mniemanie o łódzkiej publiczności, że serwuje im wciąż te same atrakcje o nie najwyższych ambicjach artystycznych?

Teatr Nowy, który od niedawna nosi imię Kazimierza Dejmka w chwili obecnej konkuruje repertuarowo z Teatrem Powszechnym. Nie liczę bowiem tych kilku ambitnych propozycji w miesiącu, idzie raczej o ogólny profil repertuarowy. A w tym przeważają komedie, farsy i bajki. Nie sztuka zrobić premierę i jej nie grać. Misja takiego teatru jak Nowy powinna polegać na podnoszeniu kompetencji kulturowych, na podejmowaniu ryzyka artystycznego.

I nie można wszystkiego tłumaczyć brakiem środków finansowych oraz czy tym bardziej brakiem zainteresowania publiczności bardziej wymagającymi propozycjami artystycznymi. A przypominam, że Zdzisław Jaskuła wedle swoich własnych deklaracji składanych po konkursie miał realizować "testament Dejmka" i sam podkreślał w wywiadach, że chciałby oprzeć repertuar na klasycznej literaturze, sięgnąć do tradycji wielokulturowej Łodzi i ważnych postaci dla miasta. Cytuję: "W poszukiwaniu widza ta scena zeszła w kierunku rozrywki, ale chciałbym, by ten etap już się zakończył". Jak widać na deklaracjach się skończyło. W nagrodę za niedotrzymanie obietnic, ale za to za utrzymanie spokoju w teatrze, w którym nieraz (z niekoniecznie artystycznych powodów) wrzało - otrzymał przedłużenie kontraktu dyrektorskiego.

W Teatrze Powszechnym konkursu nie było pomimo bardzo kontrowersyjnej sytuacji wokół działań pani dyrektor. Spora część środowiska artystycznego broniła Pilawskiej, a chyba nie do końca znała kontekst całej sprawy - ktoś krzyknął "w Łodzi znowu krzywdzą artystów" i wielu stanęło murem. Tymczasem to podobno dopiero polityczne poparcie uchroniło oskarżoną o niegospodarność, naruszenie ustawy o finansach publicznych dyrektor nie tylko przed zwolnieniem, ale również przed konkursem. Zresztą cała sytuacja sprzed ponad roku można prześledzić w artykułach zamieszczonych na stronie Obywatelskiego Forum Kultury (http://forumkulturylodz.wordpress.com/). Teatru Powszechnego nie zmieniła obecność wśród pracowników Weroniki Szczawińskiej, ani nie zmienią koprodukcje z Teatrem Polskim w Bydgoszczy. To raczej "listki figowe" i "kwiatki do kożucha" jednocześnie. Premiera udanego spektaklu Mai Kleczewskiej "Podróż zimowa" dość egzotycznie komponuje się z "Maydayem" i "Szalonymi nożyczkami". Może dlatego spektakl częściej jest grany w Bydgoszczy, niż w Łodzi.

W nagrodę za kontrowersyjne zarządzanie Teatrem Powszechnym - przedłużenie bez konkursu kontraktu dyrektorskiego.

Teatr Arlekin jest remontowany, a w trakcie remontu dyrekcji się raczej nie zmienia. Trudno jednak nie pamiętać tego, co wokół dyrektora działo się jeszcze jakiś czas temu. Zarzuty o mobbing wyglądały dość poważnie. Tak, jak w przypadku Powszechnego uznano je za zamach na stanowisko dyrektora, które zresztą Wolański zajmuje podobnie jak Pilawska już kilkanaście lat.

Jakimś dziwnym trafem w Łodzi kontrowersje wokół kolejnych dyrektorów i teatrów szybko się rozmywają. Łódzka prasa, w tym krytyka, jest wyjątkowo łagodna i szybko traci zainteresowanie dość przecież w końcu istotnymi sprawami. W tych kwestiach dziennikarski zapał stygnie nadzwyczaj szybko.

Na tym tle Teatr Jaracza jawi się instytucją z ciągłym sukcesem. Niestety, warto zauważyć, że nie jest on instytucją miejską, a marszałkowską. Tutaj również nie było konkursu, tyle że Teatr Jaracza pod względem artystycznym od lat bije na głowę sceny samorządu miejskiego i w zasadzie, jako jedyny teatr realnie oferuje widzom Łodzi ciekawszy repertuar. Natomiast gorzej z obecnością tego teatru w Polsce - przyznam, że trudno zrozumieć, dlaczego nawet nie próbuje zacząć konkurować z teatrami Wrocławia czy Poznania. Teatr Jaracza nadal ma potencjał, ale chyba brak mu świeżości. Jakiś czas temu widziałem wystawę fotografii ze spektakli na foyer, przy każdym tytule wypisana ilość złotych masek i nagród. Teatr Jaracza zrobił na mnie wrażenie starego radzieckiego generała, który dumnie prezentuje kilogramy orderów.

A może problem Jaracza to brak energii? Może po prostu dyrektorzy Nowicki i Zawodziński mają zbyt mało czasu dla Jaracza dyrektorując jednocześnie w Teatrze Wielkim? Cenię zmysł teatralny Zawodzińskiego oraz skuteczność Nowickiego, ale jednak dwa teatry nawet dla tytanów pracy mogą być ciężarem nie do udźwignięcia. Szkoda byłoby Jaracza. Brak rozwoju w tym wypadku to regres.

Niekiedy Łódź stara się wzbogacić swoją ofertę kulturalną importując uznanych artystów. Nie dzieje się to często, ale jednak. Problem w tym, że realizacja na przykład Kleczewskiej w Powszechnym identyfikowana jest z Bydgoszczą, mimo że to Łodzianie w części ją finansowali, natomiast "Ziemia obiecana" Klaty sprzed kilku lat, nadal jest grana jako spektakl Teatru Polskiego we Wrocławiu, a w Łodzi została zaprezentowana zaledwie kilka razy i chyba wszyscy już zapomnieli, że była koprodukcją Festiwalu Dialogu Czterech Kultur. W Teatrze Nowym spektakle zrealizowali Zadara i Liber, ale jak widać te realizacje, nie są szczególnie intensywnie eksploatowane repertuarowo, ani też nie znalazły się w centrum uwagi ogólnopolskiej krytyki.

Oczywiście wszystkie łódzkie teatry nęka problem ograniczonych finansów. Rzeczywiście jest źle pod względem finansowym, ale kiedy słyszę dyrektorów, którzy grożą w odwecie ograniczeniem repertuaru i działań instytucji, to odnoszę wrażenie, że na złość mamie chcą sobie odmrozić uszy, a przy okazji ukarać bogu ducha winnych widzów.

W kryzysie trzeba intensyfikować działania i trzeba mieć pomysł na instytucję. Bo właśnie sytuacja kryzysowa obnaża bezradność dyrektorów. Kiedy zmieniają się warunki nie wystarczy po prostu siedzieć na stołku i pobierać pensję.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, że w Łodzi z poziomem finansowania kultury w najbliższych latach będzie coraz gorzej. Nie ukrywa tego prezydent Agnieszka Nowak.

Przyczyn braku funduszy w miejskiej kasie nie trzeba wyjaśniać - kryzys, wybujałe inwestycje miejskie. Również w infrastrukturę kultury.

Nie dość, że EC1 po remoncie wykończy budżet kultury. Gorzej, że na EC1 po prostu nie ma sprecyzowanego pomysłu i pieniędzy, aby go zrealizować - inwestycja bowiem (zresztą ze względu na jej skomplikowane losy) nie była poprawnie zaprogramowana. Centrum Nauki i Techniki będące zapewne biedniejszą wersja warszawskiego "Kopernika" odległego (podobno już wkrótce) o godzinę jazdy pociągiem, nie jest dobrym pomysłem. Co innego Centrum Sztuki Filmowej - powinno być ono połączone z Muzeum Kinematografii w odświeżonej, nowoczesnej formule. To byłoby coś.

Prezydent Agnieszka Nowak jest przynajmniej szczera, mówiąc, ze "budżet kultury został ograbiony". Ale problemem jest również to, że łódzka kultura jest w wielu wypadkach źle zarządzana. Nie pomogło przyjęcie programu "Polityka Rozwoju Kultury 2020+", konsultacje społeczne, ani zorganizowanie Forum Kultury. Obawiam się, że niestety, bez zmian systemowych i osobowych łódzka kultura nawet nie drgnie. Pod względem teatralnym Łódź pozostaje daleko w tyle za porównywalnymi miastami, zaś pomysł stawiania na spektakularne wydarzenia oraz przemysły kreatywne w dłuższej perspektywie się nie sprawdzi i nie zastąpi prowadzenia realnej polityki kulturalnej.

Hasło "Łódź kreuje" i związane z przemysłami kreatywnymi inicjatywy są ważne, mogą stać się wizytówkami miasta, ale nie zastąpią zadań kulturalnych realizowanych w miejskich instytucjach kultury. Ponieważ działalność kulturalna nie jest jedynie dostarczaniem produktu widzom albo sposobem na promocję miasta.

Podobnie jak inwestowanie w infrastrukturę kulturalną nie jest tym samym, co inwestowanie w kulturę.

Nie wierzę, że łodzianie chcą tylko teatru lekkiego, łatwego i przyjemnego. To wytrych rozleniwionych dyrektorów, kierowników działów marketingu i organizacji widowni w teatrach. Zresztą zadaniem instytucji kultury jest również, a może przede wszystkim podnoszenie kompetencji kulturowych. A to w Łodzi jest szczególnie ważne i potrzebne, bo jest jednym z istotnych elementów rozwoju społeczności lokalnej. Nie wierzę, że łodzianom obojętne jest jak zarządzane są ich instytucje kultury.

Przyznam, że jestem zaniepokojony tym, w jakim kierunku zmierza polityka kulturalna Łodzi i jakie standardy zarządzania nią są tolerowane. Niepokoi mnie to, nie tyle jako człowieka teatru, bo nie mam planów wiązania się artystycznie i zawodowo z Łodzią, ale te sprawy zajmują mnie jako mieszkańca miasta. Niezależnie od tego, w jakiej sytuacji jest miasto, jakie ma problemy, to kultura pozostaje jednym z wyznaczników cywilizacyjnych i rozwojowych.

Niestety, miasto wciąż nie jest przyjazne artystom. Wielu moich znajomych i przyjaciół artystów opuściło Łódź. Obawiam się, że ta tendencja jest trwała. Bowiem Łódź z pewnością nie jest dziś "ziemią obiecaną" dla artystów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji