Artykuły

Skowronek

TAM, gdzie skowro­nek śpiewa (Wo, die Lerche singt) - jed­no z najdoskonal­szych dzieł Lehara - aż dotąd nie pojawiło się ani razu na scenie naszego Teatru Muzycznego. Warto tu wspomnieć, że prapre­miera polska tej operetki odbyła się w Warszawie w 1920 roku, a od trzech lat grana jest również w Gdy­ni. Ten fakt na pewno już podnosi lubelską premierę "Skowronka" do rangi ewene­mentu.

Było to, powiedzieć moż­na bez przesady, przedstawienie, którego wszyst­kie elementy harmonizo­wały ze sobą i do­pełniały się wzajemnie; strona muzyczna, reżyseria, oprawa scenograficzna, wreszcie kreacje solistów - składały się na całość peł­ną osobliwego uroku.

Teatralny sukces tego przedstawienia, jego wdzięk, dowcip, styl i lekkość - nie dadzą się oddzielić od muzyki, przygotowanej i prowadzonej przez Ryszar­da Komorowskiego.

Duże uznanie zaskarbił sobie Ryszard Zarewicz ja­ko reżyser tego przedsta­wienia. Potrafił on pokazać prawdziwą węgierską ope­retkę, bogatą w wiele cie­kawych pomysłów. Spektakl zrealizowany jest efektownie i z dużym rozmachem, frapuje ciekawą i piękną oprawą scenograficzną stwo­rzoną przez Wojciecha Zielezińskiego.

Z dużą gradacją dynamiczną i czystością intonacji śpiewał chór, a sceny baletowe układu Rajmunda Sobiesiaka stanowiły niewątpliwy walor przedstawieni. Trudno tu mówić o roli głównej, bo równorzędnych jest cztery: Małgosi, Pala, Sandora i Wilmy. Pierwszą grała Krystyna Jarmułówna-Josicz, która popisała się nie tylko pięknym śpiewem (świetnie wykonane wstaw­ki koloraturowe), ale precyzją i elegancją gestów, ich logiczną funkcjonalno­ścią - opartą na wyczuciu stylu życia wiejskiej dziew­czyny.

Na szczere pochwały za­służył Marian Josicz w roli Pala. Był poważny i sta­teczny - jak na dziadka przystało - umiał też być wesoły i dowcipny. W partiach wokalnych wykazał dużo muzycznej kultury. Bolesław Hamaluk w roli Sandora stworzył zarówno wokalną jak i aktorską kreację, której się nie za­pomina. W popisach wo­kalnych zrealizował wszyst­kie bogate ekspresyjnie od­cienie swej partii. Tekst stał się posłuszny linii melodycznej i tempu, a zgodność ta przyniosła aktorowi naturalność spiewanej akcji. Ksenia Górska-Rosińska imponowała - jak zawsze zresztą - ładnym głosem w partii Wilmy, kulturą ru­chu scenicznego, umiała na­sycić tę postać we­wnętrznym ciepłem.

W pozostałej grupie soli­stów zwracała uwagę Wan­da Mikulska, która trafnie uchwyciła postać wścibskiej Borczy. Świetny był także Władysław Kwiatkowski ja­ko Lojosz. Z powodzeniem wystąpili Tadeusz Bourdo (Ferencz) i Lech Chodziakiewicz w roli Cygana. Duże brawa należą się Krzysztofowi Krukowieckiemu za dystyngowaną po­stać Barona Arpada, w któ­rej zademonstrował swój kunszt aktorski. Była to kreacja sceniczna przemy­ślana i dopracowana w naj­drobniejszych szczegółach.

W sumie przedstawienie jest pięknym widowiskiem, urzekającym oryginalnością, barwnością i temperamen­tem, a śpiewy oraz tańce oparte na fascynującym wę­gierskim folklorze stanowią najcenniejsze epizody dzieła, przesądzając o jego warto­ści i zapewniając sukces.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji