Artykuły

List otwarty do pani Joanny

Pani Joanna Szczepkowska jest osobą wrażliwą. Wiem o tym, gdyż jestem zaciekłym wielbicielem jej prozy, króciutkich historii z życia wziętych, w których bohaterami są uczucia przypadkowo napotkanych ludzi - pisze Andrzej Urbański w Uważam Rze.

Na literaturze znam się odrobinę lepiej niż inni, więc nie będzie w tym żadnej przesady, kiedy ogłoszę, że opowiadanka pani Joanny to całkowite mistrzostwo. I odkąd pisać zaprzestała Hanna Krall, w tych mini-foremkach korona należy się właśnie pani Joannie. Aby móc dostrzec w zmęczonych oczach, zanikającym uśmiechu lub zamierającym geście dłoni troskę, ból lub przerażenie, trzeba wielkiej wrażliwości.

Ale gdyby nawet była dziewczyną ze stali, jak Lisbeth Salander - bohaterka "Millenium", to medialny walec, jaki przetoczył się po niej w ostatnich miesiącach, wdeptałby w ziemię najtwardszych. Wszystko zaś z powodu delikatnego zwrócenia uwagi na oczywistą oczywistość - brak równowagi w medialnym traktowaniu heteryków i ich mniej szych braci, homoseksualistów wszelakich rodzajów. W efekcie dwuzdaniowej uwagi na panią Joannę spadła lawina błota, szlamu, gnoju, paskudztw przeróżnych i kłamstw pospolitych.

Jedno wyjaśnić muszę już teraz - nic mnie nie obchodzi, "kto, komu i gdzie", gdyż uważam, że prywatnie dorośli ludzie za obopólną zgodą mogą ze sobą uprawiać różne ciekawe lub tradycyjne figury. I nikomu nic do tego. A ekscytowanie się tym publicznie jest co najmniej w złym smaku. Co najmniej.

Mnie ciekawi zupełnie inne zjawisko - medialna kampania nienawiści uruchomiona wobec pani Joanny, osoby nie tylko wrażliwej, ale również niedużej i kruchej, Wrzeszczeli zaś na nią nie jacyś anonimowi kibole, ale kwiat polskiego establishmentu - artyści, mentorzy, autorytety medialne i wszelakie. Gdybym ich nie znal osobiście, uznałabym, że zdziczenie to naturalny stan ich umysłów, uczuć i refleksji. Ale tak nie jest. To wykwintni smakosze życia, czasami zdolni do subtelnych ekstaz, namiętnych połowów kontekstów, a nawet ciekawych skojarzeń. Skąd więc nagle ujawnienie pospolitego buractwa? Coming out chamstwa? Manifestacja upodobań do posługiwania się żyletką, brzytwą lub pałką?

W czasach PRL funkcjonował pewien ważny rytuał medialnych potępień. Tak najbardziej subtelni esteci literatury potraktowali Miłosza, kiedy wybrał wolność na Zachodzie. Podobnie stratowano Marka Hłaskę. Kiedy wydano komendę, rzucono się do gardła Gombrowiczowi. A kiedy Andrzejewski został dysydentem, koledzy literaci "na służbie" natychmiast sobie przypomnieli, że to pedał i zboczeniec. Przykładów jest bez liku, ale plwożerców jeszcze więcej.

Za komuny wiadomo - kto niezbyt gorliwie pluł na "wroga ludu", nie mógł liczyć na medale, premie, wysokie honoraria, przydziały samochodów, mieszkań i zagranicznych delegacji.Ito było jakoś racjonalne. Nie plujesz, nie ujadasz, nie kopiesz leżących, znaczy się - nie jedziesz. Czyli nie uczestniczysz w podziale dóbr rzadkich, a przez to podwójnie cennych. W wydziałach kultury i propagandy PZPR towarzysze mieli listy nazwisk, przy których stawiali plusy albo minusy. Zasłużone kanalie, szczególnie efektownie sprzedające się władzy, były hołubione i tulone do obfitej piersi partii-matki. Ba, bywali gnojownicy, którzy wylewali z siebie hektolitry szamba dla samej przyjemności, con amore niejako, ale ich traktowano jako pospolitych kretynów i zwykłe świnie po prostu. Wystarczy czytać choćby Tyrmanda, aby sobie przypomnieć, jak ten system wzajemnie czynionych sobie przyjemności przez twórców i instruktorów z KC PZPR sprawnie funkcjonował. Cudowna symbioza. Są zdjęcia, na których widać, jak się obściskują, mizdrzą, pieszczą, a nawet publicznie całują. W takiej "Trybunie Ludu" zachowały się dziesiątki tysięcy dowodów tej partyjno-literackiej, teatralnej, filmowej i telewizyjnej pornografii.

Ale teraz? Kto kogo i czym poi? Jaki nektar wlewany jest w gardła gorliwców? Czym jest napędzana energia kłamstw, chamstwa i pomyj? Wot tajemnica. Jak to jest, że w kraju homofobów, ksenofobów, ciemnogrodu, gdzie garstka światłych Europejczyków i modernizatorów nocą tylko przemyka kanałami przed żądnymi krwi hordami tubylców, akurat w medialnych nagonkach prym wiodą ci subtelni esteci właśnie? Kto tu jest kim? Gdyby sporządzić współczesną "Liber chamorum", kto w niej powinien się odnaleźć? Z życiorysami, smakowitymi cytatami, pasją i emocjami, udręką i ekstazą? Namawiam do pracy nad takim dziełem życia. Masowa sprzedaż pewniejsza niż emerytura w OFE. I zapewnione miejsce w panteonie narodowym. Bo przecież od 1989 r. kampanie nienawiści to nieledwie codzienność. A pianę wściekłości toczą najlepsi z najlepszych. Z talentem i bezwzględnością godną upamiętnienia.

Pani Joanna zapamiętana została nie tylko z ról teatralnych czy filmowych, ale i z owego symbolicznego zdania, kiedy w komunistycznej telewizji z uroczą nieśmiałością wypowiedziała słynne słowa: "Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm". Nie zrobił tego przednią żaden polityk, autorytet moralny czy opozycyjny, ale ona, prześliczna panienka z bardzo dobrego aktorskiego domu. Z burzą pokręconych złocistych włosów, jakby wyjęta z patriotycznej czytanki. Nie tylko w moim sercu zagościła wówczas na zawsze. Nie dlatego jednak chcę jej przekazać słowa otuchy i solidarności. Otóż w Polsce jest też inna, niekomunistyczna tradycja - solidaryzowania się z potępianymi, gnojonymi, zwalczanymi przez silniejszych i głośniej wrzeszczących. I nie jest to tradycja ani prawicowa, ani lewicowa, ale przyzwoita po prostu. Proszę więc przyjąć, poza ukłonami, także moje męskie ramię. Jakby było potrzebne. A tym ujadającym złamanym fiutom, nie-ważne, jakiej orientacji służą, należy powiedzieć krótko: paszoł won do budy! Gdzie ich miejsce.

Z poważaniem,

Andrzej Urbański

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji