Artykuły

Metoda w szaleństwie

Na początku była powieść Kena Keseya o tytule zaczerpniętym z dziecięcej wyliczanki o lecących dzi­kich gęsiach. Powstała na początku lat sześćdziesiątych - lat ruchu hippiesów, "Flower-Power", ale także ruchu protestu przeciw wojnie w Wietnamie i rozkwitu sekt religijnych. Młodzi Amerykanie buntowali się przeciwko ideałom, stylowi życia i uświęconym zasa­dom politycznym. Obok buntujących byli wszakże lu­dzie pogodzeni z losem, akceptujący swoje zniewolenie bo panujący system zapewniał im względny komfort, względne bezpieczeństwo społeczne. Żądał pozornie niewiele: podporządkowania się, nie wyłamywania z szeregu.

Miniaturę takiego społeczeństwa uczynił autor "Lotu nad kukułczym gniazdem" stanowy szpital dla umys­łowo chorych w Oregonie, na północno-zachodnim wy­brzeżu Pacyfiku. Właśnie przybył do niego, zresztą tylko na obserwację, niejaki Mac Murphy, mały złodzie­jaszek, szuler i awanturnik, skazany za gwałt. Kesey konfrontuje go z personelem i pacjentami. Ci pierwsi to bezmyślni, chwilami okrutni, bo rozzuchwaleni swą władzą funkcjonariusze, ci drudzy o czym dowiaduje­my się wspólnie z przerażonym Mac Murphym, przeby­wają tu dobrowolnie, uciekając przed ciśnieniem wa­runków "normalnego" życia. Bo ich marzeniem jest życie podporządkowane "władzy", życie według raz na zawsze ustalonego regulaminu, gdzie na wszystko ist­nieje odpowiedni przepis i wytłumaczenie.

Nad wszystkim panuje żelazną ręką Główna Pielęg­niarka siostra Ratched. Uosobienie porządku, stabiliza­cji i bezwzględności. Mac Murphy od pierwszej chwili musi się z nią zetrzeć. Jest przecież zdrowy, a przy tym anarchiczny, nie szanujący zasad ustanowionych przez establishment, permanentnie skłócony z prawem. Przy wszystkich swych wadach kieruje się zdrowym rozsąd­kiem i dlatego nie pojmuje ani baraniej uległości współ-pacjentów ani tępego drylu zakazów i nakazów.

Zaiskrzenia mnożą się. Ale także w głowach auten­tycznie chorych błyskać zaczynają iskierki najpierw krytycznego myślenia, potem nieśmiałych prób prze­ciwstawienia się wszechwładnej Siostrze.

Największa przemiana następuje u najstarszego sta­żem pacjenta pół-indianina "wodza" Bromdena. Ten schizofrenik-katatonik, a więc niemal ludzki manekin, powoli zaczyna się budzić (a może tylko zrzucać z siebie ochronną skorupę choroby?). Raz poruszone kamyki zaczynają przemieniać się w lawinę. Potyczki pacjen­tów z personelem, kulminują się w anarchicznym uba­wie z wódką i sprowadzonymi panienkami. Potem może już być tylko klęska. Siostra Ratched raz jeszcze za­triumfuje: przemyślana prowokacja doprowadzi do dra­matu, w którego konsekwencji zginie dwoje ludzi. Z systemem reprezentowanym przez Siostrę - zdaje się mówić autor nie można wygrać. Chociaż - ktoś przecież uszedł...

- "Kukułcze gniazdo" - napisał w "Le Monde" Jean de Baroncwlli - to nasze własne gniazdo, świat w którym żyjemy, biedni szaleńcy poddani władzy biurokracji jednych, ekonomicznej presji innych, tam kuszeni obietnicami szczęścia, ówdzie perspek­tywami wolności, ale w końcu zawsze zmuszeni do połykania pigułek Siostry Ratched...

Myślę, że słowa francuskiego krytyka to dobry klucz do rozszyfrowania aktualnej wymowy tej sztuki. Prze­cież sytuacja w jakiej znajdowaliśmy się jeszcze niedaw­no niemało miała analogii z metaforą Keseya. I dlatego rozumiem dlaczego reżyser Del Hamilton wyakcen­tował właśnie społeczne aspekty scenicznej adaptacji. W odróżnieniu od inscenizacji warszawskiej, zresztą wybornej aktorsko.

Oczywiście, przez cały czas Del Hamilton tworzy atmosferę szpitala psychiatrycznego, sugestywnie choć oszczędnie, kilku kreskami kreśli postacie pacjentów, nie popadając w naturalizm. Można by mu co najwyżej zarzucić, że w obawie zbyt przygnębiających barw obrazu środowiska zbyt często i zbyt mocno naciska pedał żartu, ale przecież nawet jeżeli śmiejemy się bardzo z tego "Lotu", nikt by go bez tego śmiechu nie wytrzymał...

Na przedpremierowym spotkaniu amerykański reży­ser bardzo wysoko ocenił kunszt polskich aktorów. Spektakl to potwierdził: duet głównych antagonistów Mac Murphy siostra Ratched to kreacja Janusza Andrzejewskiego i Danieli Popławskiej. Z długiej listy wykonawców z uznaniem wymienić należy ponadto "pacjentów" - Hardinga (Aleksander Machalica), Cheswicka (Michał Grudziński) Billy'ego (Mirosław Konarowski). Właściwie należałoby przypisać cały afisz. I dodać, że autorem funkcjonalnej, syntetycznej dekoracji jest również Amerykanin Jeffrey Stuart Guzik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji