Artykuły

Nasze wspólne dwa światy

- Nie szukam ról dla siebie, nie jestem w żadnej agencji. Żenuje mnie bieganie po castingach - mówi DARIUSZ LEWANDOWSKI, warszawski tancerz i choreograf.

On, kiedyś tancerz, dziś gra w "Klanie" męża Czesi. Wyreżyserował też spektakl "Kofta" w teatrze Buffo. Ona, prawniczka, córka minister Jolanty Szymanek-Deresz. Dariusz Lewandowski i Katarzyna Deresz [oboje na zdjęciu]. Są ze sobą dopiero od roku, ale mówią że to związek z przyszłością.

Kasię poznał rok temu. Zamieszkali razem już po dwóch miesiącach. Pochodzą z różnych domów, ale mają podobne podejście do korzystania z wolności. Również w związku. Może odmiennie budują plany życiowe, ale ich cel jest ten sam: być razem. Udane życie osobiste przekłada się na sukcesy w życiu zawodowym. Tak jest u Darka. Rola męża Czesi w super popularnej telenoweli sprawiła, że jego twarz jest rozpoznawalna na ulicy. Przedtem był absolutny hit naszych scen - musical "Metro", w którym tańczył. Ale to za mało dla kogoś tak ambitnego jak on. Od września będziemy mogli zobaczyć "Koftę", spektakl poświęcony twórczości Jonasza Kofty, którego Darek jest pomysłodawcą i twórcą. Mówi, że teraz pracuje na swoje nazwisko. I podkreśla, że wszystko, co osiągnął, zawdzięcza tylko sobie, nie koneksjom. Dlatego przy autoryzacji prosi, by pytanie o mamę Kasi - minister Jolantę Szymanek-Deresz, umieścić na końcu.

GALA: Jak wykonuje się taki spektakularny piruet, który wynosi tancerza do roli choreografa?

DARIUSZ LEWANDOWSKI: Trzeba chcieć, ja chciałem. Po kilku latach bycia tancerzem, czyli kimś, kto wykonuje cudze polecenia, poczułem, że mam dość bycia jedynie odtwórcą. Że mam potrzebę wymyślania i kreowania, głód samodzielności. Zobaczyłem, że gdy dostaję do wykonania jakieś zadanie artystyczne, zastanawiam się nie tylko, jak zatańczyć, ale też myślę, jak to pokazać. Okazało się, że idą za tym również konkretne zdolności i umiejętności. Postanowiłem spróbować. Dostałem szansę.

GALA: Która może się okazać biletem w jedną stronę. Nie będzie panu brakowało tańca?

D.L.: Zawsze będę tańczył. Dla siebie.

GALA: Zabrzmiało, jakby pogodził się pan z myślą, żeby zejść ze sceny.

D.L.: Kiedyś to będzie nieuchronne. Z dwóch powodów. Po pierwsze, z racji wieku, bo tancerz powinien być supersprawny i najlepiej supermłody. Po drugie, od dawna nie dostałem ciekawej propozycji. Jedną z nich była główna rola w przedstawieniu "Opętaniec", a ostatnią - propozycja współpracy ze świetnym Polskim Teatrem Tańca Ewy Wycichowskiej. Kto wie, może to będzie epilog mojej tanecznej kariery? GALA: Nie boi się pan, że przejście "na drugą stronę" pozbawi pana popularności?

D.L.: Moja twarz nie musi być na pierwszym planie. Nie odczuwam takiej potrzeby. Chciałbym wyrażać się poprzez to, co zrobię, co stworzę.

GALA: Pana twarz i tak jest na pierwszym planie. Nie miał pan wątpliwości, przyjmując rolę w "Klanie"?

D.L.: Nie. Aktorzy często odrzucają rolę w telenoweli, żeby nie zostać zaszufladkowanymi. Ale przecież ja nie jestem aktorem, więc nie miałem tego typu obaw. Nie szukam ról dla siebie, nie jestem w żadnej agencji. Żenuje mnie bieganie po castingach. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś będzie chciał zobaczyć mnie na zdjęciach próbnych, bez trudu zdobędzie mój numer telefonu. Nie bałem się, że udział w telenoweli coś przede mną zamknie, bo nie wiążę swojej przyszłości z aktorstwem.

GALA: W takim razie dlaczego się pan zdecydował?

D.L.: Chciałem spróbować. To przecież kolejne doświadczenie. Gra w serialu nie jest czymś banalnym. Wielu znanych aktorów nie poradziło sobie z tym zadaniem. Czasami łatwiej jest zagrać konkretną, emocjonalną postać, niż przekonywać ludzi, i to nie przez godzinę, raz, ale przez wiele lat, przez tysiące odcinków, do takiego zwyczajnego, prostego bohatera. Zresztą tacy bohaterowie są potrzebni. Kiedyś, spiesząc się do swojego bloku, zobaczyłem leciwą staruszkę czekającą w klatce, żeby przytrzymać mi drzwi. Podziękowałem i powiedziałem, że to było zupełnie niepotrzebne, a ona odpowiedziała: "Pan mi tyle radości przynosi codziennie z ekranu, że jeżeli ja mogę chociaż w taki sposób się panu odwdzięczyć, to dla mnie radość". Wtedy poczułem, że to, co robię, ma jakiś sens. Innym razem zaczepił mnie na dworcu bezdomny mężczyzna, podał mi rękę i długo ją ściskając, z wielką powagą powiedział: "Niech pan bardziej szanuje tę swoją żonę, bo ja swojej nie szanowałem, a teraz widzi pan, gdzie skończyłem". I z takim przesłaniem mnie zostawił.

GALA: Więc nie odejdzie pan z "Klanu"?

D.L.: Co sezon mam wątpliwości i rozterki. "Klan" to taka "korporacja", która wiąże ze sobą swego "pracownika". Stała dyspozycyjność, ograniczenie innych działań aktorskich, konieczność zachowania tego samego wyglądu, fryzury etc. Jednak dopóki nie zobaczę konfliktu z moją aktywnością reżyserską i teatralną i póki odczuwam satysfakcję finansową, pozostanę wierny "Klanowi".

GALA: Tak jak Kasi. To ważna kobieta w pana życiu?

D.L.: Mówienie o sprawach osobistych przychodzi mi z pewnym trudem, ale tak.

GALA: Długo się znacie?

D.L.: Ponad rok. Po niecałych dwóch miesiącach postanowiliśmy zamieszkać razem i jak najbardziej traktujemy nasz związek poważnie. Staramy się nie planować życia krok po kroku, chociaż Kaśka jest z natury pianistką. Ja jednak próbuję z tym trochę walczyć, bo moim zdaniem nieplanowanie dodaje życiu spontaniczności. Ale fundamentalny plan na pewno jest: być razem.

GALA: Od samego początku wiedział pan, że Kasia jest córką pani Jolanty Szymanek-Deresz?

D.L.: Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, nie miałem o tym pojęcia. Dowiedziałem się o rodzinnych

koligacjach po kilku rozmowach, po kilku spotkaniach. Ale to nie miało dla mnie absolutnie żadnego znaczenia.

GALA: Nie bał się pan opinii, że ten związek ma być dla pana trampoliną do sukcesu?

D.L.: Spotkałem się z pomówieniami, że na grzbiecie Kasi i jej mamy chcę się dostać na salony. To niemożliwe, również dlatego, że pani Jolanta traktuje swoją funkcję szalenie profesjonalnie i nie ma tu mowy o jakiejkolwiek służbowej protekcji. Ja sam z kolei wiem, że mógłbym się w życiu dobrze umościć, ale nie korzystam ze znajomości. Nie chciałbym tego. Kasia jest zwyczajną dziewczyną, prowadzi zwyczajne życie. Ma wiele cudownych cech jako kobieta, do tego jest jeszcze piękna i właśnie to wszystko sprawia, że mnie interesuje, a nie to, że ma znaną mamę. Takie insynuacje to jakiś absurd. Ja swoim życiem, swoim postępowaniem staram się udowodnić, że sam pracuję na swoje nazwisko. GALA: Państwa rodziny się znają?

D.L.: Tak, nasze rodziny się poznały. Może nie są ze sobą jeszcze bardzo zżyte, ale się znają i lubią. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie spotykamy się wszyscy razem zbyt często, ale opowiadamy sobie z Kasią o swoich bliskich, a bliskim opowiadamy o sobie nawzajem. Często jeździmy do mnie na działkę albo na Mazury z tatą Kasi.

GALA: Pochodzicie z różnych domów. To nie przeszkadza?

D.L.: Rzeczywiście pochodzimy z różnych rodzin, byliśmy zupełnie inaczej wychowywani, a jedyne, co można uznać za podobne, to to, że oboje mieliśmy wolność. Dużą dawkę wolności, a przy tym na tyle mądrze zostaliśmy wychowani, że umieliśmy z niej korzystać. Mogliśmy sami dokonywać wyborów, samodzielnie układać sobie życie.

GALA: Ułożyliście je sobie zupełnie inaczej. Pani Kasia jest prawnikiem. Ciężko było panu znaleźć wspólny język z kimś, kto nie czuje muzyki i tańca tak jak pan?

D.L.: Nie miałem z tym żadnego problemu. To prawda, że Kasi doświadczenia i zainteresowania idą w zupełnie inną stronę niż moje. Jednak każde z nas ma takie obszary życia, które z chęcią sobie wzajemnie ofiarowujemy i opisujemy. Kasia zaraża mnie swoimi pasjami podróżniczymi, swoją aktywnością, a ja ją Osiecką, Koftą czy baletem współczesnym. Tak działamy. Zresztą przychodząc do domu, mam potrzebę oderwania się od pracy. Kasia podobnie. W życiu najważniejsze są proporcje. Zachowanie we wszystkim równowagi. I to właśnie Kasia, ze swoim innym podejściem do świata, powoduje, że moje proporcje są właściwe.

GALA: Czym różni się mąż serialowej Czesi - Darek, od Darka Lewandowskiego?

D.L.: Charakterem, osobowością, sposobem bycia. Podejściem do ludzi i życia. Zainteresowaniami i pasjami. Nawet wyglądem (śmiech). Wszystkim. Ja nie jestem postrzelony i lekkomyślny. Potrafię być konsekwentny i w pracy, i w życiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji