Pustota nadziana dramatem
W olsztyńskiej inscenizacji znajdujemy wszystkie atrybuty operetki - są arie i arietki, pióra, koafiury i tiurniury, rozświetlone schody, blichtr i blask. Postacie poruszają się w tanecznym rytmie, rozprawiając i knując intrygi, dając ponosić się swym beztrosko-radosnym "ble, ble, ble...". Jak tego chciał Gombrowicz, przyprawiają sobie "pupy" i "gęby". Jak tego także chciał autor "Iwony, księżniczki Burgunda", wszystko to podszyte jest tragizmem pustej egzystencji jednostki ludzkiej i organizacji świata.
W każdym calu operetkowa jest ta "Operetka", a im bardziej serio zagrana - tym śmieszniejsza i groźniejsza zarazem. Kilkoro spośród olsztyńskich aktorów koszalińska publiczność mogła rozpoznać jako dawnych znajomych z rodzimej sceny. Tym przyjemniejsze było to spotkanie, że niegdyś grający w BTD Władysław Jeżewski jako Książę Himalaj i Hanna Wolicka jako Księża Gospodyni stworzyli dobre, czy nawet - jak Danuta Markiewicz jako Księżna Himalaj - bardzo dobre role. Wyrównany aktorsko spektakl dobrze świadczy o całym olsztyńskim zespole, który, zasilony przez młodzież ze Studia Aktorskiego, imponuje liczebnością i sceniczną sprawnością. Bo przecież oprócz już wymienionych pochwalić się godzi Mistrza Fiora Dariusza Poleszaka, Hrabiego Szarma Artura Stefanko, Barona Firuleja Cezarego Ilczyna, czy wreszcie Albertynkę Joanny Litwin - słuchaczki olsztyńskiego Studium Aktorskiego, urzekającej urodą i wdziękiem.
Także aktorzy tworzący jednocześnie chór i balet budowali efektowne tło dla scenicznych działań głównych postaci. Wysmakowane stylistycznie i sprawnie zrealizowane przedstawienie gorącymi oklaskami nagrodziła koszalińska publiczność, doceniając nie tylko urodę zwycięskiej nagości Albertynki, choć tą szczególnie urzeczona była męska młodzież licealna, zgromadzona licznie na widowni.
Artystyczna wymiana propozycji koszalińskiej i olsztyńskiej sceny dobrze służy propagowaniu sztuki teatru w obu miastach, uzupełniając rodzimą ofertę o wartościowe propozycje.