Artykuły

Sartre przeciw Sartre`owi

JUŻ jesteśmy po premierze "LA­DACZNICY Z ZASADAMI" SARTRE'A w przekładzie KOTTA, wystawionej przez TEATR NARODO­WY w reżyserii BONACKIEJ i sce­nografii DASZEWSKIEGO z SZAFLARSKĄ w roli tytułowej. Oczekiwaliśmy jej z zaciekawieniem, mimo że sztuka jest w Polsce gra­na nie po raz pierwszy, począwszy od głośnej inscenizacji w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi w lutym 1948 roku, przywiezionej potem do Warszawy, upamiętnionej kreacjami Bonackiej i Węgrzyna.

Przedstawienie obecne przynosi nam pewne rozczarowanie. Czyżby sztuka tak przebojowa przed kilku­nastu laty zwietrzała od czasu pra­premiery paryskiej w roku 1946? By­wają takie kryzysy gustu i zaintere­sowań, ale może są jeszcze inne przyczyny ?

W tekście programu czytamy wy­znanie autora: "Raz tylko spróbo­wałem problem poważny przedsta­wić w sposób komiczny: napisałem "Ladacznicę z zasadami"... W Paryżu "Ladacznica" gra­na była w stylu buffo i to było po mojej myśli... Ale poza tym... ro­biono z niej dramat i w ten sposób sztuka komiczna przekształciła się w śmieszny melodramat"...

Te słowa z programu same mo­głyby wystarczyć za krytykę obecnego przedstawienia w Teatrze Na­rodowym.

SZAFLARSKA Jako Lizzie wcale nie śmieszy. Jest wzruszającą su­bretką, która nie może w swej główce dać sobie rady z rachunkiem sumienia, ale przenigdy prostytutką skazaną na świństwo, które przy­niesie jej zaszczytne awanse, któ­rym się nie oprze choć gardzi pospolitym przekupstwem.

ŁOTYSZ jako jej klient też nie bawi. Gra postać, która nie może być żadnym partnerem. "A więc dałem ci rozkosz!", czy coś w tym rodzaju mówi zupełnie na serio. Sartre i jego tłumacz Kott są za inteligentni na taki renesans przybyszewszczyzny. SŁOWIŃSKI, SALABURSKI, NASIEROWSKI, ORDON i OSTAŁOWSKI w swych epizodach są potraktowani nie tyle jako ka­rykatury kreatur, co rzeczywiście groźni uczestnicy nagonki na czło­wieka. Tym bardziej ZIEJEWSKI ja­ko bezradny ścigany Murzyn ani chwili nie parodiuje postaci niewin­nie oskarżonego o gwałt, przekomicznej widocznie dla bądź co bądź cynicznego egzystencjalisty, jaki jest Sartre, który jeżeliby myślał o moralizowaniu to tylko przez sprowadzenie do absurdu.

W całym przedstawieniu jeden tyt­ko PLUCIŃSKI zbliża się do kon­cepcji głoszonej przez autora: jest dostatecznie nie na serio w swych wywodach pięknoducha. Lecz tej jed­nej kreacji nie wystarcza, by przed­stawienie odbiegło od melodramatu nudnawego w swej deklamacyjności.

Należy wprawdzie w obronie inscenizatorów zauważyć, że w na­szych warunkach i przy naszym usposobieniu byłyby może niestraw­ne popisy wisielczego humoru, na jaki stać tego Alcybiadesa naszych dni, jakim jest wciąż goniący za paradoksalnym efektem i wystawia­jący do wiatru swych wyznawców Sartre. Komika w ujęciu sprawy po­ruszonej w "Ladacznicy" chyba także zjełczała od tych 15 lat, które nas dzielą od powitania sztuki.

Można sądzić, że inscenizatorzy kładąc nacisk na to, co jest w sztuce społeczne i na serio, pragnęli za­grać niemal moralitet. Wielowarstwowa myśl egzystencjalisty da­je punkty uchwytu i dla takiej ro­boty. Ale nie po raz pierwszy warto zapytać polskich reżyserów, cze­mu to gdy chcecie się wypowie­dzieć w określonych sprawach w określony sposób, wybieracie teksty niezgodne z waszymi ideowymi i for­malnymi założeniami?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji