Artykuły

Szalona lokomotywa, czyli pragnienie ostateczności

Dziwna to sztuka, jakby wyjęta z większej całości, pozbawiona początku, zredukowana do błyskawicznego rozwinięcia i zakończenia akcji. Jest sens w tym zabiegu, jeśli założyć, że ma on odzwierciedlać prostotę ostatecznych rozwiązań.

Takiego rozwiązania pragnie Zygfryd Tengier, a właściwie książę Karol Trfaldi, zbrodniarz nad zbrodniarze, ukrywający się jako maszynista pociągu. Rozpędzona lokomotywa daje mu poczucie siły, ale potęguje wyobcowanie, całkiem odrywa od rzeczywistości, którą jest śmiertelnie znudzony. Jego nastroje wyczuwa kolejowy palacz Mikołaj Wojtaszek, który okaże się wielokrotnym mordercą o nazwisku Travaillac. Nie dowiadujemy się, jakiż to przypadek zetknął ich na jednej lokomotywie, możemy tylko obserwować, do czego doprowadził. Pragnienie, żeby ich życie rozstrzygnęło się samo w gigantycznej katastrofie jednoczy obu protagonistów. Mają podobną przeszłość i są zainteresowani jedną kobietą - Julią Tomasik, narzeczoną Wojtaszka. Damsko - męskie gry na lokomotywie tworzą tło i częściowe uzasadnienie nagłego impulsu Tengiera, żeby rozpędzić lokomotywę i zderzyć się z innym pociągiem. Chce dać losowi rozstrzygnąć pojedynek między rywalami i odmienić los małżeńskiej pary Tengierów: zblazowanej, znudzonej sobą i wyeksploatowaną do cna zbrodnią, po której nic ciekawszego się nie pojawiło. Życiową pustkę Tengier - Trfaldi pragnie wypełnić związkiem z Julią, infantylną blondynką, zachwyconą i podnieconą niecodzienną sytuacją. Ale przede wszystkim pragnie mknąć na zatracenie, "nadziać się na ostrze swego losu". Upaja go pęd i własne słowa, którymi wyłuszcza kompanowi filozofię ostatecznego rozwiązania - "zrobimy nagłe uderzenie w punkcie najmniej oczekiwanym". Sęk w tym, że to uderzenie dotyczy też niewinnych ludzi. Ten fakt nie zaprząta też Wojtaszka - Travaillaca. Ten z kolei jest zbyt prymitywny, żeby być znudzonym. Nienasycenie, zmysłowość - on i jego narzeczona są w tym do siebie podobni. To pociąg, któremu brakuje silnych doznań. Dziś o takich jak on mówimy "uzależniony od adrenaliny". Dramat pokazuje, jak złudne jest poczucie chwilowej mocy, jak daremne oczekiwanie na zwrot w chwili kulminacji życia. Katastrofa jest widowiskowa, a po niej, cóż, banał... Tengier, który lubił stawiać wszystko na jedną kartę, w końcu zagrał się na śmierć. Proste zwierzę - Wojtaszek - Travaillac znów spada na cztery łapy, a raczej wpada w łapki nowej nienasyconej kobiety, Minny de Barnhelm (zabawna, przykuwająca uwagę od chwili pojawienia się na scenie Mariola Szczygielska). Tylko Julia przechodzi przemianę. Była wcieloną, rozkoszną kobiecością, skończyła jako 100-procentowa wariatka. Ale, jak mówi w "Szalonej lokomotywie" jej autor Witkacy: nerw życia wyczuwają już tylko zbrodniarze, artyści i wariaci. Reszta to bezwolne manekiny, jak działający mechanicznie, bezradny w obliczu śmiertelnego zagrożenia kierownik pociągu (Bożena Zagórska - Arumińska radzi sobie nawet w męskiej roli).

9 premiera Teatru Exodus miała miejsce 23 czerwca w Centrum Kultury i Sztuki. Reżyser Katarzyna Dąbrowska znów sięgnęła po dramat Witkacego. Wyszło przedstawienie klarowne, czytelne w wymowie. Niespokojna treść i spokojna narracja dały ciekawy efekt. Rytm spektaklu wyznacza powtarzający się motyw muzyczny, zaczerpnięty z piosenki Madonny "Give it to me", świetnie dobrany do wyimaginowanego ruchu pociągu. Udana okazała się scenografia Anny Goszczyńskiej i Katarzyny Dąbrowskiej z umowną lokomotywą w roli głównej. Aktorzy grają koncertowo, zwłaszcza czwórka głównych bohaterów. Z każdym kolejnym spektaklem w Teatrze Exodus widać, jak udoskonalają warsztat. Anna Goszczyńska (olśniewająca Julia) nigdy jeszcze nie była tak przekonująca. Nie grała Julii, była nią przez godzinę. Agata Zakrzewska musiała stawić czoło podwójnej roli: była równie prawdziwa jako cyniczne zbrodniarka Zofia Tengier, jak i siostra dróżnika Janiny Gęgoń. Widać, że Kamil Dąbrowski (Zygfryd Tengier) to dziś już zawodowy aktor. Zagrał dojrzale: wyciszony, z dystansem, z każdego gestu przebijało znużenie Tengiera życiem. Znakomicie wypadł Cezary Kaźmierski, naturalny, mocny w gestach i słowach. Jego temperament doskonale pasuje do roli Wojtaszka.

Co oprócz świetnej gry aktorów warto zapamiętać z tego spektaklu? Że w chwili ostateczności, życia nagle zgęszczonego, nie czas na analizy. Zostaje naga rzeczywistość, proste prawdy. Jak ta, że chwila szaleństwa nie przynosi wyzwolenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji