Artykuły

Komedia, a smuci

"Wielki człowiek do małych interesów" w reż. Michała Borczucha w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Bohaterami spektaklu są jeden stary pierdoła i szóstka młodych ancymonów. Reżyserowi nie chodzi jednak o starcie pokoleń ani o studium pangeneracyjnego cynizmu. Próbuje udowodnić, że ta niewinna komedia podszyta jest obscenami z pornograficznej twórczości hrabiego Aleksandra.

Na scenie mamy jednak erotyzm zdumiewająco grubaśny, pozbawiony pieprzyku i wdzięku. Młodzi wzajem igrają, jakby obsługiwali betoniarkę albo odlewali pustaki. Dziewczyny pokazują majtki, chłopaki łażą w skarpetkach i chwalą się tatuażami. Od czasu do czasu ktoś bezradnie poświntuszy do mikrofonu. Tymczasem pomysł wyjściowy, o ile rozumiem, był taki: urządzić teatralny "jam" na temat prowincjonalnej nudy dorastania, ukazać zespół seksualnego napięcia w młodzieżowej grupie, pobawić się fredrowskimi impresjami we współczesnym cudzysłowie. Jednak zamiast zmiennych tonacji, swobody dygresji, wspólnego aktorskiego "dżemowania" Borczuch serwuje mętne, wypreparowane z werwy teatralne mazidło.

Zamiast rozbawić, zasmuciła mnie ta premiera. To kolejny przykład - po "Gang Bangu" Sali i Jaworskiego - że nie potrafią w Starym pracować nad szkicami spektakli młodych reżyserów wyprodukowanymi podczas festiwali baz@rt i Rewizje romantyczne. Po trzech miesiącach od tamtego warsztatowego pokazu "Wielki człowiek" nie dojrzał ani o krzynę. Co było dobre jako festiwalowy błysk, z trudem mieści się w dorosłym repertuarze. Martwię się o "Księdza Marka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji