Artykuły

Radosne dni w Łodzi czyli każdemu według gustu

Pesymiści przewidywali, że razem z odejściem Kazimierza Dejmka skończy się Teatr Nowy w Łodzi. Optymiści liczyli na zgranie zespołu i na jego ambicje. Nieliczni aktorzy należeli do grupy pesymistów i podążyli za Dejmkiem do Warszawy.

Ale teatru nie robi jeden człowiek. Dlatego Teatr Nowy oparł się kryzysowi i śmiało dzierży palmę nowatorstwa nie tylko w Łodzi. W ubiegłym sezonie na afiszu miał dziewięć sztuk, których autorami byli: Carlo Gozzi (Księżniczka Turandot), Juliusz Słowacki (Maria Stuart), Leonid Leonów (Zamieć), J. Robert, J. Duvivier i H. Jeanson (Marie - Octobre), Zygmunt Przybylski (Wicek i Wacek), Jan de Hartog (Całe życie), Michel de Ghelderode (Czerwona magia), Fiodor Dostojewski (Wieczny małżonek), Jan Przeździecki (Garść piasku).

Już z tego wykazu widać różnorodność zainteresowań i ambicje zespołu. Jednakże dopiero poszukiwanie, ucieczka od starzyzny przy równoczesnej dbałości o nieodrywanie się od widza decydują o tym, że teatr jest nie tylko z nazwy Nowy.

Najnowszym sukcesem teatru stała się premiera "Radosnych dni" Samuela Becketta. Nie stary jeszcze Irlandczyk stał się w Polsce głośny przez "Czekanie na Godota". "Radosne dni" to monolog wymagający znakomitego kunsztu aktorskiego. Nawet doskonały tekst grać niemal bez przerwy przez dwie godziny i nie zanudzić widowni, to już powód do zadowolenia.

Tekst "Radosnych dni" jest świetny nie tylko dzięki Beckettowi, lecz w równej mierze dzięki samodzielnemu przekładowi Mary i Adama Tarnów. Do sukcesu przyczynili się też reżyser Tadeusz Minc (czy telewizja nie ma zamiaru powtórzyć jego "Pana Puntilli"...?) i scenograf Henri Poulain. Ale spektakl robi Bohdana Majda, znana szerokiej widowni w tym kraju nie tylko z filmu i inscenizacji telewizyjnych lecz - na polskiej wsi - głównie dzięki "Wesołemu autobusowi".

W ubiegłym sezonie Majda podjęła się bardzo trudnego dialogu w "Całym życiu" de Hartoga. Role Winnie w "Radosnych dniach" można zagrać dziesięciorako. Nade wszystko można się "zgrywać" na Becketta i zaszokować publiczność nowatorstwem. Majda wybrała drogę, która umożliwiła jej ocalenie wielowarstwowości tekstu i spokoju ducha, że każdy widz nawet bez przewodnika dołączonego do programu znajdzie w spektaklu swoją cząstkę, swój świat i spojrzy na siebie z dystansu. Interpretacja Majdy bardzo poszerza widownię i każdemu - nawet "cmokierom" umożliwia wyłuskanie z Becketta tego co najbardziej odpowiada jego gustom.

Willie'mu Beckett zostawił w "Radosnych dniach" tylko rolę rekwizytu. Tadeusz Minc uczynił zeń rekwizyt bardzo ważny.

W sztuce Becketta są jeszcze inne role. Nie ma ich na afiszu, ale dzięki Majdzie widzimy te postacie na scenie, wypowiadające swoją opinię dosadną, szczerą, uludowiającą ten intelektualny seans.

"Trzeba być wdzięcznym" - jak mówi Winnie - za polską premierę "Radosnych dni".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji