Artykuły

Beckett i Mrożek (fragm.)

Za czasów Dejmka łódzki Teatr Nowy przyjeżdżał, do Warszawy z "Żywotem Józefa" i "Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim"; obecnie ten sam teatr pokazał w stolicy Becketta i Mrożka, a więc ideowy i artystyczny gatunek, który programowo nie mieścił się w Teatrze Dejmka.

Zestaw nazwisk i utworów nieprzypadkowych: Samuel Beckett, to pisarz reprezentatywny dla paryskiej - a i światowej - awangardy lat pięćdziesiątych, Sławomir Mrożek, debiutujący na scenie w tym samym okresie, czerpie z podobnego podglebia filozoficznego i artystycznego, tyle że podglebie jest obce, ale gleba - bardzo polska. Nie szokują już nas dziś ani Beckett ani Mrożek, odbieramy ich z krytycznym dystansem.

"Radosne dni" są smutną, przeraźliwie smutną i beznadziejną sztuką o przemijaniu i stopniowym umieraniu. Beckett obrazuje to w sposób naturalistycznie natrętny zarówno obrazem jak i językiem: bohaterka sztuki, Winnie, przeciętna kobieta z mieszczańskiej "inteligencji", prowadzi swój pozornie bezsensowny, prawie dwugodzinny monolog - zakopana najpierw (w I akcie) po pas, a potem (w II akcie) po szyję w ziemi. Jest pogodzona z przemijaniem czasu, ma świadomość zbliżającej się powoli śmierci, świadomość zamierania i odchodzenia. Dokąd? W pierwszym akcie jeszcze się modli czy też wykonuje rytuał modlitwy; w akcie drugim mówi (cyt. za tekstem, drukowanym w "Dialogu" nr 12/61): "Dawniej się modliłam (pauza). Tak, przyznaję, modliłam się. (uśmiech). Teraz nie. (uśmiecha się szeroko). Nie, nie (uśmiech znika)". A więc pozostało już tylko czekanie na stopniowy rozkład. Z poszerzającą się szczeliną pustki i beznadziejności. I samotności.

Aktorstwo Bohdany Majdy, które w tym przedstawieniu osiągnęło zaskakujące swym bogactwem apogeum, przekazało precyzyjnie całą beznadziejność wyobcowania, bezsensu i samotności człowieka, skazanego wyłącznie na życie fizyczne, doczesne. Milczącym niemal cały czas, ale widocznym i odczuwalnym, bo stanowiącym jakiś istotny punkt odniesienia dla Winnie, partnerem jest mąż jej Willy; gra go Tadeusz Minc, który i jako aktor i jako reżyser spektaklu uczestniczy we wspólnym, niewątpliwym sukcesie artystycznym. (...)

Ale warto było obejrzeć oba spektakle. Chociażby dlatego, żeby stwierdzić, że tzw. teatr awangardowy, to dziś już tylko margines polskiej sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji