Artykuły

Sztuka ciszy

XIII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Przedstawić w teatrze całą gamę ludzkich uczuć, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa, może tylko sztuka mimu, która na szczęście jeszcze przetrwała. A jak pokazał odbywający się na Scenie Na Woli w Warszawie XIII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu, który zakończy się dzisiejszego wieczoru, pantomima jako wyjątkowy gatunek teatru - mimo niesprzyjających okoliczności - jest w stanie się obronić. Ale pod jednym warunkiem: że zachowa swój wspaniały fundament, to znaczy czystość gatunku, i że właśnie na nim budować będzie nową jakość. Tegoroczny festiwal jest tego doskonałym potwierdzeniem.

Tegoroczny przegląd teatrów pantomimy w zasadzie ukazał pewną ideę, jaka łączy wszystkie te spektakle (a przynajmniej większość), które obejrzeliśmy podczas festiwalu. Mimo że teatry pochodzą z różnych krajów. Chodzi o pewne odniesienia do klasyki gatunku tej sztuki. Można nieco żartobliwie powiedzieć, że nad tegorocznym festiwalem opiekuńczo spoglądał z góry Marcel Marceau. Większość spektakli nawiązywała do estetyki tego nieżyjącego już wybitnego artysty, mistrza sztuki mimu. Gdyby żył, w tym roku obchodziłby 90. urodziny. A niektóre spektakle były wręcz hołdem złożonym temu artyście.

Prawdziwa kreacja

Takim właśnie przedstawieniem utrzymanym w stylu tradycyjnej pantomimy Marcela Marceau jest "Agua de Lagrimas" [na zdjęciu] w reżyserii Lionela Ménarda. Ten znakomity spektakl w wykonaniu aktorów Warszawskiego Centrum Pantomimy opowiedziany jest językiem Marcela Marceau. Wszyscy wykonawcy: Marta Grądzka, Ewelina Grzechnik, Maja Pieczarek, Paweł Kulesza i Bartłomiej Ostapczuk, zaprezentowali dobre przygotowanie edukacyjne i wysokie umiejętności artystyczne. A Bartłomiej Ostapczuk grający główną postać może zapisać tę rolę w poczet swoich najlepszych dokonań artystycznych. To prawdziwa kreacja.

Aktor poprowadził swego bohatera poprzez rozmaite sytuacje, ukazując całą rozpiętość jego wewnętrznych przeżyć. Frollo Bartłomieja Ostapczuka przeżywa na zmianę strach, niepokój, bezradność, radość, fascynację poznaną kobietą, nieodwzajemnioną miłość, silne wzruszenia. Zewnętrznie odrażający, brudny, zaniedbany, bezdomny kloszard. Ale wystarczy grymas twarzy, ułożenie sylwetki, układ rąk, jeden delikatny gest, by zobaczyć w nim zupełnie innego człowieka. Wtedy nie zauważamy jego powierzchowności, a widzimy stan ducha Frolla i świat jego wewnętrznych przeżyć. Tutaj każdy ruch, każdy gest, każdy szczegół jest świadomie użyty, uruchamia odpowiednią sferę przeżyć i niesie znaczenie.

Bohater Bartłomieja Ostapczuka jest wzruszający i zarazem zabawny. Łączy w sobie melancholię Chaplinowskiego bohatera, subtelnie wyrażony humor oraz Pierrota z komedii dell'arte. Piękna rola, doskonały spektakl. I - co ważne - przedstawienie ma charakter fabularny, opowiada pewną historyjkę, dzięki czemu możemy śledzić rozwój postaci. Ważną funkcję odgrywa tu znak plastyczny. Byłaby wielka szkoda, gdyby ten premierowy spektakl Warszawskiego Centrum Pantomimy nie znalazł się w stałym repertuarze teatru, bo w pełni na to zasługuje.

Pamięci Marcela Marceau poświęcili swój występ artyści z Ukrainy Quartet De.Kru w spektaklu wyreżyserowanym przez Liubov Cherepakhinę (na podstawie własnego scenariusza), prezentując - można powiedzieć - kwintesencję sztuki mimu. Ich spektakl składający się z samych etiud był prezentacją doskonałego warsztatu umiejętności, pokazu czystej, pięknej pantomimy łączącej klasykę ze współczesnymi środkami wyrazu. Pantomimy, w której znalazło się miejsce i na dramat, i na komedię, i na realność przekazu, i na minifabułkę, i na metaforyczny skrót odwołujący się do poezji oraz tego wszystkiego, co zawarte jest w niej między wierszami. Przemiana postaci następuje tu błyskawicznie, a widz też błyskawicznie odbiera kolejne wcielenia aktora.

Ten czteroosobowy zespół pokazał, iż artysta mimu jest całkowicie samowystarczalny. Nie potrzebuje ani scenografii, ani rekwizytów, bo narzędzia, którymi się posługuje, tkwią w ciele, w rękach, nogach, twarzy, oczach. W całej sylwetce. Za pomocą swego ciała, giętkości dłoni, tułowia, stóp, wyrazistości oczu i całej mimiki kreuje rzeczywistość w najrozmaitszych jej wymiarach, od czysto zewnętrznych wydarzeń do przeżyć całkowicie introwertycznych. Może wykreować świat zewnętrzny i wewnętrzny postaci, którą gra, jej radość i smutek, jej płacz i zakochanie. Wszystko. Ale żeby to przekładało się czytelnie na drugą stronę rampy, w kierunku publiczności, potrzeba znakomitych artystów. I taki okazał się zespół z Ukrainy, po raz pierwszy goszczący na warszawskim festiwalu.

Dotrzeć do istoty teatru

Ku klasycznej pantomimie skierowany był także otwierający festiwal znakomity spektakl "Szatnia" według scenariusza i w reżyserii Zbigniewa Szymczyka w wykonaniu Wrocławskiego Teatru Pantomimy, będącego spadkobiercą unikatowego w skali światowej teatru, założonego niegdyś przez Henryka Tomaszewskiego. Ten wybitny artysta stworzył wspaniały teatr promujący podstawowe wartości, afirmujący życie, w centralnym miejscu stawiający człowieka nigdy nieodartego z jego godności i istoty człowieczeństwa. W sferze artystycznej aktorzy prezentowali najwyższy kunszt sztuki mimu.

Natomiast po śmierci Tomaszewskiego - teatr ten, niestety, odszedł daleko od idei założyciela, podupadł moralnie i artystycznie, prezentując czasami spektakle wręcz urągające wspaniałej artystycznej tradycji tego miejsca. "Następca" Tomaszewskigo - Aleksander Sobiszewski, w niektórych spektaklach, dając wyraz swojemu zapiekłemu antyklerykalizmowi, nie panował wręcz nad stroną artystyczną przedsięwzięcia, nie mówiąc już o wymowie moralnej, etycznej spektaklu, jak to było na przykład w niegdysiejszym przedstawieniu "Science fiction" ohydnie karykaturującym postać chorego Jana Pawła II.

Dziś pod dyrekcją Zbigniewa Szymczyka Wrocławski Teatr Pantomimy, prezentując spektakl "Szatnia", oddaje hołd swemu założycielowi. Przedstawienie, sięgając do źródła wrocławskiej pantomimy, wykorzystuje motywy choreografii z archiwalnych spektakli Henryka Tomaszewskiego. Zbigniew Szymczyk, budując swój spektakl na przywołanych fragmentach z przedstawień mistrza, próbuje odtworzyć wspaniałą tradycję tego miejsca, na niej budować nowe i w ten sposób próbować dotrzeć do istoty teatru tworzonego niegdyś przez Tomaszewskiego.

Dla tych, którzy osobiście pamiętają spektakle Tomaszewskiego, "Szatnia" jest wzruszającą podróżą w rejony prawdziwej, pięknej, o głębokiej wymowie pantomimy w jej czystym gatunku. Zastanawiam się tylko, czy obecnemu szefowi teatru wystarczy odwagi i wytrwałości w tworzeniu dzieła kultywującego tradycję sztuki pantomimicznej w tym najlepszym, najgodniejszym znaczeniu.

Uczta na zakończenie

Na zakończenie festiwalu publiczność czeka wspaniała uczta artystyczna - występ wybitnych artystów grupy Bodecker & Neander Compagnie nawiązującego do estetyki pantomimy Marcela Marceau. Można powiedzieć, że początek i koniec festiwalu ujęte są w klamrę kompozycyjną wyznaczającą kierunek formalno-ideowy obecnego festiwalu. Jest to wyraźne ukierunkowanie ku pantomimie opartej na tradycyjnym języku mimu i czystym gatunku tej sztuki, co nie oznacza zamknięcia się na różnorodność interpretacji. Ale owe poszukiwania różnorodności muszą być oparte na trwałym fundamencie, jakim jest czysty gatunek pantomimy. Właśnie spektakl określony jako wieczór współczesnej pantomimy, w którym wystąpili artyści z różnych krajów, jest uwyraźnieniem owej idei różnorodności sztuki mimu, którą łączy jednak ten sam fundament.

Dobrze, że jest taki festiwal, który nie ulegając naciskowi chorej mody dyktującej promocję rozmaitych dewiacji, w skromnych warunkach robi wspaniałą, piękną rzecz, zarówno pod względem artystycznym, edukacyjnym, duchowym, jak i w ogóle kulturowym. A już miał być skasowany, bo ministerstwo nie zamierzało wyłożyć grosza. Widocznie w guście ministra Bogdana Zdrojewskiego nie mieści się teatr, w którym nie obraża się Polaków, nie pokazuje się obscen i nie promuje się homoseksualizmu. Ale publiczność wierna festiwalowi nie dała za wygraną, szturmowała ministra na różne sposoby, aż w końcu pieniądze się znalazły.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji