Artykuły

Iwaszkiewicz Hanuszkiewicza

"Czy nie szkoda Iwaszkiewicza na stos?" To pytanie rozpoczął esej, ja­kim Tomasz Burek poprzedził wybór opowiadań Iwaszkiewicza, wydany nakładem "Pulsu". "Myślę natural­nie - wyjaśnia Burek - o stosie popeerelowskich rupieci literackich, na który teraz usiłuje się Iwaszkie­wicza jako pisarza zgodliwego wo­bec dawnej władzy - zepchnąć, pogrążając w tak zwanym sprawiedli­wym zapomnieniu".

Obszerne fragmenty eseju prze­drukowano w programie najno­wszego spektaklu Adama Hanusz­kiewicza. Nie przypadkiem. Hanu­szkiewicz bowiem podziela wąt­pliwości Burka. Na wstępie wygła­sza parę słów poświęconych pa­mięci Iwaszkiewicza, którego na­zywa "poetą zapomnianym wczo­raj". Niesłusznie zapomnianym, to oczywiste, i o tym ma przekonać widzów przedstawienie.

A zatem: czy nie szkoda Iwa­szkiewicza na stos?

Otóż sądząc po tym, co zoba­czyć można w Teatrze Nowym, trochę szkoda, ale nie bardzo.

Spektakl składa się z dwóch od­rębnych części. W pierwszej recytuje się i - przede wszystkim - śpiewa strofy Iwaszkiewicza. Skromnie, bez szczególnej wy­stawy, jeśli nie liczyć bogatych sukni ślubnych, w które przyodzia­no aktorki. Dlaczego wiersze prze­sycone refleksją o przemijaniu skojarzono na scenie akurat z ko­stiumem panny młodej - domyślić się trudno, ale to ostatecznie dro­biazg, nie przeszkadza kontemplo­wać uroku poezji. Poezji nieprzepastnie głębokiej, takiej, która do­skonale nadaje się do śpiewania właśnie. Jak "Piosenka dla zmar­łej": "Wszystko jest bez sensu/ Wszystko pogmatwane/ Jak te wi­norośle/ Gąszcze cmentarniane". No, może i szkoda Iwaszkiewicza na stos - myślimy wtedy.

Niestety tylko do przerwy, bo po przerwie zaczyna się część druga, oparta na dialogach z opo­wiadania "Matka Joanna od aniołów". Dialogi te wypreparo­wano z tekstu noweli w taki sposób, że bez śladu ulotniła się niepowtarzalna aura utworu, tej dziwnej, niepokojącej opowieści o klasztorze zagubionym gdzieś na dalekiej smoleńszczyźnie, w sąsiedztwie karczmy i zabłoconych ulic małego, prowincjonalnego miasteczka. Malownicze opowia­danie Iwaszkiewicza, rozegrane w konwencji "światopoglądowej dysputy" (na scenie tylko okratowana cela "nawiedzonej") wyglą­da żałośnie, niczym paw oskuba­ny z barwnych piórek. Na scenie toczą się nieznośnie rozwlekle rozmowy, przepojone domorosłą filozofią i psychologią, przedsta­wione w sposób tyleż szkicowy, co tandetny. Matka Joanna (Magda­lena Cwenówna) komicznie mio­ta się w konwulsjach opętania, demon przez głośniki sączy swoje złowrogie podszepty, czerwona poświata zalewa scenę w chwili, gdy ksiądz Suryn (Arkadiusz Bazak) dokonuje mordu. Wszystkie te efekty zamiast grozy wywołują wesołość. Takiego Iwaszkiewicza nie szkoda na stos.

No tak, ale to jednak Iwaszkie­wicz przykrojony dość nie­umiejętnie, o czym łatwo się przekonać sięgając po opracowa­ny przez Burka tom "Najpiękniej­szych opowiadań". Tu wszakże przeciwnicy poety, który kazał się pochować w mundurze górnika, odpowiedzą, że Burek starannie wyselekcjonował najbardziej wartościowe dzieła, inne znacz­nie gorzej zniosły próbę czasu. Więc jak to w końcu jest: szkoda czy nie?

Na to pytanie chyba wciąż nie ma ostatecznej odpowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji