Artykuły

Entliczek, mętliczek

Takie mam już zboczenie, że nie lubię przedstawień męt­nych. Jakkolwiek psychologiczno-groteskowo pokomplikowana proza Jerzego Pilcha jest świetna w lekturze, źle znosi przeniesienia na ekran czy scenę bez interpretacyjne­go klucza. Reżyser Rudolf Zioło jed­nak go nie znalazł.

Należę do tych, którzy ulegają nie­zapomnianemu stylowi prozy Pilcha. Stąd też słabość doń Zioły mógłbym uznać za wybaczalną. Niestety, przy­chylam się również do zdania, że nie wszystko, co wychodzi spod pióra naj­modniejszego choćby pisarza, nadaje się do natychmiastowego przeniesie­nia na scenę. W każdym razie nie w tej formie, z jaką mamy do czynienia w warszawskim Teatrze Powszech­nym.

Premiera teatralna "Innych rozko­szy" w stosunku do tej telewizyjnej, także Zioły, sprzed dwóch lat, docze­kała się rozszerzenia perypetii życio­wych bohatera Pawła Kohoutka (Wie­sław Komasa) o retrospekcje sprzed trzech dziesięcioleci. Nie wiadomo po co, gdyż nowy wątek, zaczerpnięty z "Tysiąca spokojnych miast", innej po­wieści Pilcha, robi wrażenie doklejone­go na siłę, dodatkowo gmatwając i tak nieprostą akcję.

Wątki obu planów czasowych są przez reżysera równolegle prowadzone, co powoduje nieustanne przeskoki ak­cji z jednej rzeczywistości w zupełnie inną, ujawniając sprzeczności nie do pogodzenia. Paweł Kohoutek, neura­steniczny, niedojrzały inteligent po czterdziestce o skomplikowanych związkach rodzinno-uczuciowych, ujawnia się znienacka jako przedwcze­śnie wkraczające w próg dorosłości dwunastoletnie pacholę.

Żeby trudniej było zgadnąć, rzecz dodatkowo gmatwają wyobrażenia po­staci drugiego planu. Z niewytłuma­czalnych powodów upływ czasu odci­ska się na Pastorze (Cezary Żak) i Pa­storowej (Grażyna Marzec), którzy są młodzi i ufryzowani, to znów przypró­szeni dostojną siwizną, a nie dotyka np. Ojca (Kazimierz Kaczor) czy Mat­ki (Ewa Dałkowska), o nieodmiennie takiej samej powierzchowności. Mylą też tropy podobni, nastoletni statyści w rolach chłopców, z których jeden jest Kohoutkiem sprzed trzydziestu lat, drugi zaś jego synem.

Oba wątki powieściowe dotyczą najzupełniej różnych spraw, dlatego ich przeplecenie jest zabiegiem sztucz­nym. Poza mętlikiem, nie wnosi on żadnej jakości do przedstawienia, a je­dynie rozciąga je w czasie. Np. numer z Pastorem, urozmaicającym każdą domową okoliczność patetycznymi ka­zaniami, bawi tylko raz. Rozwleczona do granic przyswajalności powtórka tego samego chwytu jedynie irytuje.

Zespół Teatru Powszechnego nale­ży do najlepszych w Polsce, wszelako nie w każdym przedstawieniu to się uwidacznia, jak nie przymierzając w "Innych rozkoszach". Podejrzewam, że ma to związek z umiejętnością pro­wadzenia artystów, którzy grają tak, jak ich reżyser prowadzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji