Artykuły

Demirskiego skok przez mur

- Myślę, że te zarzuty trochę wynikają ze specyfiki Gdańska. Żeby jakiś teatr krytykować, może warto byłoby zacząć do niego chodzić - mówi PAWEŁ DEMIRSKI, kierownik literacki Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Dramat w dwóch aktach z prologiem i epilogiem

Osoby:

Paweł Demirski - młody, szczupły dramaturg

Antoni Pawlak - straszy, pucołowaty poeta

Chór - grecki

PROLOG

Mała pakamera na tyłach sceny w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Na stoliku stosy gazet, butelki z wodą mineralną i przepełniona popielniczka. Naprzeciw siebie siedzą Demirski i Pawlak.

PAWLAK:

Wszedłem w wyszukiwarkę Google i zobaczyłem, że na twój temat jest 224 rekordów. Nieźle.

DEMIRSKI: (wzrusza ramionami)

PAWLAK:

Pojawiłeś się w Gdańsku stosunkowo niedawno, prawda?

DEMIRSKI:

Nie. Jestem z Gdańska, urodziłem się tu, tu zrobiłem maturę i przez rok studiowałem architekturę. Potem zrezygnowałem ze studiów i pojechałem studiować do Wrocławia. A potem tu wróciłem.

PAWLAK:

I od razu do Teatru Wybrzeże. Byłeś pomysłodawcą czegoś, co nazywało się, jakby w nawiązaniu do spinającej Trójmiasto Szybkiej Kolei Miejskiej, Szybki Teatr Miejski. Co to konkretnie jest?

DEMIRSKI:

Byłem zafascynowany brytyjskim teatrem dokumentalnym oraz podobnymi projektami robionymi przez Rosjan. I doszliśmy z dyrektorem Nowakiem do wniosku, że warto robić coś podobnego. Opracowaliśmy technikę pisania tekstów dramatycznych we współpracy z dziennikarzami...

PAWLAK:

Złośliwi twierdzili, że ma to więcej wspólnego z dziennikarstwem niż z dramaturgią, z teatrem.

DEMIRSKI:

No nie, spokojnie. To nie do końca tak. Materiały rzeczywiście zbierali dziennikarze. Chociażby dlatego, że robią to zdecydowanie lepiej od nas. Ale potem te czysto dziennikarskie materiały zamykaliśmy w zwartą strukturę dramaturgiczną. STM pozwala nam pokazać człowieka, który w mediach schowany jest za liczbami, procentami i sensacyjnymi migawkami. Pomysł polegał na tym, by grać to w zwykłych mieszkaniach, dla bardzo małej publiczności. Chodziło z grubsza o to, by stworzyć klimat bardzo intymnego odbioru. Chcieliśmy być jak najbliżej życia. Opowiadania o autentycznych, a nie wymyślanych postaciach. A ta niejako wymuszona intymność nie dotyczyła tylko publiczności. Bo w takich warunkach zmienia się też sposób grania przez aktorów. Między tymi mieszkaniami jeździł autobus z publicznością...

Właśnie dla Szybkiego Teatru Miejskiego napisałem "Padnij", rzecz o żonach polskich żołnierzy w Iraku. Ta sztuka będzie przeniesiona do telewizji.

CHÓR:

Świat jest pełen cudów,

ale najcudowniejszym na świecie zjawiskiem

jest człowiek.

AKT I

Mała pakamera na tyłach sceny w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Na stoliku stosy gazet, butelki z wodą mineralną i przepełniona popielniczka. Naprzeciw siebie siedzą Demirski i Pawlak.

PAWLAK:

Jakiś czas temu zacząłeś pisać sztukę o Lechu Wałęsie. I stała się rzecz, mówiąc delikatnie, dziwna. Zobacz, jak Tadeusz Różewicz pisze sztukę, to po prostu ją pisze. Natomiast jak Paweł Demirski pisze sztukę, to zanim ją jeszcze skończy, już ekscytują się tym media. O co w tym wszystkim chodzi?

DEMIRSKI:

Wcale nie jestem szczęśliwy z tego powodu. Z drugiej strony staram się nie zwracać na ten cały szum uwagi. Po prostu siedzę w domu i piszę. Ale spójrz na to inaczej. Jeśli się poprzez media promuje u nas jakieś zupełnie idiotyczne inicjatywy, to niby czemu nie mamy promować teatru? Bo, tak naprawdę, jest to przede wszystkim promocja teatru, który zazwyczaj z dość dużym trudem przebija się przez ten medialny chaos. Poza tym żyjemy w takich czasach, że promocja jest nieodzownym i koniecznym elementem naszych działań. Myślę zresztą, że promowanie takich zjawisk jak teatr jest być może najpotrzebniejsze dlatego, by teatr zaznaczył swoją obecność w życiu społecznym. Tak więc nie mam do takich działań obrzydzenia. Jest chyba nieźle. A jeśli jest coś w tym promocyjnym szumie złego, to tylko dla mnie osobiście.

PAWLAK:

A nie uważasz, że jest tu jeszcze jedno niebezpieczeństwo? Oto masz jakiś pomysł. Znakomity pomysł. Zaczynasz pisać i całemu światu to obwieszczasz. A tu po pewnym czasie pomysł "siada". Dochodzisz do wniosku, że ten pomysł wcale nie był taki dobry, że sztuka kompletnie nie wychodzi. Ale jesteś po słowie. Publicznym w dodatku. Nie sądzisz, że można się na tym ostro przejechać?

DEMIRSKI:

Nie. W swoim podejściu do pisania tekstów dramaturgicznych mam określoną filozofię. Jak nie sprawdzę w jakiś sposób pomysłu, to w ogóle nie siadam do pracy. Tak naprawdę jestem rzemieślnikiem. I szczycę się tym. U mnie ten czas sprawdzania pomysłu, wstępnego pisania, jest bardzo długi. To trwa miesiące. I cały czas zastanawiam się, czy mogę się tego pomysłu podjąć, czy nie, czy podołam, czy nie. Poza tym dramaty, sztuki teatralne pisze się kolejnymi wersjami. I nawet jeżeli pierwsza jest kiepska, to dwunasta będzie już dobra.

PAWLAK:

Ale przecież zdarza się czasami, że jakiś projekt, nad którym się pracuje, nie wychodzi. I się go zarzuca lub odkłada.

DEMIRSKI:

Nie wierzę w to. Ta polska wiara, że się siada, wyjmuje świeczkę, wieczne pióro i czeka na natchnienie, to bzdura. Trzeba po prostu siedzieć i dłubać. To po prostu ciężka praca. Oczywiście czasami myślę o tym, co się stanie, jak nie wyjdzie. Ale wierzę, że wyjdzie.

PAWLAK:

Przeczytałem w jakiejś gazecie, że Lech Wałęsa zobaczył próbę twojej sztuki i powiedział, że to dobre jest. Czy nie obawiasz się, że to - choćby przez tę reakcję Wałęsy - wielu ludziom każe podejrzewać, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju nowej "Brygady mistrza Karchana", że będzie to coś na kształt współczesnego socrealizmu?

DEMIRSKI:

Wałęsa zobaczył tylko cztery sceny i powiedział, że dwie, w których był bohaterem, były super, a dwie, w których go nie było, były nudne. I to cały jego komentarz. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ludzie mogą w ten sposób myśleć. Trochę się tego nasłuchałem, trochę poczytałem, co piszą internauci. Ale, szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi. Mam spory dystans do tego tematu, do tej postaci. Przecież ja w 1980 roku robiłem w pieluchy! Piszę to ze swojej perspektywy, z perspektywy człowieka, który jeszcze trzy lata temu zastanawiał się, czy nie wyjechać z tego kraju, czy go nie porzucić i nie myć garnków w Londynie.

PAWLAK:

Kim dla ciebie jest bohater tej sztuki? Kim dla ciebie jest Wałęsa? Ma tragiczny wymiar bohaterów Szekspira?

DEMIRSKI:

Teraz, w trakcie pisania, coraz silniej do mnie dociera, że Wałęsa jest postacią tragiczną w sposób nieomal antyczny. Myślę, że to postać, którą strasznie trudno zakwalifikować. On nie mieści się w naszych intelektualnych etykietach. I kiedy śledzę jego rozwój, jego drogę, to myślę, że on spotykał ludzi, którzy nie do końca go rozumieli. A to dlatego, że oni w większości rozumowali według niezbyt pasującego, typowo intelektualnego klucza.

Dla mnie fascynujące jest w nim to, nie wiem, czy mi się uda to w sztuce odtworzyć, że on oprócz tego, że mówił swoim robotniczo-chłopskim językiem, to świetne czytał to, co do niego mówiono. Tylko że z nim niestety źle rozmawiano. Nikt równie efektywnie nie prowadziłby sierpniowych rokowań. Ludzie, którzy byli w jego otoczeniu, którzy byli jego doradcami, nie potrafili wejść w jego język i się z Wałęsą porozumieć.

Myślę, że to jest tak jak z bykiem, który jest silny i który jest w stanie bardzo dużo zrobić tylko dlatego, że jest bykiem. A byka nie oswaja się czerwoną płachtą.

PAWLAK:

Dzieł sztuki poświęconych Wałęsie nie było wiele. A mimo to większość z nich, włącznie ze sztuką takiego mistrza jak Sławomir Mrożek, okazała się - delikatnie mówiąc - niewypałem. I jeżeli masz rację, to fakt, że jesteśmy skażeni inteligenckością, intelektualizmem, powoduje, że nie jesteśmy w stanie Wałęsy do końca rozumieć. I dlatego się wykładamy.

DEMIRSKI:

To, że Mrożek i paru innych na czymś się położyli, nie jest dla mnie żadnym argumentem. Ja wierzę w swój dystans do Wałęsy i tych czasów. Wierzę, że pomoże mi to, że tego nie przeżyłem, nie mam swoich dawnych opinii na ten temat. Praktycznie dopiero teraz zaczynam je mieć. Zanim zacząłem studiować materiały źródłowe, coś tam - piąte przez dziesiąte - wiedziałem o wydarzeniach z lat 80. Teraz poznaję te sprawy z dużego dystansu i nie muszę weryfikować swojego dawnego o tym myślenia, bo go po prostu nie miałem.

PAWLAK:

Poznałem Lecha Wałęsę jakieś dwa, może trzy tygodnie przed strajkiem sierpniowym. Był stosunkowo nieśmiałym facetem. Potem, podczas strajku, na moich oczach rósł jak młody bambus - 20 centymetrów na dobę. I w jakiś sposób zakochałem się w tym facecie. Zakochałem się głównie z tego powodu, że ten prosty człowiek, będąc przywódcą największego strajku w Europie, nie zwariował, nie uderzyła mu do głowy sodówa. Ale jakiś miesiąc po strajku dowiedziałem się, że na wydziale dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego odbędzie się spotkanie z Wałęsą. Wsiadłem więc w autobus 116 i pojechałem głównie po to, by zweryfikować swój pogląd na niego. Wszedłem na przepełnioną salę. Rozglądam się. Wałęsa coś mówi, a w pierwszym rzędzie siedzi profesor Klemens Szaniawski, postać wybitna, i płacze. I pamiętam, pomyślałem wtedy, że ten mój bunt, to moje zwątpienie było bez sensu. Wychodziło wprost z takiego typowo inteligenckiego myślenia, że to my jesteśmy lepsi. A tu się okazało, że niekoniecznie. Że oto na naszych oczach realizuje się raz jeszcze banalny, ale prawdziwy mit - z chłopa król, z pucybuta milioner. Zwykły robotnik obala komunizm, zostaje prezydentem jednego z nie najmniejszych krajów europejskich. Jest coś fascynującego w tej postaci. Postaci wewnętrznie sprzecznej, potwornie powikłanej...

DEMIRSKI:

Myślę, że dużym nieporozumieniem związanym z Wałęsą jest to, że przykładamy do niego wciąż te jego robotnicze korzenie i dziwimy się, że mimo to do czegoś doszedł, jakby nie w swojej dziedzinie. On posługiwał się strasznie dziwnym językiem, ale to, co miał w środku, nie było sprzeczne. Tylko język był sprzeczny i nie do końca zrozumiały. Myślę, że najgorsza rzecz, jaka stała się w naszym kraju, to ta, że język propagandy partyjnej z lat 80. stał się językiem obowiązującym w naszym myśleniu o Wałęsie także po roku 89. Że my, inteligencja, daliśmy się wpuścić w niezłe maliny, uwierzyliśmy w to, co mówili nam o Wałęsie komuniści. I oni w jakiś sposób na tym wygrali. Jeśli jednym z większych i ważniejszych prezydentów Stanów Zjednoczonych mógł zostać aktor, który nie był mistrzem intelektu, to dlaczego w Polsce wielkim prezydentem nie mógł być robotnik? Zaprzepaściliśmy wielką szansę - mogliśmy mieć ważną, rozpoznawalną w świecie i szanowaną w Polsce postać, ikonę, symbol.

PAWLAK:

My Polacy jesteśmy mistrzami w obalaniu autorytetów. Wałęsa mógł być naszym wielkim autorytetem, ale wykończyliśmy go. My wszyscy. A najbardziej tragiczne jest to, że w odbrązawianiu Lecha, w oskarżaniu go o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa, w wielkiej mierze na ochotnika celują jego dawni koledzy z opozycji z lat 70. Nie wiem, czy Wałęsa współpracował na początku lat 70. z SB. I, prawdę mówiąc, mało mnie to interesuje. Bo jeżeli nawet współpracował, jest to mało ważne w kontekście tego, co w rezultacie zrobił, tego, że obalił komunizm. I jest smutne, zawstydzające i przerażające, że dziś Wałęsa prosi Jaruzelskiego, by ten zaświadczył, że Lechu nie był agentem.

DEMIRSKI:

No nie wiem, czy to jest polska cecha, czy właściwa w ogóle dla naszego gatunku. W moim, takim bardzo kolejarskim rozumieniu sprawy, w sierpniu 80 roku ludzie potrafili być solidarni i działać w jednej, wspólnej sprawie. I w pewnym momencie przestali działać we wspólnej sprawie, zaczęli działać w swojej. I - wedle ich myślenia - jeśli był wtedy z nami taki Wałęsa, to trzeba go teraz pojechać. Zauważ, że cały Sierpień w żenujący sposób został zasypany przez, kurwa, małych ludzi.

PAWLAK:

Pamiętasz taki wiersz Mickiewicza?

Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,

I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.

Ręce za lud walczące sam lud poobcina.

Imion miłych ludowi lud pozapomina.

Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie

Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.

DEMIRSKI:

O, to to! Dokładnie. A jeśli chodzi o tę agenturalność. Otóż nawet jeśli Wałęsa w 70 roku coś podpisał i nawet jeśli donosił, w co nie wierzę...

PAWLAK:

Żeby była jasność - ja też nie wierzę.

DEMIRSKI:

...to rzeczy, które zrobił w latach 80., były zdecydowanie ważniejsze. I to żeby stał się symbolem wolnej Polski, żeby stał się autorytetem, to też było ważniejsze.

PAWLAK:

Zwłaszcza że brakuje nam autorytetów.

DEMIRSKI:

Po śmierci papieża można się czuć samotnym, bo do nikogo nie można się odwołać, na nikogo się powołać.

PAWLAK:

Ale to jest, mimo wszystko, takie trochę polskie. Pamiętasz, co działo się po śmierci Czesława Miłosza? Te, przepraszam za wyrażenie, dyskusje, czy pochować go na Skałce, bo to przecież nie Polak, a Litwin, bo źle się o Polsce, ojczyźnie naszej wyrażał...

DEMIRSKI:

Wiesz, to wszystko jest takie małe. Niedawno w "Gazecie Wyborczej" Sławek Sierakowski napisał, że u nas nie ma polityki jako takiej, a tylko małe decyzje polityczne. Z Miłoszem to też była taka mała decyzja polityczna - może coś na tym uda się ugrać? Na Wałęsie ludzie też chcieli coś ugrać.

PAWLAK:

Czy w twojej sztuce jest wątek tej rzekomej współpracy Wałęsy z SB?

DEMIRSKI:

Aluzyjnie. Ale jest mi trochę niezręcznie mówić o swoim tekście. A z drugiej strony nie piszę tekstu tak do końca realistycznego, odtwarzającego wydarzenia. Ja na to wszystko patrzę z pewnego rodzaju romantycznym zachwytem. To wszystko jest trochę odrealnione. To taki nawias. Wydarzenia, które miały miejsce 25 lat temu, mogły się zdarzyć 50 lat temu, 100 lat temu, w każdej sytuacji kryzysowej w Polsce. To w pewnym sensie Polska uniwersalna.

PAWLAK:

Zamykasz go w jakimś okresie czasowym?

DEMIRSKI: 1980-89.

PAWLAK:

A właściwie dlaczego akurat Wałęsa?

DEMIRSKI:

Myślę, że my jako społeczeństwo w pewnym sensie nie mamy tożsamości. Przez 50 lat komunizmu ta tożsamość była sztucznie budowana, zapomniano o tym, że myśmy zawsze byli rzeczpospolitą narodów, pełną mniejszości. W latach komunizmu starano się wszystko zrównać, stworzyć jeden wielki zespół Mazowsze, który jako jedyny ma patent na ludowość. I w konsekwencji nie mamy własnej tożsamości, nie mamy tradycji. Jeżeli na przykład w Wielkiej Brytanii 18-latek idzie na uniwersytet, na który chodził jego dziadek, jest to jakaś ciągłość, intelektualna, myślowa, obyczajowa. U nas tego nie ma. Jestem przekonany, że tego rodzaju wydarzenie jak Sierpień '80 powinno się stać fragmentem naszej tożsamości, jakiejś mentalnej świadomości, i to właśnie chciałem w swojej sztuce dać do zrozumienia.

PAWLAK:

Krytyk literacki Tomasz Burek powiedział kiedyś, że w pamięci społecznej nie zostaje, nie istnieje nic, co nie ma odwzorowania w literaturze. A jedno z największych wydarzeń historycznych XX wieku, strajk sierpniowy w 1980 roku, słabo jest opisane w literaturze. Wygląda na to, że po 1989 twórcy mało interesowali się tym tematem.

DEMIRSKI:

Na początku lat 90. miałem zaledwie 10 lat. I naprawdę jestem szczerze zdziwiony tym milczeniem twórców. Podejrzewam, że gdybym miał wtedy tyle lat co teraz, to od razu bym się zabrał za opisywanie tego fenomenu. Bo przecież to wygląda w tej chwili tak, jakbyśmy byli narodem niemyślącym. Narodem idącym tylko w jednym kierunku, niepotrafiącym rozliczyć się ze swoją komunistyczną mentalnością.

PAWLAK:

W literaturze czeskiej, niemieckiej, krajów bałkańskich aż roi się od takich rozliczeń. I czasami jest to na naprawdę wysokim poziomie artystycznym. A w Polsce?

DEMIRSKI:

W Polsce tego nie ma. Myślę, że dlatego, że my nie mamy do siebie dystansu. A poza tym lubimy myśleć schematycznie - albo ktoś był złym komuchem, albo szlachetnym solidarnościowcem. A takie myślenie się w sztuce nie sprawdza.

PAWLAK:

Taki prosty podział na czarne i białe znajdziesz tylko w bajce o sierotce Marysi.

DEMIRSKI:

A paradoksalnie jesteśmy jednocześnie strasznie letnim narodem. Narodem podatnym na dziwne sentymenty do komunizmu. Jakim cudem, na przykład, w tym kraju organizuje się 50-lecie Pałacu Kultury i Nauki? I nikt nie pamięta, czym był ten ponury gmach? Albo u nas, na Jarmarku Dominikańskim, co roku handluje się pamiątkami nazistowskimi. I nikogo to nie rusza.

PAWLAK:

A jak na twoje myślenie o rozliczeniu się z tamtymi latami reagują twoi rówieśnicy? Jak zareagowali na to, że postanowiłeś napisać sztukę o Wałęsie? Rozumieją to, czy traktują cię jak świra?

DEMIRSKI:

Jest takie lekkie pukanie się w głowę. Myślę, że to jest związane z tym, że my strasznie mało wiemy o naszej najnowszej historii. Jakby pierwszego lepszego studenta medycyny czy prawa zapytać, co się stało w sierpniu 1980 roku, to nikt nie miałby nic do powiedzenia. No, może oprócz paru haseł - że spało się na styropianie, że Wałęsa, że strajk.

PAWLAK:

Kiedy premiera twojej sztuki?

DEMIRSKI:

12 listopada.

PAWLAK:

Czyli 12 listopada to ty skaczesz przez mur. Wystawiasz się na sztych nie tylko Wałęsy, nie tylko polityków, bo też zapewne zabiorą głos, ale i krytyków teatralnych. Boisz się?

DEMIRSKI:

Nie, nie boję się. Naprawdę, bo to może nie jest ogromne doświadczenie, te dwa lata w teatrze, ale jakieś tam jest. Wiem, że trzeba robić swoje. Przecież połowa przynajmniej tekstów, recenzji, które są pisane, to tak naprawdę teksty idiotyczne. Ja robię swoje i mam wiarę, że to jest po prostu dobre.

CHÓR:

Szczęśliwe dni niewinnej młodości,

szczęśliwi, o których zapomniał los:

bo kiedy raz dotknie nas twarda ręka bogów,

dom runie i zmiażdży dzieci.

Nie odbuduje go już nowe pokolenie.

AKT II

Mała pakamera na tyłach sceny w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Na stoliku stosy gazet, butelki z wodą mineralną i przepełniona popielniczka. Naprzeciw siebie siedzą Demirski i Pawlak.

PAWLAK:

Jest jeszcze jeden temat, o którym chciałem porozmawiać. Głównie dlatego, że jesteś kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże. Wokół tego teatru narosło teraz sporo kontrowersji. Teatr podlega urzędowi marszałkowskiemu i marszałek uznał, że dyrektor Maciej Nowak się nie sprawdza i rozpisał konkurs na nowego dyrektora. Ale to problem głębszy i nie dotyczy tylko tego teatru. Po roku 1989 mecenas państwowy kuleje, a właściwie praktycznie go nie ma. Spór między waszym teatrem a urzędem marszałkowskim jest typowym sporem między kimś, kto ma wizję artystyczną, a tym, kto daje kasę. Głównym argumentem urzędników samorządowych jest to, że niby dlaczego mamy z naszych pieniędzy utrzymywać ten teatr, skoro publiczność do niego nie chodzi? Dlaczego mamy dawać pieniądze na teatr, którego propozycje programowe nam się nie podobają?

DEMIRSKI:

Myślę, że trzeba w to wejść głębiej. Po 1989 roku artyści powiedzieli: "Nam się nic nie należy". I to był podstawowy błąd. Bowiem w normalnym cywilizowanym kraju pieniądze powinny być na wszystko. Kultura nie jest mniej ważna niż szpitale, koleje, kopalnie itd. No może nie tak samo ważna, ale jest taką samą częścią rzeczywistości i środowiska, w którym żyjemy. Żeby państwo dobrze funkcjonowało, musi być w nim także miejsce na teatr. To po pierwsze. Po drugie nie do końca rozumiem krytykę repertuaru naszego teatru. Trudno gdzie indziej w Polsce znaleźć tak zróżnicowany repertuar. Gramy klasykę, mamy w repertuarze "Wesele", "Hamleta" i tak dalej. Myślę, że te zarzuty trochę wynikają ze specyfiki Gdańska. Żeby jakiś teatr krytykować, może warto byłoby zacząć do niego chodzić.

PAWLAK:

Są tylko dwa rodzaje teatru, które mogą obyć się bez dotacji. Są to albo małe grupy offowe, które się skrzykują na jedno przedstawienie i nie są obciążone administracją, etatami etc. Albo też są to wielkie projekty musichallowe, które - jako że łatwo na nich zarobić - spokojnie znajdą jakiegoś sponsora prywatnego. Natomiast każdy teatr miejski musi mieć dotacje, bo to jest budynek, administracja...

DEMIRSKI:

Teatr, wbrew marzeniom urzędników od kultury, nigdy nie będzie na siebie zarabiał. Jeżeli generuje zyski to dobrze, ale teatr repertuarowy nigdy na siebie nie zarobi. I jest to na całym świecie wiedza dosyć powszechna. W Wielkiej Brytanii istnieje grupa teatrów, które są dotowane przez państwo. Teatry w Wielkiej Brytanii są dotowane po to, by tworzyć brytyjską kulturę. I Brytyjczycy są dumni z tych teatrów.

PAWLAK:

Pisać i malować można do przysłowiowej "szuflady". Ale są dwie dziedziny sztuki, które się nie obejdą bez dotacji - to jest teatr i ambitne kino. I to, że państwo czy kasy samorządowe tak niechętnie dają na sztukę pieniądze, świadczy o tym, że rację ma Kazimierz Kutz, twierdząc, iż następuje u nas polsatyzacja kultury. Że zamiast kultury wysokiej twórcy wzięli sobie za cel schlebianie gustom debili.

DEMIRSKI:

Według naszych polityków wszelkie nakłady na kulturę mają się zwrócić. Ale tak naprawdę zwracają się tylko nakłady na kulturę masową! Zresztą nasi politycy w większości mają do kultury stosunek pogardliwy lub co najwyżej pobłażliwy - to jest dla nich nieważne, bo to nie przysparza głosów. W ogóle nie myśli się o kulturze jako sile formującej tożsamość tego kulawego społeczeństwa.

PAWLAK:

Obawiam się, że ten stosunek polityków i urzędników do kultury powoduje pogłębianie się naszego poczucia alienacji, braku tożsamości narodowej.

DEMIRSKI:

Moi rówieśnicy są dumni z tego, że nie chodzą do teatru. Że nie uczestniczą w kulturze, że nie czytają książek. To oderwanie od kultury niewątpliwie daje im jakąś satysfakcję. Bo kultura jest nudna, bo nie ma punktów stycznych z życiem, i takie tam. Moim zdaniem to wszystko jest sieroctwem po komunizmie. A także po głupocie wczesnych lat 90., kiedy to nasi rodzice nagle po odzyskaniu niepodległości zauważyli, że można zarabiać pieniądze, można kupować, mieć. I powiedzieli nam - idźcie na dobre studia, idźcie na architekturę, na ekonomię, bo potem będziecie mogli MIEĆ. Wszystkie inne zainteresowania, plany, płaszczyzny życia zeszły na boczny tor, przestały nas dotyczyć.

PAWLAK:

Wracamy do Teatru Wybrzeże. Załóżmy czarny scenariusz - Maciej Nowak nie będzie już dyrektorem. Co wtedy z tobą? Zostajesz? Odchodzisz?

DEMIRSKI:

Odchodzę.

PAWLAK:

Jesteś człowiekiem Nowaka?

DEMIRSKI:

To nie to. Po prostu nie wierzę, żeby na to miejsce przyszedł ktoś, kto by dawał taką wolność i robił taki teatr i w dodatku był lepszy od Maćka. Myślę, że Maciek jest najlepszy na tym stanowisku.

PAWLAK:

Wygląda na to, że niedługo Teatr Wybrzeże otrzyma status Teatru Narodowego...

DEMIRSKI:

Wiem, że jakieś procedury są wszczęte.

PAWLAK:

Jesteś kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże. Niewykluczone, że zaraz staniesz się kierownikiem literackim Teatru Narodowego. To w jakiś sposób zmieni twoją sytuację? Poczujesz się bardziej dowartościowany?

DEMIRSKI:

Jak usłyszałem, że nasz teatr będzie Teatrem Narodowym, napisałem projekt rozbudowania działu literackiego. Mielibyśmy dział literacki z prawdziwego zdarzenia - pewnie jedyny w Polsce. A mentalnie? Że będę narodowym kierownikiem czy nie narodowym to mnie, szczerze mówiąc, mało rusza.

PAWLAK:

Czy kierownik literacki pracujący z tak silną osobowością, jak Maciej Nowak, ma cokolwiek do powiedzenia?

DEMIRSKI:

A wiesz co mi Maciek powiedział po kilku tygodniach mojej pracy na tym stanowisku? Powiedział, że mnie trzyma między innymi dlatego, że ja się umiem stawiać, że potrafię się z nim kłócić. Maciek nie jest tego typu człowiekiem, który chciałby trzymać ludzi, którzy tylko spełniają jego wizje. To mu niepotrzebne. My się kłócimy i to jest fajne.

CHÓR:

Człowiek robi krok i parzy sobie stopy.

Bogowie znają grę pozorów,

zmieniają oczy ludzi.

Zło staje się dobrem, a dobro staje się złem.

Skierowany na nasze życie

wzrok bogów

urzeka nas i gubi.

EPILOG

Mała pakamera na tyłach sceny w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Na stoliku stosy gazet, butelki z wodą mineralną i przepełniona popielniczka. Naprzeciw siebie siedzą Demirski i Pawlak.

DEMIRSKI:

Nie uważasz, że ten chór, który komentuje naszą rozmowę, chwilami odzywa się trochę od rzeczy?

PAWLAK:

Bo to chór z "Antygony". Ale za to w tłumaczeniu Hebanowskiego, co akurat w tym teatrze jest głęboko uzasadnione.

CHÓR:

Patrz! To twoje dzieło!

KURTYNA

Na zdjęciu: Paweł Demirski słucha uwag Lecha Wałęsy po próbie czytanej swojej sztuki w Teatrze Wybrzeże, czerwiec 2005.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji