Artykuły

Zabijanie pamięci o Powstaniu

"Kamienne niebo zamiast gwiazd" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Gdy kilka lat temu recenzowałam przedstawienie "Hamlet '44", przygotowane z wielkim rozmachem, o sporym walorze widowiskowym, wystawione 1 sierpnia w nocy w otwartej przestrzeni wokół Muzeum Powstania Warszawskiego, czyli w parku Wolności, byłam rozczarowana zagmatwaniem myśli w spektaklu. Zarzucałam wówczas reżyserowi Pawłowi Passiniemu, że trudno znaleźć w tym przedstawieniu wiodącą myśl i że wiele dzieje się na zasadzie improwizacji itd. Wtedy nie wiedziałam, nawet nie mogłam przypuszczać, że to najlepsze przedstawienie spośród tych, które będą pojawiać się w następnych latach.

Kolejne spektakle "upamiętniające" Powstanie można porównać do paskudnego wyścigu, w którym reżyserzy prześcigają się w pomysłach, jak "dołożyć" Powstaniu i powstańcom. Na przykład przedstawienie "Opowiem wam bajkę" w reżyserii Pawła Łysaka to makabryczny horror z dialogami mówiącymi o ścianach domów oblepionych szczątkami ludzkich ciał i walającymi się na podwórkach ludzkimi głowami. Wysmarowani krwawą mazią od stóp do głów i ucharakteryzowani na nieboszczyków aktorzy, wyglądający jak zombi, przedstawiali powstańców, co na widowni budziło gromki śmiech. Oczywiście nie mogło zabraknąć wątku o jadowitym antysemityzmie żołnierzy AK, powstańców.

Wszystkie spektakle wypreparowane są z jakiejkolwiek idei nawiązującej do Powstania. Epatowanie krwawymi scenami, czerwone plamy namalowane fosforyzującą farbą, jak w przedstawieniu "Powstanie" w reżyserii Radosława Rychcika, gdzie aktorzy, zamiast mówić, przekrzykiwali się, okropnie wrzeszcząc, biegali i obrzydliwie parodiowali pieśni z "Warszawianką" na czele - to powtarzające się elementy w corocznym bełkocie pseudoprzedstawień.

Sceniczne dno

Każdego roku wydaje mi się, że już gorzej być nie może, że przedstawienie sięgnęło dna, więc w następnym roku musi być choć ździebko lepiej. Okazuje się, że "badziewie" nie ma dna. W tegorocznym przedsięwzięciu tandem: Krzysztof Garbaczewski (reżyseria) i Marcin Cecko (tekst) spektaklem "Kamienne niebo zamiast gwiazd" prześcignęli wszystkich swoich poprzedników. Tę ośmieszającą i deprecjonującą Powstanie Warszawskie miernotę, którą spreparowali, nazwali eksperymentem scenicznym. Wydarzenie historyczne, jakim jest Powstanie, zostało tu poddane prymitywnej przeróbce, a ze względu na cel działania, powiedziałabym - przeróbce "rewizjonistycznej".

Rzecz jakoby zainspirowana powieścią Jerzego Krzysztonia ma niby pokazywać cywilnych mieszkańców ukrywających się w piwnicach, schronach podczas Powstania. Akcja skoncentrowana jest na ich wzajemnych relacjach. Ta zdegenerowana grupa kotłuje się i zachowuje względem siebie jak dzicz (jeden z aktorów ma na sobie podkoszulkę z ogromnym wizerunkiem goryla), podgryzają się, "chłepczą" wzajemnie swoją krew. Okazuje się, że jest to zbiorowisko zombi i wampirów, co niby ma być metaforą powstańców, którzy już nie żyją, ale to z ich powodu pamięć o Powstaniu wciąż powraca i niejako zżera współczesnych, wbrew ich woli. A więc bohaterowie Powstania jako zombi i wampiry.

Ponadto wśród panującego na śmietnikowej scenie chaosu, wrzasku, strzelaniny silnie wyeksponowane są wątki lesbijskie i homoseksualne, co ma być aluzją do oszczerczych "rewelacji" na temat "Rudego" i "Zośki", bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego "Kamienie na szaniec". Niedawno tego typu haniebne wymysły pojawiły się w mediach i jak dotąd ich autorka nie poniosła żadnych konsekwencji. Jak widać, podwójne standardy ciągle są aktualne. Oczywiście stosowane nie do wszystkich. Te obrzydliwe obscena budzą u widza odruch wymiotny.

Nachalne zaś "uatrakcyjnienie" tej miernoty (którą trudno nazwać przedstawieniem) wstawkami i elementami współczesnymi ma niejako sugerować, że my, dzisiejsi potomkowie powstańców, spadkobiercy ideowego dziedzictwa Powstania, jesteśmy skarlali, zdegenerowani z winy tego narodowego zrywu. Według twórców tego skandalicznego spektaklu, Powstanie Warszawskie zdemoralizowało ludzi (vide: piwnice), a dziś współcześni, pragnąc uwolnić się od pamięci o tamtych wydarzeniach, z którymi - według reżysera i autora tekstu - nic ich nie łączy, natrafiają na mur w postaci zombi i wampirów pamięci.

Bezczelna kpina

Wszystkie te spektakle od początku łączy coś, co nazwałabym wstydliwym postrzeganiem polskiego bohaterstwa. Krótko mówiąc, widzę to jako próbę odbrązowienia bohaterów. Zrzucanie wielkich Polaków z cokołów nasza Ojczyzna przeżywała już parokrotnie. Lecz zawsze było to udziałem obcych. Przedstawienia te wpisują się w trwający od dłuższego czasu proces usuwania ze świadomości społecznej symboliki narodowej.

Czy Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, nie poczuwa się do odpowiedzialności za te fałszywki, które od kilku lat w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego serwuje Polakom, wystawiając spektakle ośmieszające, dyskryminujące Powstanie i jego bohaterów, co w konsekwencji prowadzi do wyeliminowania ze świadomości społecznej prawdziwej wartości tego wydarzenia w jego patriotycznym wymiarze? Owszem, to nie pan Ołdakowski reżyseruje te pseudoteatralne agitki propagandowe, lecz zapraszani przez niego reżyserzy. Jednak bez zgody dyrektora muzeum te uwłaczające Polakom przedstawienia nie mogłyby zaistnieć w tak ważnym dla nas miejscu.

Tymczasem, jak widzimy, spektakle rokrocznie są realizowane, grane i jakoś znajdują się na nie pieniądze. A trzeba dodać, że prócz tego, iż jest to bezczelna kpina z Powstania, to pod względem artystycznym rzecz stanowi kuriozum miernoty. To amatorszczyzna w najgorszym tego słowa znaczeniu. Zresztą dla twórców spektakli nie jest ważny poziom artystyczny. Oni traktują rzecz zadaniowo: przedstawienie ma spełnić konkretny cel, a więc tak ośmieszyć, obrzydzić etos Powstania, umniejszyć jego wagę i heroizm walczących Polaków, by dla współczesnych, zwłaszcza dla młodego pokolenia, przestało być wzorem patriotyzmu i podstawowych wartości.

Taka działalność, taki dobór reżyserów promujących antywartości, dyskredytujących i zohydzających idee patriotyczne, to rodzaj zdrady wobec śp. Lecha Kaczyńskiego. A nawet więcej, powiedziałabym - to rodzaj zdrady narodowej. Czy pan dyrektor Ołdakowski nie poczuwa się przynajmniej do przeproszenia nas, Polaków, którzy mu zaufali, gdy obejmował funkcję dyrektora muzeum? Zwłaszcza zaufał mu Lech Kaczyński. Na dziedzińcu muzeum znajduje się tablica poświęcona twórcy Muzeum Powstania Warszawskiego. Pamiętamy, ile wysiłku włożył ówczesny prezydent Warszawy prof. Lech Kaczyński, aby muzeum zaistniało, na ile kpin był narażony, z iloma przeciwnościami musiał walczyć. I wygrał. Mamy wspaniałe muzeum, ale nie wszystko, co w nim się odbywa, jest dobre. Nie może być zgody na wystawianie w tym miejscu przedstawień teatralnych w najwyższym stopniu uwłaczających dziedzictwu związanemu z etosem powstańczym. Zwłaszcza w tym miejscu. Muzeum Powstania Warszawskiego usytuowane na Woli szczególnie naznaczone jest krwią męczeńską. Gdy uważniej rozejrzymy się po sąsiednich ulicach, dostrzeżemy upamiętnione miejsca masowych egzekucji ludności cywilnej. Miejsca te - można powiedzieć - są niejako naturalną częścią muzeum, współtworzą jego klimat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji