Artykuły

Szekspirowskie blaski i cienie

XVII Festiwal Szekspirowski w Gdańsku. Podsumowuje Łukasz Rudziński w portalu trojmiasto.pl

Początek sierpnia to czas, gdy w Trójmieście prezentowana jest twórczość Williama Szekspira. Zobacz jak celebrowano Szekspira w trakcie Festiwalu Szekspirowskiego.

Co roku Festiwal Szekspirowski przez jeden letni tydzień przyciąga uwagę całego teatralnego środowiska do Trójmiasta, gdzie poznać można trendy i sposoby w prezentowaniu twórczości Williama Szekspira. Tegoroczny festiwal okazał się wartościowym przeglądem jedynie w kontekście polskich inscenizacji.

Co zapamiętamy z tegorocznego Festiwalu Szekspirowskiego? Na pewno ciekawe, różnorodne, odważne spektakle "Titus Andronicus" Teatru Polskiego we Wrocławiu oraz Staatsschauspiel Dresden, "Anatomia Tytusa Fall of Rome" Narodowego Starego Teatru w Krakowie czy "Na końcu łańcucha" Teatru Im. Osterwy w Lublinie - największe pozytywne zaskoczenie festiwalu. Nie sposób pominąć mistrzowskich "Pieśni Leara" w wykonaniu jednej z najlepszych polskich formacji teatralnych - Teatru Pieśń Kozła z Wrocławia. Jeśli dodamy do tego laureata konkursu o "Złotego Yoricka" - wybrany najlepszą polską inscenizacją sztuk Szekspira spektakl "Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej..." z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie - to okazuje się, że do Trójmiasta zawitała najsilniejsza polska reprezentacja inscenizacji sztuk poświęconych mistrzowi ze Stratfordu od wielu lat.

Niestety na przeciwległym biegunie znajdują się przedstawienia zagraniczne, z chlubnym wyjątkiem niezrównanej Bei von Malchus, która w pojedynkę (jako twórczyni własnego solowego teatru) broniła honoru "zagranicy" swoim "Shake Lear!". Performance "Równomowa" Dalibora Martinisa, czy kuriozalne nieporozumienie w nurcie głównym festiwalu - "Cały świat to scena, a ludzie na nim to tylko aktorzy" Emila Boroghiny, wraz z nieudanym, anachronicznym "Jak wam się podoba" [na zdjęciu] Kote Marjanishvili State Drama Theatre z Tibilisi należą do produkcji, które potraktować można jako uzupełnienie festiwalu, nie zaś (jak w przypadku gruzińskiej produkcji) jednej z jego większych atrakcji.

Najlepsza inscenizacja dzieł Szekspira - "Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej" w reżyserii Agaty Dudy-Gracz zaskakuje rozmachem inscenizacyjnym, w którym obok precyzyjnie podanej fabuły (przedstawianej ze szkolną dokładnością i troską o widza niemającego pojęcia o konflikcie między Trojanami a Grekami i Wojnie Trojańskiej) znajdziemy problemy uniwersalne, m.in. pogardliwy stosunek władzy do podwładnych, homofobię, rasizm czy degrengoladę wyższych sfer. O tym, że umieszczone po dwóch stronach sceny stronnictwa Greków i Trojan specjalnie się od siebie nie różnią, przekonują wielkie projekcje ich "krajów" zamykające scenę z obu stron - to zniszczone wojną ruiny miasta. Zresztą, cała akcja spektaklu rozgrywa się na matach imitujących błoto.

Ten błyskotliwy, klarownie przedstawiony, łączący język Szekspira i mitologii z rynsztokowym slangiem spektakl to perfekcyjna wizualnie i dojrzała inscenizacyjnie produkcja, która z pewnością zasłużyła na "Złotego Yoricka".

Z kolei wrocławsko-drezdeński "Titus Andronicus" w reżyserii Jana Klaty zaczyna się imponująco - długim, dobitnym pochodem trumien synów Tytusa Andronikusa, wniesionych na scenę przez ich ojca (świetny Wolfgang Michalek) do dźwięków "Marsza Żałobnego" Fryderyka Chopina. Trumny oczywiście stanowią później podstawę scenografii spektaklu. Klata na szekspirowski świat naniósł podział zakorzeniony w naszej kulturze: Rzymian grają Niemcy, barbarzyńskich Gotów - Polacy.

Spektakl nie nurza się jednak w odwiecznym konflikcie polsko-niemieckim, staje się raczej pastiszem z narodowych uprzedzeń, wykorzystuje linię historycznego napięcia między narodami do żartobliwej polemiki ze stereotypami (świetna scena kalamburu, gdy synowie Tamory usiłują zrozumieć intencje rzymskiego oficera ofiarującego w imieniu swojego wodza dwa nagie miecze). Temat spektaklu z czasem coraz silniej poddawany jest komiksowej wręcz grotesce, przez co traci na wymowie. Szkoda, bowiem nadmiar efektów ściąga spektakl w stronę absurdu kina Quentina Tarantino, co akurat na teatralnej scenie nie wypada tak korzystnie jak na ekranie. To jednak ważny, ciekawie pomyślany spektakl, słusznie nagrodzony wyróżnieniem podczas tegorocznego konkursu.

Dzięki odbywającej się w trakcie festiwalu konferencji "Języki władzy / języki sztuki" obejrzeliśmy jeszcze dwie inne polskie produkcje.

"Anatomia Tytusa Fall of Rome" w reżyserii Wojtka Klemma to parafraza szekspirowskiej tragedii autorstwa Heinera Müllera. Rzym ukazany został przez Klemma jako domek z kart, czy raczej z tektury rozpadającej się pod wpływem wilgoci. Bohaterów poznajemy w łaźni, wszyscy nadzy, równi wobec siebie, oczyszczający się z brudu (poprzednich starć i wojen?). Oglądamy dosłownie i w przenośni upadek imperium - kolosa na glinianych nogach, którego rozkłada fałsz, zgnilizna moralna i zakłamanie swoich obywateli, co bezlitośnie wykorzystuje Tamora do zemsty na Tytusie za śmierć syna.

Centralną postacią przedstawienia, obok Tytusa i Tamory, staje się Aaron (świetny Wiktor Loga-Skarczewski) - murzyński kochanek Tamory, w świecie intryg, zła i występku czuje się jak ryba w wodzie. Reżyser nie wszystkie sceny ogrywa teatralnie, niektóre pozostawia w deklamowanym przez aktorów do publiczności tekście, niekiedy chowa inscenizacyjne niedostatki za groteską (finałowa uczta u Tytusa). Powstała w efekcie ciekawa wizja rozpadającego się Rzymu czyli współczesnej Europy. Wojtek Klemm nie szuka na siłę uwspółcześnień tekstu Müllera, daje mu w pełni wybrzmieć.

"Na końcu łańcucha" w reżyserii Evy Rysovej jest właściwie teatralną instalacją, w którą wkomponowane zostały, między innymi, fragmenty "Tytusa Andronikusa" Szekspira. Ten pozornie daleki od inscenizacji szekspirowskich koncert - aktorzy śpiewają wiele kluczowych kwestii, wspomaga ich w tym ustawiony w środkowej części sceny zespół BROJO - precyzyjnie portretuje opresje w relacjach międzyludzkich. Granica między katem a ofiarą jest niekiedy bardzo cienka, o czym przekonuje przemiana Lawinii w Tamorę i "wprowadzenie" w rolę Lawinii młodej, naiwnej, zakochanej w Jokerze dziewczyny. Rysova stworzyła spektakl zadziorny, drapieżny w swojej wymowie i dobrze zagrany, w którym brutalność wstrząsa, a pomysły reżyserskie zaskakują widzów raz po raz (jak w obliczu konsternacji, gdy jeden z aktorów "traci przytomność" tuż przed przerwą i pozostali starają się udzielić mu pomocy).

Festiwal zamknął pokaz "Pieśni Leara" - 11 pieśni, z komentarzem i wprowadzeniem reżysera spektaklu Grzegorza Brala, który przyjmuje rolę przewodnika widza po spektaklu. Powstała surrealistyczna impresja, czerpiąca z tradycji śpiewu różnych kultur, w której wcale nie Lear, a Kordelia okazuje się najważniejsza. Jedenastu artystów w rękach Brala (reżysera-dyrygenta) staje się instrumentami, wydobywającymi odpowiednie głosy, by za pomocą śpiewu i muzyki zbudować emocje bohaterów "Króla Leara". To wyjątkowe przedsięwzięcie nieco inaczej skomponowane niż pokazywany dwa lata temu przez Pieśń Kozła "Makbet", zachwyca zespołowością i umiejętnością przywołania wielkich emocji tylko za pomocą muzyki i śpiewu.

Pomimo dobrych polskich przedstawień widać było, że Festiwal Szekspirowski był mocno okrojony. Schudł o trzy dni, a program i rangę międzynarodowego festiwalu dało się uratować dzięki sprowadzeniu zagranicznych monodramów i performance'u Dalibora Martinisa. Dobrze byłoby zadbać o to, aby pomiędzy krajowymi a zagranicznymi produkcjami doszukać się można było jakiejś myśli wspólnej. Ciekawym pomysłem jest wprowadzanie performance do programu festiwalu, jednak w przypadku "Ofelii. Ikonografii szaleństwa" na terenie budowy Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego poniesiono porażkę spowodowaną brakiem nagłośnienia. Zarówno ten projekt w reżyserii Zorki Wollny, jak i "Równomowa" Dalibora Martinisa okazały się także po prostu zbyt długie.

Festiwal Szekspirowski wciąż pozostaje jednym z najważniejszych teatralnych przeglądów w Trójmieście, ale jego główną siłą powinna być prezentacja interesujących zagranicznych propozycji. Szansa na to, by tak się stało, nadarzy się za rok w siedzibie Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, bowiem dyrektor Jerzy Limon zapowiedział, że następną edycję imprezy otworzy w swoim, ukończonym do tego czasu teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji