Artykuły

Zrealizowała kilkaset scenografii

Ze scenografem Barbarą Kędzierską rozmawia Andrzej Molik.

Andrzej Molik: - Jest Pani wśród polskich scenografów potęgą. Opera, teatr, teatr telewizji, widowiska masowe, film! Dużo się tego uzbierało od...

Barbara Kędzierska: - Mogę powiedzieć, że od roku 1972, kiedy skończyłam architekturę wnętrz w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Moje studia się trochę przedłużyły ze względu na pasję, która mną wtedy zawładnęła. Pokochałam żeglarstwo i wypłynęłam na Atlantyk.

- Ponoć od tej pory zaprojektowała i zrealizowała Pani kilkaset scenografii. Czy to w większości prace filmowe?

- 0 nie! Najwięcej powstało do Teatru TV. Było ich kilkadziesiąt, głównie jako owoc współpracy z reżyserem Laco Adamikiem. Teraz w teatrze telewizyjnym nastały ciężkie czasy, współpraca z TVP układa się różnie. Proponują nam na przykład jakiś małoobsadowy spektakl w naturalnych wnętrzach, podczas gdy my z Laco wyspecjalizowaliśmy się w widowiskach historycznych z bogatymi kostiumami i byliśmy znani z tego, że nawet przy niskim budżecie potrafiliśmy wyczarować takie cuda, że nikt nie dostrzegał ubóstwa środków przeznaczanych na ten cel.

- Druga miłość to opera?

- Najwięcej scenografii miałam w Operze Śląskiej, operach: krakowskiej, bydgoskiej, także wrocławskiej, w Teatrze Wielkim w Łodzi. W Poznaniu współpracowałam z Ewą Wycichowską i jej teatrem tańca. W samym Teatrze Wielkim w Warszawie stworzyłam kilkanaście scenografii. Długo byłam tam pierwszym scenografem i musiałam przygotować co najmniej jedną premierę rocznie.

- W Wielkim widziałem ostatnio "Madame Buterfly" z zapierającą dech, wysmakowaną scenografią Czecha Borisa Kudlicki.

- Mariusz Treliński, młody reżyser, który zrealizował z Kudlicką tę operę Pucciniego, przychodził często na próby do Teatru Wielkiego podglądać naszą pracę. Mogę powiedzieć, że dziś preferuje podobną estetykę jak ta, którą proponujemy razem z Laco Adamikiem. Zawsze mówił, że lubi nasze rozwiązania.

- Do operowych dołączają jeszcze realizacje teatralne?

- To kolejny rozdział. Współpracowałam scenograficznie z warszawskimi teatrami: Ateneum, Powszechnym, Syreną, krakowskim Starym Teatrem, sceną w Toruniu.

- No i wreszcie film...

- Mam na koncie zaledwie kilka, chociaż np. ciekawym doświadczeniem była realizacja z Laco osadzonego w realiach XVII w. filmu "Crimen" z Bogusławem Lindą w roli głównej. Nie wciąga mnie film. Byłam tak pochłonięta pracą telewizyjną, a później operową, że znalazł się na boku.

- Co zatem skłoniło Panią do pracy przy filmie o roboczym tytule "Pokolenie", który powstanie przy pomocy ekipy z lubelskiego ośrodka telewizyjnego?

- To nie do końca inne doświadczenie. A tę ekipę znam z telewizji.

- Reżyser tego filmu Mariusz Malec wyraża się o Pani z wielką atencją, nie kryjąc satysfakcji, że może z Panią współpracować.

- Z Mariuszem miałam kilka lat temu współpracować przy spektaklu Teatru TV. Stwierdzono, że młodemu, debiutującemu reżyserowi pomoże moje doświadczenie. Dał mi zarys pomysłu i bardzo ten projekt doceniłam, dając mu tego wyraz w rozmowie. Do realizacji jednak nie doszło i o nim zapomniałam. Teraz Mariusz mi o wszystkim z wdzięcznością przypomniał. W ramach prac scenograficznych uprawiam taki ich szeroki wachlarz, że robiłam nawet kilka festiwali w Sopocie i Opolu, wielkich koncertów i widowisk plenerowych. Traktuję więc te zaproszenia jako jeszcze jeden kierunek pracy. Lubię zmienność. Po operze popracować np. przy koncercie TV "Piękne głosy". To coś dla mnie normalnego.

- I nie ograniczy Pani inwencji fakt, że ten film o pokoleniu Ryszarda Kaczorowskiego, prezydenta RP na uchodźstwie ma mieć formę paradokumentu?

- Ale inscenizowaną. Trzeba będzie znaleźć dla opowieści odpowiednią fakturę. I przy scenach fabularyzowanych jest to moje zadanie. Mam co robić. To zupełnie inne zadanie niż w teatrze czy operze, inny sposób myślenia, ale dziedzina wciąż bliska. Może tylko trudno ją uznać za reprezentatywną dla tego, co już mam za sobą, a i przed sobą, bo ten rok jest bogaty w plany. Zrealizuję m.in. na różnych scenach scenografię aż do czterech oper: "Toski", "Halki", "Strasznego dworu" i "Opery za trzy grosze".

- Czym zajmowała się Pani podczas pobytu w Lublinie?

- Wraz z ekipą robiliśmy dokumentację zdjęciową obiektów. Będzie pomocna przy dalszej pracy. Moim zadaniem będzie, by je tak przystosować, żeby odpowiadały wymaganiom scenariusza. Muszę je wypełnić meblami, rekwizytami z epoki, co pozwoli je uwiarygodnić jako miejsce akcji. To samo dotyczy plenerów.

- Miała Pani wpływ na ich wybór?

- Tak. Czuję, że ekipa, która będzie w maju realizowć ten film, ma do mnie duże zaufanie. Ja też chwalę sobie współpracę z nią i z Mariuszem Malcem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji