Artykuły

Prawda i miłość według Krappa

Atutem przedstawienia "Fernando Krapp napisał do mnie ten list", które zainaugurowało działalność nowej sceny Starego Teatru, jest aktorstwo. Spektakl wyreżyserowany przez Krystynę Meissner został świetnie obsadzony i zagrany. Malkontenci mogą jednak mieć zastrzeżenia do interpretacji, która, wydaje się, nieco zubożyła postawiony w sztuce problem, nadając mu zbytnią jednoznaczność.

Miłość i pożądanie, prawda i gra pozorów, uczucia, konieczność lub niemożność ich ekspresji są tematem sztuki Tankreda Dorsta opartej na opowiadaniu Miguela de Unamuno. Tytułowy Fernando Krapp (mąż) - bezpośredni, szczery do bólu, z gruba ciosany, lakoniczny, dla którego "to, co jest - jest, a czego nie ma, to nie ma" to rola stworzona dla Krzysztofa Globisza. Z malującą się na twarzy prostotą i otwartością dużego dziecka aktor przekonująco kreuje postać Krappa, człowieka dorosłego, który w jakiś niewiarygodny sposób zachował dziecięcą bezpośredniość i umiejętność jasnego, jednoznacznego stawiania spraw. Maja Ostaszewska w roli Julii (żony) zachwyca subtelnością w oddawaniu migotliwych, ulotnych nastrojów, obdarza graną przez siebie postać wewnętrznym rozedrganiem. To pulsowanie kaprysów i impulsów, którymi kieruje się Julia, czyni z niej postać niezwykle prawdziwą i efektownie kontrastuje ze stabilnością i klarownością, by tak rzec, psychiki męża. Oglądając tę parę, trudno oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia zarówno z żywymi postaciami, postawionymi w konkretnej sytuacji małżeńskiego kryzysu, jak i rodzajem uogólnienia istoty kobiecości i męskości. Kobieta i mężczyzna przedstawieni są jako osoby tak różne, że właściwie nie sposób im się porozumieć i jedyną rzeczywistością ich wspólnego obcowania pozostaje cierpienie.

Pomiędzy tą parą, ukazaną w pełni psychologicznych niuansów ich wzajemnych relacji, jako element zupełnie obcy, zakłócający organiczność tego związku, pojawia się ten trzeci - Hrabia, duchowy powiernik żony, cierpiącej z powodu oschłej lakoniczności męża. Jacek Romanowski kreśli postać Hrabiego dosyć grubą kreską, to figura z farsy raczej, groteskowy kabotyn, którego miłosne wyznania brzmią jak przeraźliwy zgrzyt. Przy tak ustawionej przez reżyserkę koncepcji postaci sztuka zyskuje ów Brechtowski "efekt obcości", na który powołuje się w swych tekstach autor: wyraźnie widzimy, że coś nam się tutaj pokazuje, demonstruje, unaocznia, odgrywa (podobną rolę pełnią puenty i dopowiedzenia wygłaszane pod koniec każdej sceny przez aktorów w kierunku publiczności). Jednakże formalne i umowne potraktowanie postaci kochanka (z tego zadania Romanowski wywiązuje się z podziwu godną skrupulatnością i precyzją) zuboża wymowę całości. Studium o prawdzie - tak brzmi podtytuł sztuki - niebezpiecznie zmierza w stronę umoralniającej powiastki.

Z uproszczoną do jednego wymiaru i czytelną od pierwszej sceny postacią Hrabiego kontrastują Fernando i Julia. Motywacje Krappa - naiwna prostoduszność czy wyrafinowana gra? - do końca pozostają zagadkowe. Maja Ostaszewska pozwala nam obserwować kolejne odcienie i wahania zmiennych uczuć - gniewu, fascynacji, miłości, goryczy, niespełnienia, buntu, upokorzenia, rezygnacji i akceptacji losu. Spektakl rozgrywa się w prostej, czarnej scenografii Aleksandry Semenowicz; biel, szarość i czerń kostiumów złamana jest czerwienią, której symbolicznej wymowy nie sposób nie zauważyć. Aktorom udało się uniknąć sentymentalizmu w tej opowieści o miłości, która może zbawić człowieka. Tej pozornie trywialnej konstatacji nie boi się cytowany w programie do spektaklu Emil Cioran. Wartość inscenizacji mogą docenić tylko ci, którzy również nie przestraszą się banalności tej prawdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji