Artykuły

Dziennik podróży objazdowego spektaklu "Gdzie jest Pinokio?" - Ostrówek

Zbudowaliśmy namiot na łące za garażami. Jeszcze wczoraj rosła tu trawa po kolana - relacjonuje Justyna Czarnota.

Wy ten namiot poważnie rozstawiacie, żeby zagrać w nim półtorej godziny? - pyta mnie po pięciu godzinach montażu pan z Ostrówka, pierwszej miejscowości, w której gościmy. Oczy mu się zaokrągliły i widzę w nich szczere zdziwienie. Odpuszczam sobie informację, że właściwie spektakl trwa trochę krócej... Ale tak właśnie jest: w każdym miejscu w namiocie odbywa się tylko jeden pokaz, pozostałe atrakcje, czyli parada i warsztaty, są organizowane w innych przestrzeniach.

***

Ostrówek to niewielka miejscowość, ledwo półtora tysiąca mieszkańców. Namiot wzbudza prawdziwe zainteresowanie - mnóstwo dzieciaków przyjeżdża tutaj po prostu z ciekawości, rzucić okiem na to, co się dzieje. Większość nigdy nie była ani w teatrze, ani w cyrku. Niektóre zagadują, pytają o szczegóły: godzinę spektaklu, ceny biletów. W dzień przedstawienia zaglądają głównie niedowiarki, upewnić się, czy naprawdę nie trzeba płacić. Kilka razy podjeżdża bardzo gadatliwy, troszkę grubszy, na oko ośmioletni chłopczyk. Jest bardzo poważny, odnosi się do mnie z podejrzanym wręcz szacunkiem, mówi okrągłymi zdaniami, które dość śmiesznie brzmią w ustach takiego knypka. Uprzedza, że jest straszliwym gadułą, a do tego niezwykle ciekawskim i wszędzie musi wściubić nos. Pokazuję mu więc, jak wygląda ustawianie świateł - niechże zaspokoi swoją ciekawość. Po południu przyjeżdża kolejny raz. Mówię mu, że jest za wcześnie, że ma jeszcze dwie godziny. On na to: "Jest z tym pewien problem. Ja jestem bardzo religijny i muszę iść na mszę na 18". Pytam, czy nie ma żadnej innej mszy i właściwie, czemu chce iść do kościoła, skoro dziś czwartek. Z całą powagą odpowiada: "Wiem, że pani zrobi wszystko, żeby nabyć popularność swojemu spektaklowi, ale ja postępuję, jak postępuję". Jasne, czuję, że nie mogę nic powiedzieć, choć tak wiele słów ciśnie mi się na usta. Kościół naprawdę wygrał w teatrem, bo gaduły już nie spotkałam...

***

W Ostrówku pojawiło się na widowni ze 250 osób, część przyjechała z sąsiednich miejscowości. Widziałam całe rodziny, ale też zadziwiająco wielu dorosłych przyszło w grupach, bez towarzystwa dzieci. Zmęczone twarze części z nich zdążyłam już zapamiętać: w ciągu tych dwóch dni spędzali długie godziny na murku obok, paląc papierosy, sącząc alkohol. A teraz widzę stare konie w błyszczącymi oczami wpatrujące się w scenę, poszturchujące się nawzajem od czasu do czasu, rechoczące dla dodania animuszu. Ale siedzą twardo, żaden nie wychodzi, choć w środku duszno i parno.

***

Demontaż. W każdej miejscowości dom kultury wyznacza trzy osoby, które pomagają naszym pracownikom technicznym. Tutaj zostaje wielka grupa, może z 10 chłopa, w tym wielu "murkowych". Patrzę na niewielki stadion, na którym nie pozwolono nam się rozstawić, bo został wyremontowany za pieniądze Unii i murawa musi pozostawać w nieskazitelnym stanie (zapewne tak będzie: przez dwa dni naszej obecności nie widziałam tam żadnego gracza, żadnego człowieka - tylko zraszacze do trawy). Zbudowaliśmy namiot obok, na łące za garażami. Jeszcze wczoraj rosła tu trawa po kolana. Trzy godziny zajęło nam doprowadzenie tego terenu do stanu używalności. Po bokach stoją dwie trochę zardzewiałe bramki. Widać, że kiedyś było to boisko, podobno ostatni raz używano go przed siedmioma laty. Jeszcze miesiąc wakacji, może chłopaki przyjdą tu pograć w gałę...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji